Kryzys imigracyjny daje się we znaki hiszpańskiemu społeczeństwu. W 2018 roku na Półwysep Iberyjski napłynęło ponad 60 tysięcy nielegalnych imigrantów, głównie z Afryki Północnej. Socjalistyczny rząd Pedro Sancheza w początkowych tygodniach urzędowania dał się poznać jako proimigrancki.
Symbolem tej postawy stało się przyjęcie statku „Aquarius”, którego nie chcieli w swoich portach ani Włosi, ani Maltańczycy. Pod koniec stycznia prasa zapowiadała zmianę polityki migracyjnej.
„El Pais” informował, że rząd w Madrycie chce wprowadzić plan, mający na celu ograniczenie nielegalnej imigracji. Władze planują w 2019 roku ograniczyć patrole ratownictwa morskiego, którego jednostki regularnie wyławiają imigrantów. W 2017 roku pomogły przedostać się na kontynent 23 tysiącom osób, przy czym na hiszpańskich wodach terytorialnych utopiło się 250 osób, głównie z powodu złego stanu łodzi.
Zapowiadane ograniczenie interwencji ma zniechęcić przemytników ludzi. Plan zakłada także nałożenie obostrzeń na organizacje pozarządowe wyławiające imigrantów oraz presję na Włochy, by otworzyły swoje porty dla przybyszów z Afryki. Jednocześnie rząd hiszpański w swojej retoryce pozostaje otwarty na imigrantów, jednak jego działania pokazują daleko idącą niekonsekwencję.
Po pierwsze, przetrzymuje w hiszpańskich portach dwa statki organizacji Open Arms i Aita Mari, chcąc w ten sposób uniemożliwić aktywistom wyławianie imigrantów na Morzu Śródziemnym. Po drugie, jest gotowy zaoferować części nielegalnych imigrantów pieniądze za opuszczenie kraju. Pod koniec grudnia 2018 roku premier Hiszpanii zaproponował władzom Mali zawarcie umowy, zgodnie z którą każdy Malijczyk opuszczający Półwysep Iberyjski miał dostać 400 euro i darmowy bilet powrotny.
Miesiąc później rząd Sancheza zwrócił się do władz Unii Europejskiej z wnioskiem o ukaranie państw, które nie przyjęły migrantów, licząc jednocześnie, że polityka otwartych drzwi sprawi, iż Bruksela przekaże Madrytowi więcej pieniędzy.