11 września 2001 roku byłem w Polsce. Sprawowałem wówczas funkcję ambasadora Izraela w Warszawie i miałem wykład na uniwersytecie w Poznaniu na temat szans pokoju na Bliskim Wschodzie.
Gdy po zakończeniu wykładu zadzwoniono do mnie z ambasady i powiedziano, co się stało w Nowym Jorku, na początku uznałem to za niestosowny żart (potem wielu ludzi mówiło mi, że zareagowało podobnie).
Po chwili zadzwoniła jednak do mnie z tą samą informacją moja świętej pamięci żona. Muszę przyznać, że zamach na World Trade Center, jego skala i sposób wykonania całkowicie mnie zszokowały. Natychmiast zaczęli do mnie dzwonić dziennikarze, między innymi z „Rzeczpospolitej”, zaproszono mnie do telewizji. „Kto to zrobił?” „Nie wiem – odparłem – wiem natomiast, kto się cieszy”.
Świat toczy obecnie III wojnę światową, czyli wojnę z terrorem. Jest to wojna znacznie trudniejsza niż poprzednie dwie. Jej polem jest bowiem cały świat. Nie ma ustalonych frontów, nie wiadomo, kiedy wybuchła, przeciwnik jest nieuchwytny, nie ma nawet z kim zawrzeć pokoju. Wojna ta kosztuje nas miliardy dolarów, wszyscy – choćby na lotniskach, gdzie przechodzimy przez surowe kontrole – odczuwamy jej skutki.
Nieżyjący już Samuel Huntington był ostro atakowany za swoje poglądy, ale to on miał rację. Czy nam się podoba czy nie, żyjemy w epoce zderzenia cywilizacji. Z jednej strony my, z drugiej ludzie, dla których ludzkie życie nie ma żadnej wartości. Ludzie gotowi na wszystko. Pokonać ich nie będzie łatwo, prawdopodobnie zajmie nam to jeszcze wiele lat.
Więcej na: rp.pl