Marc Weitzmann|
Autor reportażu odwiedził Roubaix, miasto rodzinne Mehdiego Nemmouche’a, domniemanego mordercy z Muzeum Żydowskiego w Brukseli. Arytukuł jest częścią cyklu na temat antysemityzmu we Francji.
***
Dawno temu leżące na dalekiej północy Francji Roubaix nazywano „miastem tysiąca kominów”. Określenie to miasto zawdzięczało fabrykom tekstyliów, które nadawały mu wyjątkowy kształt i charakter. Roubaix, pozostające od połowy XIX w. do ostatnich wyborów lokalnych bastionem lewicy, zyskało także miano „mekki socjalistów”. Dziś miasto zmaga się z 40-procentowym bezrobociem, a zniszczone i brudne chodniki w niczym nie przypominają dawnych lat chwały. Utrzymuje się tu zadziwiająco wysoki poziom przestępczości, sięgający 84 wykroczeń na 1000 mieszkańców. Rząd określa Roubaix jako największą „strefę podwyższonego ryzyka” w kraju. W tym miejscu urodził się i przez długi czas wychowywał Mehdi Nemmouche, domniemany morderca z Muzeum Żydowskiego w Brukseli.
Plac Faidherbe otaczają niskie, dwupiętrowe domki z niechlujnymi oknami i koślawymi murami podpierającymi konstrukcje nędznych budynków dzielnicy Le Pile. Po drugiej stronie ulicy, naprzeciw warzywniaka i pustej witryny tego, co niegdyś było muzułmańską herbaciarnią, ustawione są w półkolu trzy poszarzałe, wyblakłe przyczepy. W jednej z nich krępa blondynka sprzedaje kanapki i ciepłe piwo dwóm mężczyznom w średnim wieku, którzy siadają następnie na ławeczce, obserwując przejeżdżające samochody.
Obok mnie pojawia się młody Arab, który przechodząc przez ulicę krzyczy coś w kierunku mężczyzn, nazywając ich „nierobami”. „Czego oni tutaj chcą”, mówi na głos, nie zwracając się konkretnie pod niczyim adresem. Tymi „nierobami” są jedyni biali ludzie w zasięgu wzroku. Wokół nich, pod czujnym okiem salafitów, kobiety w różnym wieku zajmują się swoimi sprawami, ubrane – każda, co do jednej – w ciężkie ciemne suknie i czarne chusty.
Za moimi plecami znajduje się La Condition Publique – jedyna modna restauracja i galeria handlowa w okolicy. W tym samym miejscu siedzibę ma meczet Abu Bakr, jedna z największych islamskich budowli w Roubaix. Jak można się domyślać, między dwoma instytucjami istnieje konflikt i trudno powiedzieć, jak długo sprzedawca win zagrzeje tu jeszcze miejsce.
Do podobnej konfrontacji doszło cztery lata temu w świeżo postawionym centrum handlowym. Bar Quick Burger przeszedł na sprzedaż produktów w 100 procentach halal. Socjalistyczny burmistrz miasta René Vandierendonck, który do tamtej pory opowiadał się za „różnorodnością kulturową” w Roubaix, poczuł się w obowiązku sprzeciwić muzułmanom, broniąc tym samym polityki niedyskryminacji, za którą już wcześniej obstawał. Fast food wyłącznie halal, twierdził burmistrz, byłby de facto aktem dyskryminacji w stosunku do pozostałych regularnych klientów, świeckich lub nie, i związku z tym nie powinno być dla niego miejsca w publicznym centrum handlowym.
Jak można było się spodziewać, burmistrz uderzał głową w mur. Mur ten przyjął nazwę „Komitetu Meczetów” – założonej specjalnie na tę okazję grupy interesów, zrzeszającej pięć z sześciu meczetów w mieście. Jak wykazał badacz i politolog Gilles Kepel, bezpośrednią inspiracją dla struktury komitetu była organizacja o tej samej nazwie, która w 1989 r. w Bradford (nawiasem mówiąc, mieście partnerskim Roubaix) paliła „Szatańskie wersety” Rushdiego. Burmistrz przestraszył się, wycofał skargę i zamknął spór świętując zakończenie Ramadanu w Quick Burgerze halal, wraz z grupą muzułmańskich dygnitarzy, których sam niedawno próbował pokonać.
