Sławosz Grześkowiak
Zrozumienie brutalności współczesnego Państwa Islamskiego z terenu Syrii i Iraku staje się łatwiejsze po zapoznaniu sie z pracą Abu Bakra Nadżiego (ang. Naji), „Management of Savagery” („Zarządzanie barbarzyństwem”) z 2004 r.
Tożsamość tej postaci pozostaje nieznana. Niektórzy uznają Nadżiego za Tunezyjczyka, inni za Saudyjczyka, a jeszcze inni twierdzą, że może to być pseudonim kilku różnych teoretyków dżihadyzmu. Kilkusetstronicowa praca ukazała się w 2004 r. w internetowym magazynie Al-Kaidy „Sawt al-Jihad”, a przedmiotem jej rozważań jest przedstawienie szczególnego wariantu utworzenia islamskiego państwa.
Na drodze do ustanowienia kraju zarządzanego szariatem istnieje jednak poważna przeszkoda. Według Abu Bakra Nadżiego świat zapełnił się złem w całym swoim wymiarze, a islamska nadzieja została udaremniona. Czym jest to zło? Fałszywym poglądem, że muzułmańska jurysprudencja zezwala na polityczną różnorodność i negocjacje ze świeckimi władzami oraz zgodą na przyjmowanie niewiernych na stanowiska wojskowe, polityczne i sądownicze.
Złem jest także działanie pokojowe. Na głosy potępiające militaryzację organizacji islamskich i tłumaczenie, że ruch islamski jest ruchem misyjnym, Nadżi z irytacją odpowiada: „A co robił Prorok ze swoimi towarzyszami? Na mojego ojca i matkę, czyż on ich nie militaryzował? Któż bardziej jest wyuczony w szariacie, prawie uniwersalnym? Jakżeby miało być inaczej, jeśli sam Allah polecił mu słowa zapisane w jednym z hadisów: ‘Zwalczajcie tych, którzy są wam nieposłuszni razem z tymi, którzy są wam posłuszni’”.
Według pragnień autora awangarda islamu stanie się pojedynczą siłą, jednoczącą grupy, organizacje i ludzi, wspierając ich po krańce Ziemi i jednocześnie czyniąc wśród wrogów podziały. Będzie zdolna wprowadzić zasady szariatu, zachować jego prawa i prawa ludzkości, którymi kafirzy i apostaci się tylko zabawiają. Ci, którzy idą za tyranami [świeckimi rządami] są ich niewolnikami. Zwracają się do nowoczesnej cywilizacji Szatana, a ich chore umysły wyobrażają sobie, że wyczekiwany naród islamu jest narodem reprezentowanym w ONZ, żyjącym obok swych sąsiadów i mającym z nimi wzajemne interesy. Tymczasem realia mają być takie, że państwo islamskie oparte jest na redukcji ich wszystkich!
Niektórzy, według Nadżiego, w dążeniu do ustanowienia kalifatu proponują rozwiązania pokojowe, za pomocą politycznych wyborów czy ograniczonego prozelityzmu. Inni postulują rozwiązania szybkie za pomocą nagłego uderzenia, które kończą wszystko w krótkim czasie i przy małym rozlewie krwi. Nadżi argumentuje, że to nieracjonalne. Niezbędne są dwa etapy: „udręki i wyczerpania” oraz „zarządzania barbarzyńskim chaosem”. Jak do nich oraz do zjednoczonego państwa muzułmańskiego doprowadzić?
Poprzez polaryzację ummy, wspólnoty. Podobnie jak uczynili to pionierzy islamu, którzy przekształcili społeczeństwo w dwie opozycyjne grupy, zapoczątkowując pomiędzy nimi brutalną walkę, na której końcu miało być albo zwycięstwo albo męczeństwo. Inaczej, idąc dalej za słowami Nadżiego – albo zwycięska wojna, albo upokarzający pokój. Podobnie dzisiaj, wywodzi dalej, jedni opowiedzą się za ludźmi prawdy, a drudzy za ludźmi fałszu. Przez pewien czas będą też jeszcze kolejni, neutralni, oczekujący przyłączenia się do zwycięzców.
Za współczesny odpowiednik etapu barbarzyństwa Nadżi podaje Afganistan, gdzie miał on istnieć przed nastaniem Talibów i dzięki nim się zakończyć. Następuje więc w sposób naturalny, ale można go wywołać sztucznie. Gdy się to osiągnie, należy działać tak, jak jest to dla tego etapu właściwe, a więc w pełni świadomym stosowaniem przemocy. Jeśli bowiem zabraknie jej w dżihadzie, to muzułmanów ogarnie słabość i będzie to główny czynnik w utracie ich siły. Niewiernych należy masakrować, bo islam jest obecnie w takiej samej sytuacji, jak po śmierci Mahometa i wybuchu apostazji. Towarzysze Proroka doskonale rozumieli kwestię przemocy i pomimo że palili ludzi żywcem, to znali pozytywny skutek tych działań dla ummy. Nie zabijali dla przyjemności. Byli najbardziej miłosiernymi istotami po Mahomecie. Idąc więc za tym przykładem, należy doprowadzać do rzezi, by wywoływać strach.
