Młody mężczyzna prosi działaczy pokojowych z zagranicy, którzy obiecali wrócić z następnymi flotyllami, o mikser dla swego zespołu. Jego prośba jest jednak złamaniem praw rządzącego w Gazie reżimu, tego samego reżimu, któremu aktywiści pokojowi pomagają w złamaniu embarga Izraela.
„Stary mikser skonfiskowała nam policja Hamasu” – wyjaśnia. „Jesteśmy ofiarami represyjnego rządu religijnego, który wypaczając słowa Koranu zabrania swobodnego grania muzyki. Nie podoba nam się ich zielony Allach.” Autor tych słow to Basher Bseiso, popularny lider rapowej grupy Fariq Salam („Kapela Pokoju”).
Jamal Abu Al Qumsan, lat 43, prowadzi galerię sztuki w „Strefie rozpaczy”, jak nazywa Strefę Gazy. „Dziękuję wszystkim propagatorom demokracji na całym świecie, którzy walczą z izraelskim embargiem, ale czy moglibyście piętnować również represje Hamasu wobec wolności intelektualnej?” – mówi.
Te dwa świadectwa to przykłady historii, na które w tym regionie można się natknąć bardzo często. Najnowsze przykłady to ataki na organizacje młodzieżowe 23 i 28 czerwca, kiedy to zamaskowani aktywiści Hamasu podpalili studencki obóz letni prowadzony przez ONZ na plaży. W końcu maja, dokładnie tego dnia, gdy izraelscy komandosi opanowali pokład statku „Mavi Marmara”, policja Hamasu zablokowała działalność pięciu miejscowych działaczy organizacji pozarządowych. „Chcą nas zmusić do zamknięcia koedukacyjnych obozów” – skarży się Mohammad Aruki, aktywista młodzieżowego forum Sharek. „Próbują zlikwidować świecką kulturę”.
To kolejny rozdział wojny kulturowej, która rozgrywa się tutaj od pewnego czasu. Ekstremiści religijni starają się zabronić kobietom i dziewczętom chodzenia na plażę czy palenia na ulicy, zakazują niezamężnym parom pokazywać się publicznie, a zachodnią muzykę i modę uważają za zagrożenie dla „moralności publicznej”. Pytania o wyjaśnienie tych kwestii przynoszą zawsze tę samą odpowiedź: „Nasza władza cywilna nie ma z tym nic wspólnego. Skontaktujcie się z policją”. Ale odpowiedź policji brzmi: „Bez komentarza”. Yussef Ahmed, wiceminister spraw zagranicznych i szef Komitetu Przeciwko Oblężeniu (Committee Against the Siege), oznajmia: „Całą władzę ma Izrael. Hamas próbuje tylko jakoś zarządzać Strefą”.
Problem w tym, że świadkowie, same ofiary, boją się mówić. Hamas jest tu jedynym władcą, swoistym „ojcem i panem” swego ludu. Kara to nie tylko więzienie czy tortury, ale także ostracyzm, utrata pracy i społeczna izolacja. Bseiso z gniewem opisuje ostatni atak Hamasu na niego: „Jechałem motocyklem, gdy nagle grupa uzbrojonych mężczyzn z Brygad Izz Al-Din Al-Qassam (militarne skrzydło Hamasu) rzuciła się na mnie, powaliła na ziemię i pobiła pałkami. Kilka dni wcześniej włamali sie do naszego studia i skonfiskowali kamery i kasety wideo. Pracuję teraz nad antyhamasowską piosenką”. Ibrahim Ghonem, inny członek zespołu, wspomina, że pod rządami PLO (Organizacji Wyzwolenia Palestyny Jasera Arafata – red.) warunki były o wiele lepsze. „Wtedy istniało chyba z pięć kapel rapowych. A teraz mówią nam, że jesteśmy agentami Amerykańskiego Szatana, że deprawujemy młodzież. Skutek jest taki, że kto tylko może wyjeżdża stąd. Ludzie z innych zespołów dostali propozycje grania za granicą i już nie wrócili”.
Jamal Abu Al Qumsan nie miał tyle szczęścia. Jeszcze dwa tygodnie temu nie mógł nawet usiąść ani położyć się na plecach z powodu bicia, które dostawał regularnie przez cały tydzień – to bardzo często stosowana kara w Strefie.
Wzywa się ludzi do ośrodków policyjnych w więzieniach. Nie mają wielkiego wyboru. Niesławnej pamięci więzienie Saraya w sercu miasta Gaza zniszczyły wprawdzie izraelskie bomby podczas operacji Płynny Ołów w 2009 roku, ale jest jeszcze Mashtal, pięć więzień prowincjonalnych oraz Ansar, gdzie jest siedziba władz służb bezpieczeństwa. Tutaj odbywają się śledztwa. „Od siódmej rano do późnego wieczora, czasem do północy. Najczęstsza kara to stanie przez całe popołudnie pod ścianą w pełnym słońcu i zmuszanie do ćwiczeń fizycznych bez żadnego powodu… Tylko z rzadka dostaje się szklankę wody” – opowiada Jamal. „Oskarżyli mnie o branie łapówek od kobiet, żebym pozwalał im palić fajkę wodną w mojej galerii i nawet o wykorzystywanie seksualne. Używali pasów i pałek.” (…)
W Strefie Gazy coraz częściej stosuje się metody używane przez Basij, irańską policję moralności. Wybrane szwadrony Izz Al-Din Al-Qassam były szkolone bezpośrednio przez Irańczyków. Cel ich działań to narzucenie mieszkańcom totalnej uległości politycznej i kulturalnej. Zagrożony jest każdy, kto nie stosuje się do ich reguł. A bohaterów jest niewielu. Często wystarczą same zawoalowane groźby, mówi jeden ze znanych miejscowych komentatorów, zastrzegający sobie absolutną anonimowość. Doświadczył tego Asma Al-Ghuol, dziennikarz oddany sprawie obrony wolności intelektualnej. Zabrano mu komputer i otrzymał groźby za krytykowanie cenzury wobec muzyków i pisarzy. Dziennikarz z telewizji al-Arabiya został kilka dni temu aresztowany, gdy agenci zobaczyli go w redakcyjnym samochodzie z chłopakiem, który nie był członkiem jego rodziny.