W międzyczasie debaty w Roubaix stały się tak zaciekłe, że przyciągnęły uwagę całego kraju. Marine Le Pen nazwała „aferę Quick Burgera” przykładem „narzuconej Francji islamizacji”. Obrona socjalistycznego burmistrza przez skrajnie prawicowy Front Narodowy była bezprecedensowym wydarzeniem w polityce „różnorodności kulturowej”, w konsekwencji czego Front Narodowy zyskał dodatkowe punkty w sondażach. (Niedawno udało się osiągnąć „kompromis”: Restauracja Quick Burger pozostaje całkowicie halal, ale nie mówi o tym otwarcie, aby nie odstraszać niemuzułmańskich klientów. Jaki będzie los La Conditon Publique, nikt nie potrafi powiedzieć).
Można by dojść do wniosku, myśląc w sposób nieco ironiczny, że proces, który rozpoczął się w Anglii pod koniec XX w. wraz ze sprawą Rushdiego rozpatrywaną w kontekście bluźnierstwa i swobody literackiej wyobraźni, znalazł ciąg dalszy w 2010 r. we Francji, wraz z głupawym pytaniem o to, z jakiego mięsa powinno się przyrządzać niedobre hamburgery. Czy to islam wypadł źle, czy też Francja po raz kolejny wykazała się neurotyczną wrażliwością na punkcie kwestii tożsamościowych?
Prawdopodobnie mając w głowie to drugie pytanie – i udzielając na nie jednoznacznej odpowiedzi – Alissa Rubin z „New York Timesa” opublikowała w ubiegłym roku raport, w którym wykazuje się spektakularnym brakiem zrozumienia tego, co wydarzyło się w mieście.
„Kiedy przyjrzymy się danym demograficznym, po upływie dwóch lub trzech pokoleń cała Francja przypominać będzie Roubaix”, powiedział w wywiadzie dla Rubin Bertrand Moreau, rzecznik burmistrza. Wnosząc po tytule artykułu: „Francuskie miasto niweluje podziały pomiędzy muzułmanami i niemuzułmanami”, Rubin miała jasno postawioną tezę. „Wielokulturowe podejście Roubaix”, pisała entuzjastycznie dziennikarka, „zmniejsza etniczne i religijne napięcia, które dotykają pozostałe regiony Francji”. „Zatarła się różnica pomiędzy muzułmanami a niemuzułmanami”, a „miasto podejmuje dyskretne, aczkolwiek zdecydowane wysiłki, mające na celu promowanie aktywnej muzułmańskiej społeczności”, oceniła autorka.
Tymczasem, jeśli spojrzymy na ulice Roubaix, trudno odnieść wrażenie, że różnice uległy zatarciu. Wręcz przeciwnie, widać wyraźnie, że eliminuje się wszelką działalność kulturalną oraz samych ludzi nie będących muzułmanami. Ostatnia synagoga została zniszczona w 2000 r., i od tego czasu na próżno szukać żydów w Roubaix – dawnej stolicy światowego przemysłu odzieżowego (shmata business).
Antyżydowskie przesądy tymczasem są w mieście wciąż żywe i mają się doskonale. Według francuskiego historyka i badacza Michela Wieviorki, którego książka pt. „La tentation anti-Semite” („Antysemicka pokusa”) przedstawia wyniki badania przeprowadzonego wśród młodych mieszkańców Roubaix wywodzących się z muzułmańsko-arabskich środowisk, większość młodych muzułmanów postrzega żydów, Izraelczyków i Amerykanów jako część tej samej znienawidzonej rasy – chcącej wszystko kontrolować i stojącej za „światowym układem”, w którym mieszkańcy Roubaix są bez wątpienia przegranymi. („Żydzi we francuskim rządzie sprawują kontrolę nad wszystkim”, jak to ujęła Sarah, młoda paryżanka uczestnicząca w ostatnich antyizraelskich demonstracjach w Paryżu)
***
We wczesnych latach 1980 pracowałem we czasopiśmie „Sans Frontière”, zajmującej się alarmującą sytuacją w tzw. cité – wielkich wieżowcach budowanych na przedmieściach w latach 60 i 70. Budynki przyciągały pracujących imigrantów, latami cisnących się w małych, obskurnych pokojach hostelowych. Teraz, za sprawą nowej ustawy o „łączeniu rodzin”, imigranci ci zaczęli osiedlać się we Francji i sprowadzać swoje żony i dzieci. Nikt nie pytał, czego te dzieci chciały, kim były i czy w ogóle istniały.
