Rządząca w Grecji koalicja zażądała wszczęcia śledztwa przeciwko biskupowi wyspy Chios Markosowi Vasilakisowi, który w czasie mszy powiedział, że tysiące osób przypływających na wyspę z Turcji to nielegalni imigranci, a nie uchodźcy.
Wyspa Chios leży 3,5 mili morskiej od Turcji i jest naturalnym dla imigrantów miejscem podjęcia próby dostania się na terytorium Unii Europejskiej. Obecnie na liczącą niewiele ponad 50 tysięcy mieszkańców wyspę dotarło trzy tysiące imigrantów, a więcej jest w drodze.
Zdaniem sekretarza ds. praw człowieka Kostasa Papaioannou, kazanie biskupa było podżeganiem do nienawiści rasowej.
Tymczasem biskup Markos od początku kryzysu otworzył wszystkie kościoły na wyspie, by przyjąć uchodźców i nielegalnych imigrantów, zbierał ubrania, buty i jedzenie dla nich. Skąd więc atak rządu na biskupa, z którym spotykał się w ubiegłym roku premier Alexis Tsipras? Również według danych rządowych, potwierdzanych przez ministerstwo ds. imigracji. 50% do 70% imigrantów to nielegalni imigranci, a nie uchodźcy.
Zdaniem opozycji Grecja spodziewa się, że układ między Turcją a Unią Europejską o powstrzymywaniu imigrantów wkrótce upadnie i Grecję zaleje kolejna fala, a rząd woli ocenzurować krytykę i sprzeciw wobec sytuacji niż zająć się problemem. (j)
Źródło: Gatestone Institute