Dzięki horrorowi ludzie sami zaczną ciągnąć do silniejszego, a wróg tysiące razy się zastanowi, nim znów podejmie akcję. Na etapie „udręki i wyczerpania” szerzy się beznadzieję w sercach wroga. I to pomimo że w walce z mudżahedinami wydaje on miliardy, gdy ci ledwie miliony. Charakterystyczne bowiem dla strategii prezentowanej przez Nadżiego jest rozproszenie walk. Jeśli wróg atakuje np. w Iraku, odpłaca mu się np. w Maroku, Nigerii czy Indonezji. Tym sposobem jego siły słabną. Uderzenie w ambasadę, kurort czy inną placówkę przeciwnika powoduje, że ten zmuszony jest ochraniać setki lub tysiące podobnych na ogromnym obszarze świata. Nadżi zakłada więc, że Zachód zostanie wyeksploatowany, podobnie jak Związek Sowiecki w Afganistanie.
W prowadzeniu walki ważne jest zrozumienie mediów wroga i operowanie nimi na własny użytek w sprzężeniu z działaniami wojskowymi. Dla przykładu, mudżahedini biorą zakładnika, prowokując tym wielki rozgłos wokół niego i żądając by reporterzy telewizyjni i dziennikarze ogłaszali ich żądania. To element dręczenia przeciwnika.
Porwania przydatne są w zastraszaniu wroga, ale także i w rozgrywce wokół instalacji naftowych, jakie posiada świat muzułmański. Uprowadzenie menedżera, inżyniera krzyżowców bądź jakiegoś arabskiego chrześcijanina uruchomi mobilizację sił i środków niemuzułmanów do ochrony pozostałych punktów wydobycia ropy. Spowoduje to brak ich w innych miejscach. W konsekwencji nad pewnymi obszarami władza państwowa zostanie osłabiona, zmuszając tym samym wątłe oddziały niewiernych do wyboru pomiędzy śmiercią, przyłączeniem się do mudżahedinów lub ucieczką i porzuceniem broni. Zapanuje chaos, z władzą gangów oraz walkami prowadzonymi przez mudżahedinów. I nad tym będzie musiała zapanować awangarda islamu, wprowadzając etap „zarządzania barbarzyństwem”. Kiedy rozpętają się bitwy – jak pisał Nadżi w 2004 roku – zobaczymy miliony ludzi emigrujących przed brutalnością walk z reżimami apostatów lub krzyżowców-syjonistów.
Z jednej strony będą trwać walki, z drugiej stabilizacja szariacka. Wśród muzułmańskich ofiar konfliktu pojawią się zwykłe, materialne, medyczne oraz edukacyjne potrzeby i te powinny być przez nową administrację jak najszybciej zaspokajane. W wojennym kryzysie ludzie skupiają się wokół silnych osobistości i organizacji, szukając w nich ostoi bezpieczeństwa. Tę rolę przyjmie władza prawowitych muzułmanów. Należy spodziewać się, że dołączą do niej także resztki wojsk i policji apostatów, ale również kadry zarządzające, niezbędne do prowadzenia administracji nowego kalifatu.
Do innych problemów zarządzania barbarzyństwem Nadżi dołącza także kwestię infiltracji i szpiegostwa. Kolaboranci mogą przez lata funkcjonować i nawet awansować w hierarchii państwa islamskiego, ale najlepszą próbą zdemaskowania byłoby wystawienie ich na ryzyko walki i śmierci. Szpiedzy powinni być karani w przykładny sposób, by odstraszyć innych, a jeśli uciekną, naależy ich ścigać, nawet gdyby to miało zająć całe lata.
Według perspektyw Nadżiego z roku 2004 zalążek islamskiego państwa mógłby powstać w takich krajach, jak Jordania, kraje Maghrebu, Nigeria, Pakistan, Arabia Saudyjska i Jemen. Na siedem lat przed tzw. Arabską Wiosną przewidział to rewolucyjne wrzenie. Pomylił się w dwóch kwestiach – co do początkowego terytorium oraz krótkiego żywota takiego nowego kalifatu.
Sławosz Grześkowiak – historyk, filolog angielski oraz absolwent Studium Literacko-Artystycznego UJ. Interesuje się islamem oraz terroryzmem islamskim.
Bibliografia:
- „Management of Savagery”, Abu Bakr Naji
- https://www.youtube.com/watch?v=zskAnO2Hbcg