Prawica nic z tym nie zrobiła, a lewica, która pod przywódzctwem Françoisa Mitterranda dopiero co doszła do władzy, nie była przygotowana do radzenia sobie z tym społeczeństwem. Wyjątkiem był oczywiście Front Narodowy i rasistowskie francuskie gliny, które regularnie odstrzeliwały dzieciaki z biednych dzielnic. Między 1981 a 1983 zastrzelono około 40 nastolatków, zarówno na przedmieściach, jak i w policyjnych aresztach.
Pod koniec 1983 r. „Sans Frontière” zorganizowało z pomocą kościoła katolickiego pierwszą w historii Francji narodową manifestację na rzecz równości i przeciwko rasizmowi (znaną jaką Marche des Boeurs, czyli „Marsz Arabów”), w której udział wzięły tysiące młodych ze środowisk imigracyjnych, maszerujących przez całą Francję, domagających się równości społecznej i asymilacji. W Roubaix ruchem kierował wówczas 27-letni Slimane Tir, z którym miałem ostatnio okazję rozmawiać. Chciałem sprawdzić, co zmieniło się od tamtych czasów.
Dziś 61-letni Slimane jest doradcą miejskim z ramienia Partii Zielonych. Pytam go, czy to prawda, że nie jest tylko zielony, ale „zielony zielony”, jak określa to Marine Le Pen, mając na myśli osoby będące w połowie ekologami, a w połowie islamskimi końmi trojańskimi w łonie partii. Czy to prawda, zapytałem, że jego szwagier Ali Rahini współpracuje z Tariqiem Ramadanem?
„Ja rozmawiam z tobą o obywatelstwie, a ty pytasz o mojego szwagra”, odpowiada z szerokim, choć odrobinę wymuszonym uśmiechem. „Musisz zrozumieć, co tu się wydarzyło po Marszu Arabów. Byłem bardzo zaangażowany w lokalną działalność, staraliśmy się zbudować struktury wielokulturowego społeczeństwa. Politycy jednak nie chcieli nas słuchać. Socjaliści bali się Marszu Arabów i niszczyli wszystko, co z nim związane. Władze robiły wszystko, żeby obalić nasz ruch. Czy zaproponowali coś w zamian? Nie. Imigranci zostali pozostawieni sami sobie. Muzułmanie mogli się modlić tylko w piwnicach – nie mieli meczetów, co było bardzo poniżające.
Tymczasem islamiści z Algierii zaczęli rozwijać swoje sieci powiązań. Teraz we Francji wielu burmistrzów dogaduje się z imamami, nie biorąc pod uwagę, co ci ostatni robili w przeszłości. Poczułem więc, że nie pozostało mi nic do zrobienia. Musiałem pomóc muzułmanom w walce z islamistami”. „Nawet jeśli oznaczało to zaangażowanie Ramadana?”, zapytałem. „Czemu nie”, usłyszałem w odpowiedzi. „Przecież to islamski filozof”.
A teraz kilka rzeczy, o których Slimane Tir nie wspomniał. Już w latach 60 demografia Roubaix zaczęła ulegać przemianom. Wtedy do miasta przybyła większość imigrantów z Algierii, spośród których znaczną część stanowili harkis, którzy w trakcie wojny o niepodległość Algierii walczyli u boku Francuzów. Wszystko po to, aby po przyjeździe do metropolii trafić do obozów, być poniżanym i przez dziesięciolecia uchodzić wśród swych rodaków za zdrajców ojczyzny.
To, co później miało miejsce w Algierii, pociągnęło za sobą bezpośrednie konsekwencje dla Roubaix. W 1992 r., w Roubaix odbył się pierwszy na terenie Francji duży marsz, którego uczestnicy manifestowali poparcie dla Islamskiej Armii Zbawienia (ISF), jednej z głównych organizacji militarnych zaangażowanych w wojnę domową w Algierze. (Zdaniem Gillesa Kepela położenie Roubaix niedaleko granicy z Belgią ułatwiało przerzut przez miasto broni dla ISF). W tym samym roku wybudowano tam meczet al-Dawa, mający silne powiązania z ISF i odpowiedzialny za wysyłanie ludzi na front walk o „islamską sprawę” nie tylko do Algierii, ale także do Bośni.