Abu Omar (nazwisko fikcyjne), czołowy działacz PLF (Frontu Wyzwolenia Palestyny), wyraża swój sprzeciw na gruncie prywatnym: produkuje w ukryciu wino w obozie dla uchodźców Jabalia na północy Strefy i sprzedaje 100 litrów rocznie. „To mój prywatny protest przeciwko zakazywaniu alkoholu przez muzułmanów, przeciwko wtrącaniu się w nasze prywatne życie, jakbyśmy żyli pod rządami talibów” – mówi, pokazując zdjęcie Mohammada Hassana Hajaziego, swego przyjaciela i aktywisty, którego hamasowcy zamordowali w styczniu 2009, wykorzystując chaos spowodowany atakiem Izraela.
Sytuacja przypomina tę z Iraku w latach 90’ aż do wojny w 2003, gdy sankcje ekonomiczne nałożone na reżim Saddama Husseina i jego izolacja ogromnie utrudniły mu funkcjonowanie, lecz jednocześnie wzmocniły władzę wewnątrz kraju i pośrednio legitymizowały jeszcze większe represje wobec własnego narodu. Jak mówi Atef Abou Saief, wybitny profesor z uniwersytetu Al Azhar w Kairze: „Hamas kontroluje teraz Gazę o wiele bardziej niż kilka lat temu, chociaż jego popularność maleje. Nie da się jednak tego zweryfikować. Wolne wybory, jak w roku 2006 (gdy Hamas przejął władzę w Gazie – red.), są już niemożliwe. Teokracja Hamasu spowodowała koniec marzeń o demokracji”.
Znany dziennikarz zatrudniony przez agencje zagraniczne, który zastrzegł sobie pełną anonimowość, skomentował to tak: „Różnica pomiędzy Gazą a Irakiem polega na tym, że wybory z roku 2006 na terytoriach palestyńskich Hamas zręcznie wykorzystał przeciwko Fatahowi (największa frakcja PLO, praktycznie sprawująca nad nią kontrolę – red.). Zachód ma razję wytykając palcami rządy niedemokratyczne. Nie może być tak, że demokrację akceptuje się tylko wtedy, gdy wyniki są dla nas korzystne, a niekorzystne się odrzuca. Ale obecnie nie zauważa się, że popularność Hamasu w Gazie spada. To dziwna sytuacja, która odbija odwieczną skłonnośc Palestyńczyków do sprzeciwiania się tym, którzy stale zwyciężają. Na Zachodnim Brzegu (gdzie rządzi Fatah – red.) w sondażach wygrywa dziś Hamas, ale z kolei w Gazie wygrałby Fatah”.
„Hamas jest jak Hitler, czy raczej jak islamiści w Algierii” – mówi prof. Saief. „To dlatego Jaser Arafat aż do swej śmierci w roku 2004 odmawiał zawsze stawania do wyborów razem z Hamasem. Wiedział, że rząd islamistyczny nie przeprowadzi [potem] wolnych wyborów z powodu oczywistego faktu, że doktryna Bractwa Muzułmańskiego (z którego wyłonił się Hamas – red.) kompletnie nie ceni demokracji”. Jak z tego wynika, to właśnie był błąd prezydenta Mahmuda Abbasa, że w 2006 roku pozwolił Hamasowi wystartować w wyborach.
Saief powtarza teorię na temat Gazy najbardziej popularną w Kairze: Hamas nie ma żadnego interesu, żeby ryzykować zmianę status quo, wcale nie dąży do porozumienia z Abbasem, nie będzie pracował nad sytuacją wspólnie z Izraelem, czy nawet utrzymywał z nim jakichkolwiek kontaktów. „Hamas jest związany z Bractwem Muzułmańskim i Iranem. Cały ten projekt ma cele bardziej ogólnoislamskie, niż nacjonalistyczne. Nie wypatrujcie kompromisu, bo Hamas postrzega Gazę jako odrodzenie globalnej świętej wojny. Dzieje się to kosztem niezależnych intelektualistów i innych osób znajdujących się na terenach pod jego kontrolą. Trudno zaprzeczyć, że tępieni są głównie bojownicy PLO czy ludzie jakoś związani z dawną świecką palestyńską lewicą.
Mohammad Aruki z Sharek stwierdza jednak: „Hamasu ponosi porażkę. Młodzi ludzie już nie chcą walczyć. Izraelska blokada jest straszna, żyjemy w wielkim więzieniu na otwartym powietrzu. Ale duch intifady jest martwy. Kiedyś studenci odmawiali korzystania z nielicznych stypendiów zagranicznych, bo chcieli walczyć na miejscu z syjonistyczną okupacją. Dziś wszyscy chcą wyemigrować, ale blokuje ich nie tylko Izrael. Egipt drastycznie ogranicza liczbę osób przepuszczanych na przejściu w Rafah. A Hamas wydaje pozwolenia na wyjazd tylko swoim aktywistom. Pozostali mają się po prostu nawrócić na ich interpretację islamu.”
Lorenzo Cremonesi, Corriere della Sera
Tłum. wersji angielskiej PJ
źródło: elderofziyon.blogspot.com