Nasilające się wpływy radykalnego islamu i archaicznych obyczajów plemiennych sprawiły, że w Iraku wiele kobiet nie ma dostępu do jakiejkolwiek opieki medycznej. Dla islamistów propagujących pogląd, iż pielęgniarka musi być rozwiązła, życie i zdrowie kobiet jest nic nie warte.
Irakijczyk, doktor Ayad al-Hadithy mówi, że w jego kraju nadal są regiony, w których mężczyzna woli, by jego żona zmarła w połogu niż gdyby miał jej dotknąć lekarz lub pielęgniarz.
Brak opieki medycznej dla kobiet i dzieci to jeden z największych problemów, z jakimi zmierzą się władze i siły stabilizacyjne w prowincji Anbar. W tym regionie na 50 tysięcy mieszkańców nie ma ani jednej kobiety lekarza, a jeśli chodzi o pozostały personel medyczny, prowincji musi wystarczyć jedna położna i jedna pielęgniarka! Jedna na pięć kobiet umiera przy porodzie, a wiele przez całe życie nie odwiedza lekarza ani razu.
Dzięki staraniom władz w Ramadi, stolicy prowincji, otworzono rok temu żeńską szkołę pielęgniarską. Niebawem jej mury opuści pierwszych dziesięć absolwentek.
Kobiecego personelu medycznego brakuje, ponieważ prowincja rządzi się według zasad purytańskiego islamu i praw plemiennych. Al-Hadithy, 49-letni specjalista w zakresie opieki nad matkami i dziećmi nie godzi się z taką sytuacją: To nie islam, ale ignorancja. W żadnym miejscu islam nie mówi: pozwól, by twoja żona umarła – mówi.
Kolejną przeszkodą jest niechęć mężczyzn do tego, żeby ich żony podróżowały, by się kształcić. Al-Hadithy najpierw musiał przekonać imamów, żeby nie potępiali z ambony projektu kształcenia kobiet na pielęgniarki i położne.
Co więcej, w Iraku pielęgniarki nie cieszą się szacunkiem, ponieważ pracują również na nocną zmianę i mają styczność z mężczyznami. Uprzedzenia są głęboko zakorzenione. Suad Aziz, nauczycielka w szkole w Ramadi mówi otwarcie: Pielęgniarki uważa się za rozwiązłe kobiety. Zwyczaje plemienne budzą w przyszłych pielęgniarkach obawę: uczennice szkoły w Ramadi nie chcą być rozpoznane, dlatego na zajęcia przychodzą zasłonięte chustami.
Jeśli pielęgniarki z Ramadi znalazłyby zatrudnienie, sytuacja pacjentek poprawiłaby się w przeciągu pięciu lat. Jednak uboga prowincja jest całkowicie zależna finansowo od rządu w Bagdadzie. Khamis Musharaf, pediatra w jedynym w regionie szpitalu matki i dziecka mówi, że gdyby mógł, natychmiast zatrudniłby wszystkie pielęgniarki; jednak zaraz dodaje: Rząd na to nie pozwoli, mamy związane ręce. Na 250 miejsc w szpitalu nie ma ani jednej pielęgniarki; opiekę nad chorymi dziećmi sprawują ich matki.
Sytuacja służby zdrowia w Iraku jest dramatyczna. Znaczna część służb medycznych opuściła kraj w latach dziewięćdziesiątych, za rządów Saddama Husajna, wielu pracowników zostało zastrzelonych podczas inwazji. Ogółem kraj stracił 80% personelu medycznego. Wiele szpitali popadło w ruinę, a ci lekarze, którzy nadal wykonują swój zawód, muszą wynajmować ochroniarzy.
JB na podstawie AP