Wraz z pogłębiającym się kryzysem na Zachodzie narasta napięcie pomiędzy grupami imigrantów konkurującymi na rynku pracy oraz świadczeń socjalnych. Polacy zdają się być na gorszej pozycji od osadzonych już w systemie imigrantów z krajów islamskich.
W artykule Radny z Rotterdamu odsyła Polaków do domu w Gazecie Wyborczej, Jacek Pawlicki zwraca uwagę na pogłębiający się kryzys, który powoduje nie tylko niechęć obywateli państw zachodnich do imigrantów, ale także zwiększoną konkurencję pomiędzy poszczególnymi grupami imigrantów.
Lewicowy radny tureckiego pochodzenia, Hamit Karakus, oświadczył: Pobyt Polaków bez pracy, bez dochodów i dachu nad głową nie jest pożądany w mieście. Chcemy zachęcać ich do czasowego powrotu do kraju. Będą mogli wrócić do Rotterdamu, kiedy skończy się kryzys.
Jego rzeczniczka Farida Aghris tłumaczy wypowiedź szefa jako podyktowaną troską o Polaków, żeby nie znaleźli się na bruku.
Szefowa polonijnego portalu Polonia.nl, Małgorzata Boś-Karczewska próbuje bronić rodaków: My, Polacy jesteśmy łatwym łupem, nie mamy żadnej grupy nacisku, żadna partia nie interesuje się nami. Turcy i Marokańczycy są w Holandii od lat i mają swoje organizacje i polityków. Trzeba się postawić, ale jako grupa interesu.
To nie pierwsze tego typu wystąpienie Karakusa. Pod koniec 2007 roku chciał wprowadzić zakaz osiedlania się Polaków w tanich imigranckich dzielnicach. Rozpętał też dyskusję o niedostosowaniu Polaków do holenderskich norm.
Na początku ubiegłego roku podobny artykuł ukazał się w Yorkshire Post. Opisano w nim napiętą sytuację między imigrantami w Bradford, gdzie młodzież pochodzenia pakistańskiego protestowała przeciwko wschodnim europejczykom zabierającym im pracę.
Projekt zbadania i złagodzenia napięć powierzono brytyjskiemu think-tank QED, reprezentującemu południowoazjatyckich imigrantów (głównie pakistańskich). Do grona osób wspierających QED należy Lord Nazir Ahmed, znany ze swoich radykalnych poglądów, na przykład krytyki nadania tytułu szlacheckiego Salmanowi Rushdie, z argumentacją, że ma on krew na rękach.
Dyrektor projektu, Mohammed Ali uważa, że rozszerzenie Unii Europejskiej ma negatywny wpływ na ilość pracy dostępną dla mniejszości etnicznych – łatwo jest sprowadzić osoby z zewnątrz, którzy będą pracowali za mniej, ale ryzykujemy, że zapomnimy o naszych ludziach.
Jeden z azjatyckich naukowców z meczetu w Bradford, który nie chce podać swojego nazwiska, powiedział: Wielu Polaków przybywa do Bradford i niestety widzimy muzułmańskich chłopców wybijających im szyby. Narzekają, że Polacy przychodzą i zabierają ich pracę. Przenoszą swoją agresję na nowych imigrantów, za to, za co sami musieli cierpieć przez lata.
W obronie Polaków na wyspach wypowiedział się latem ubiegłego roku Daniel Kawczynski, konserwatywny poseł polskiego pochodzenia. Kawczynski, krytykując nieobiektywne materiały BBC piętnujące głównie polskich imigrantów, stwierdził: Dziewięciu na dziesięciu imigrantów w Wielkiej Brytanii nie pochodzi z Polski, ani nawet z nowych krajów UE, lecz z indyjskiego subkontynentu, Afryki i Karaibów, ale mimo to uwaga mediów skoncentrowana jest na Polakach.
Sytuację taką tłumaczy jego zdaniem panująca na Wyspach subkultura politycznej poprawności. Media mogą pisać o imigracji Polaków bez narażania się na zarzut uprzedzeń rasowych.
Jan Wójcik