Piotr Ślusarczyk
„Postuluję ni mniej, ni więcej, tylko muzułmańską reformację. Uważam, że bez przebudowy fundamentów islamu nie da się rozwiązać (…) problemu przemocy politycznej w imię religii” – pisze Ayaan Hirsi Ali w nowej książce „Heretyczka”.
Zainteresowanym tematem islamu postaci tej przedstawiać nie trzeba. Uznana przez redakcję „Timesa” za jedną z najbardziej wpływowych kobiet na świecie, Hirsi Ali jest jednym z najpoważniejszych krytyków islamu. Wcześniej robiła karierę polityczną w Holandii, dziś wykłada na Uniwersytecie Harvarda i chce zmieniać islam.
Ewolucja poglądów Ayaan Hirsi Ali
Publicystka zna doskonale funkcjonowanie muzułmańskiej społeczności z własnego doświadczenia. Odebrała tradycyjne, religijne wychowanie. Przez pewien czas mieszkała w Mekce. W młodości znajdowała się pod silnymi ideologicznym wpływem Bractwa Muzułmańskiego.
Ta sytuacja zmieniła się w czasie pobytu w Holandii. Mieszkając w jednym z najbardziej liberalnych miejsc na świecie, Hirsi Ali przeżywała swego rodzaju „kulturową schizofrenię”. Z jednej strony chciała zachować swoją muzułmańską tożsamość, z drugiej zaś pociągała ją wolność i zachodni styl życia. Momentem przełomowym był dla niej 11 września 2001 roku, kiedy to dojrzała ostatecznie myśl o apostazji, choć krytyczny stosunek do religii Mahometa kształtował się już wcześniej, pod wpływem studiów filozoficznych w Lejdzie i kursów historii powszechnej Europy.
Autorka „Niewiernej” tak wspomina wykład na temat reformacji: „Pamiętam, że słuchałam zafascynowana i jednocześnie przerażona, ponieważ w tamtym czasie wolałam nie myśleć, że prawa stworzone przez człowieka mogą zastąpić boskie”. Potem przyszedł gwałtowny bunt przeciwko islamowi i jego politycznym implikacjom. Jego wyrazem była współpraca z zamordowanym później w Amsterdamie Theo van Goghiem przy filmie „Submission”. Dokument ten poruszał problem przemocy wobec kobiet w społeczeństwach muzułmańskich.
W tamtym okresie i jeszcze parę lat potem Ayaan Hirsi Ali występowała otwarcie przeciwko islamowi. Napisała kilka książek, wiele artykułów, w których rozprawiała się z poprawnie politycznym mitem „islamu jako religii pokoju”. Po fazie krytycznej przyszła pora na propozycję pozytywną. Najnowsza jej książka ma na celu nie tyle krytykę islamu, ile wezwanie do jego odnowy. Jego reformacji.
Po pierwsze prawda
Ayaan Hirsi Ali doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że każda zmiana wymaga rzetelnej diagnozy sytuacji. Pierwszym warunkiem rzeczywistej zmiany w społecznościach muzułmańskich jest zerwanie z polityczną poprawnością oraz oszukańczym sojuszem muzułmańskich radykałów z „liberalnymi” dziennikarzami, profesorami i politykami, którzy blokują wszelką opartą na faktach debatę, posługując się bałamutnym terminem „islamofobii” czy „kulturowego rasizmu”.
Dopóki w głównym nurcie publicznej debaty politycznej, naukowej i medialnej będzie obowiązywał fałszywy sąd, mówiący, że islam i przemoc są zjawiskami od siebie zupełnie niezależnymi, dopóty ginąć będą kolejne ofiary dżihadystów, a wszelkiej maści radykałowie będą mogli działać bez większych przeszkód, zarażając nienawiścią i przemocą kolejne pokolenia wyznawców Allaha.
Hirsi Ali stawia tezę, że przeszkodą dla wprowadzania zmian w muzułmańskich społecznościach są nie tyle islamscy fundamentaliści, ile rozmaici liberałowie, którzy w zarodku tłamszą każdą krytykę religii Mahometa. To przez poprawnie politycznych wykładowców Uniwersytetu Brandeisa władze uczelni zrezygnowały z nadania jej doktoratu honoris causa, argumentując, że ona obraża muzułmanów. Pod petycją w sprawie Hirsi Ali podpisali się zarówno islamscy radykałowie, jaki i lewicowi profesorowie, zajmujący się studiami nad „homoseksualną i feministyczną narracją”.