Meczet al-Dawa wykazywał się szczególną aktywnością w konwersji Ch’ti – Francuzów pochodzących z północy kraju. W 1999 r. z Roubaix do Pakistanu udał się Muhammed Merah, zamachowiec z Tuluzy, a dwa lata później do Syrii wyjechał Mehdi Nemmouche, domniemany morderca z Muzeum Żydowskiego. Meczet wyhodował na swym łonie także dwóch innych konwertytów: Christophe’a Caze’a i Lionela Dumonta, słynnych członków miejskiego gangu, którzy udali się do Bośni walczyć u boku powiązanych z Osamą Bin Ladenem mudżahedinów. W 1996 r. mężczyźni ci brali czynny udział w napadach na banki, których celem było zapewnienie finansowania dżihadu.
To również w Roubaix w połowie lat 90 swą międzynarodową karierę rozpoczynał Tariq Ramadan, dając wykłady dla dwóch organizacji, których działalność skierowana była głównie do młodzieży: Le Collectif des Musulmans de France (Społeczność Muzułmanów Francji) oraz Rencontre et Dialogue (Spotkanie i Dialog). Współzałożycielem drugiej z nich był bratanek Slimane’a, Ali Rahni, korzystający z dotacji Urzędu Miasta.
Wytłumaczeniem tego działania była możliwość stworzenia alternatywy dla wpływów Islamskiej Armii Zbawienia i zaproponowanie harkim z Roubaix wersji islamu zorientowanej w mniejszym stopniu na Algierię (Ramadan jest powiązany z Bractwem Muzułmańskim, którego założycielem był jego dziadek). Stając się muzułmanami, harkis mieli wyjść z ukrycia i odzyskać godność. W rzeczywistości jednak doszło do rywalizacji dwóch wersji salafickiego islamu, rywalizacji, której efektów można się było łatwo domyślać.
W 2004 r. Ali Rahni musiał się wycofać, po tym jak zaprosił na wykład Hassana Iquioussena, islamskiego kaznodzieję, który zasłynął ze stwierdzenia, że „żydzi są chytrzy. Żyją w gettach jak szczury i niczego nie szanują. To najwięksi zdrajcy i zbrodniarze… Po I wojnie światowej stali się jeszcze bardziej skąpi niż przedtem. Co oni w ogóle robią w Europie? To, co wam powiem, z pewnością was zaskoczy, ale mówią o tym współczesne książki. Syjoniści współpracowali z Hitlerem? I dlaczego? Aby wypchnąć Żydów poza Niemcy!”. I tak dalej.
„Ale przecież przeprosił za to, nieprawdaż?”, odpowiada Tir, kiedy przypominam mu tę historię.
***
30 maja 2014 r., tego samego dnia, gdy złapano Nemmouche’a, na przedmieściach Lyonu zarejestrowano rozmowę zastępcy burmistrza Vaulx-en-Velin, Ahmeda Chekhaba, z dyrektorem sportowym organizacji, z którą był skłócony. Nagranie trafiło do Internetu: „Robisz mi to, pomimo że jestem muzułmaninem, tak jak ty?”, mówi Chekhab, po czym kontynuuje: „Wolisz Zittouna? Wolisz żyda? Tego właśnie chcesz? Taki jesteś! Nie lubisz, kiedy ludzie tacy jak ty zwracają się po pomoc? Wolałbyś, żeby ten cholerny drań cię orżnął? Tego chcesz! Chcesz, żeby żyd cię wydymał!” Ponieważ Ahmed Chekhab jest socjalistą, partię poproszono o podjęcie działań w tej sprawie. I rzeczywiście, kilka dni później wymierzono „sankcje”: Ahmed Chekhab został mianowany przewodniczącym komisji do spraw walki z rasizmem i antysemityzmem.
Tak jak socjaliści szczerze wierzą, że mogą czegokolwiek nauczyć Ahmeda Chekhaba (jako przewodniczący komisji dopiero będzie miał nauczkę! Weźmie ołówek, zacznie notować i zmieni swoje poglądy!), władze Roubaix były przekonane, że mogą walczyć z wpływami ISF wspierając inne nauki – te propagowane przez Tariqa Ramadana. Śmiało można stwierdzić, że w efekcie nie osiągnięto w społeczeństwie spokoju, na który tak liczyli jego zwolennicy.
„Mehdi był nastolatkiem, gdy islam stał się w okolicy naprawdę ważny”, mówi Souleifa Badaoui, prawniczka Nemmouche’a. „W szkołach państwowych prowadzono lekcje poświęcone islamowi, a w instytucjach miejskich organizowano konferencje na jego temat. Był wszędzie!”, wyjaśnia.