Różni muzułmanie
Oprócz wiedzy, niezbędna dla pożądanej zmiany jest także charakterystyka społeczności muzułmańskiej. Należy uświadomić sobie różnice dzielące muzułmanów pod względem stosunku do religii i postaci Mahometa. Jak zaznacza sama autorka, podział na „trzy rodzaje muzułmanów” nie jest tożsamy z istnieniem trzech różnych nurtów islamskiej doktryny. Zdaniem Ayaan Hirsi Ali wyznawcy Allaha dają się zaklasyfikować do jednej z trzech grup:
1) Muzułmanie medyńscy. Ludzie ci uznają za absolutny ideał proroka Mahometa oraz pragną powrotu do korzeni islamu. Charakteryzują się tym, że „wprowadzenie szariatu traktują jako swój obowiązek. (…) To właśnie muzułmanie medyńscy nazywają wyznawców judaizmu i chrześcijaństwa świniami i małpami (…) stosują karę śmierci przez ścięcie za zbrodnię niewierności islamowi, ukamienowanie za cudzołóstwo i powieszenie za homoseksualizm”.
2) Muzułmanie mekkańscy. Są to muzułmanie pobożni, praktykujący swoją religię, lecz nie chcą sięgać po przemoc. Ci z nich, którzy żyją w kulturach zachodnich, skazują siebie na nieustanny dysonans poznawczy. „Schwytani w potrzask między dwoma światami – wiary i doświadczenia, starają się dochować wierności islamowi w kontekście świeckiego, pluralistycznego społeczeństwa, które na każdym kroku rzuca wyzwanie wyznawanym przez nich wartościom i poglądom. Dla wielu jedynym rozwiązaniem (…) jest ucieczka do zamkniętej (…) enklawy”.
3) Muzułmańscy reformatorzy. Do tego grona należą „osoby pragnące reformy swojego wyznania, na przykład duchowni, którzy uświadomili sobie, że religia musi się zmieniać, bo w przeciwnym razie wierni wpadną w nie mające końca błędne koło politycznej przemocy”.
Muzułmanie medyńscy z roku na rok, w jej ocenie, rosną w siłę i biorąc pod uwagę prognozy demograficzne w ciągu najbliższych kilkunastu lat będą stanowić jeszcze większe niebezpieczeństwo dla Europy i Ameryki. Jedyną drogą wyjścia z tego impasu ma być reforma islamu, która może dokonać się poprzez wspieranie muzułmańskich dysydentów. Tymczasem ani media, ani politycy tego nie robią: „Ignorujemy dysydentów, nawet nie znamy ich nazwisk” – pisze autorka.
Co należy zmienić?
Recepta Ayaan Hirsi Ali na uczynienie z islamu rzeczywiście „religii pokoju” zawiera jedynie pięć punktów:
1. Dopuścić wielość interpretacji Koranu, odrzucając jednocześnie dosłowną interpretację tzw. „wersetów miecza”;
2. Przykładać większą wagę do życia na ziemi, niż do tego, co ma nastąpić po śmierci;
3. Ograniczyć, a miejscami zupełnie odrzucić, doktrynę szariatu.
4. Osłabić rolę moralnego autorytetu imama oraz powstrzymać tych muzułmańskich duchownych, którzy roszczą sobie prawo do decydowania o tym, co jest dobre, a co jest złe i narzucenia innym swojej interpretacji.
5. Zakazać prowadzenia dżihadu.
Jak zastrzega publicystka, propozycje te nie są wyłącznie jej wymysłem, lecz stanowią pewne podsumowanie intelektualnego wysiłku wielu muzułmańskich myślicieli. Niektórzy z nich byli za nie skazywani na śmierć.
Donkiszotowski trud?
Ayaan Hirsi Ali zdaje sobie sprawę z tego, że jej książka nie wywoła takiego poruszenia w świecie muzułmańskim, jakie wywołały tezy Lutra w szesnastowiecznej Europie. Doskonale rozumie swoje położenie. Jak sama pisze – jedni muzułmanie mogą się obrazić, drudzy uznać, że brak jej kompetencji teologicznych, jeszcze inni będą zapewne próbować zamknąć jej usta.
Mimo tego autorka stwierdza: „Moja książka jest optymistyczna. Nie nawołuje do kolejnej wojny z terroryzmem i ekstremizmem, lecz zachęca do prawdziwej dyskusji zarówno w świecie muzułmańskim, jak i wewnątrz niego. W tej książce staram się wytłumaczyć, jakie elementy może zmienić reformacja. Napisałam ją z perspektywy osoby, która na pewnym etapie swojego życia należała do (…) wierzących i tkwiących w swym kokonie, do fundamentalistów i wreszcie do dysydentów”.
Tutaj rodzi się pytanie. Czy prywatna droga tej intrygującej intelektualistki, niezwykle odważnej kobiety i wpływowej publicystki stanie się inspiracją do zmiany mentalności miliarda muzułmanów, których religia uniknęła reformacji przez ostatnie tysiąc czterysta lat?