Badaoui jest pulchną, energiczną kobietą po trzydziestce. Wraz z dziewięcioma siostrami dorastała niedaleko meczetu Abu Bakr. „Mam wielu znajomych, którzy kończyli studia i dostali pracę”, mówi Badaoui. „I nagle nawracają się na tak zwany islam i jest po wszystkim”, dodaje. „Co masz na myśli?”, pytam. „Cóż, przede wszystkim tracą pracę. Po prostu nie mogą pracować. Nie w stanie, w jakim się znajdują. Nosząc brody i długą szatę nie mogą rozmawiać z żadną kobietą, nawet ze mną!”
Trudno mi sobie wyobrazić, że w mieście z 40-procentowym bezrobociem ludzie dobrowolnie rezygnują z pracy ze względów religijnych. „Ale to nie do końca dobrowolnie”, tłumaczy prawniczka. „To bardziej konsekwencja, którą oni akceptują. Dawniej nazywano Roubaix mekką socjalizmu. Dziś to po prostu Mekka. Mekka francuskiego islamu”.
Po lunchu siedzę przez dłuższą chwilę na ganku i zastanawiam się na dynamiką muzułmańskiego poczucia krzywdy w stosunku do żydów. Czy można w ten sposób wytłumaczyć zachowanie Medhiego Nemmouche’a? Czy cokolwiek może to wytłumaczyć? Być może w 1990 r. Nemmouche znalazł w Roubaix pożywkę dla swej nienawiści. Jednak gdy miał zaledwie trzy lata, opieka społeczna uznała jego depresyjną matkę za niezdolną do macierzyństwa i przekazała go rodzinie zastępczej, która wychowywała go wraz z trójką innych dzieci w wiosce pod Roubaix, z dala od islamskiego zgiełku miasta. Owszem, przyjeżdżał od czasu do odwiedzać ciotki w Roubaix, chodził tam do szkoły jako nastolatek, a następnie mieszkał u babki w ubogiej dzielnicy La Bourgogne. Jak jednak w konsekwencji tego można zabić czworo ludzi tylko dlatego, że byli żydami? Co sprawiło, że był tak podatny na odległe, nieobliczalne środowisko? Co roznieciło w nim nienawiść? Jak indywidualna złość zdołała zagnieździć się w zbiorowej neurozie?
Czy powinienem brać pod uwagę stosunek Francji do jej własnej przeszłości? Czy Roubaix mogłoby istnieć w bez wojny w Algierii – w oderwaniu od tego, jak francuscy kolonizatorzy traktowali Arabów i tego, jak Algierczycy traktowali sami siebie (szacuje się, że w ramach wewnętrznych zatargów zginęło 300 Algierczyków)? Czy problemem jest tu islam – tylko islam – czy też Francja i francuskie nieracjonalne poczucie winy?
Podchodzi do mnie Thierry, biały właściciel restauracji. Opowiada mi o lokalu, o tym, jak otworzył go dwa lata temu, o tym, że zawsze był wierzącym w przedsiębiorczość prawicowcem oraz o niszczącym go socjalistycznym rządzie i podatkach („W kraju mamy do czynienia z dyktaturą”, mówi. „To jest czwarta Rzesza!”). Rozmawiamy o zamachu w Brukseli i o grzechu „komunitaryzmu”, który jego zdaniem doprowadził do upadku państwa. „Za sprawą rządu Francja podzielona jest na różne społeczności, które wzajemnie się nienawidzą”, wyjaśnia. „Posłuchaj Manuela Vallsa. Wyszukaj w Google jego wypowiedzi. Jest jedna społeczność, którą stawia ponad inne. Nic więcej ci nie powiem. Jest jednak grupa, która uważa, że stoi ponad innymi, że jest chroniona. I nie może się to dobrze skończyć”.
Po powrocie do Paryża sprawdziłem w Internecie wypowiedź Manuela Vallsa, którą właściciel restauracji miał na myśli. Były to słowa wygłoszone po zimowych demonstracjach, gdy po raz pierwszy od II wojny światowej na ulicach słyszano antysemickie okrzyki. Grupą, którą minister chciał uspokoić, byli żydzi.
Marc Weitzmann wydał do tej pory 10 książek, jest stałym korespondentem francuskiego dziennika „Le Monde”.
Bohun, na podst. http://tabletmag.com