Francuskie dziewczyny jadą na dżihad

Wśród obywateli francuskich, którzy wyjechali walczyć do Syrii, są dziesiątki kobiet, w tym wiele nastolatek.

3

Większość z nich to znakomite uczennice, których marzeniem jest zmieniać świat. Zjawisko to na łamach „Le Figaro” przeanalizowała francuska antropolog, Dounia Bouzar. Poniżej przedstawiamy fragmenty tego artykułu.

Niektóre z nich mają 14 lat. Namówione przez pośredników lub przez „czarującego księcia z brodą”, opuszczają kraj z myślą o ratowaniu syryjskich dzieci. Pozostawiają załamane rodziny, które z przerażeniem odkrywają, że na Facebooku prowadzą one surrealistyczne rozmowy i publikują swoje zdjęcia w nikabie. Dounia Bouzar towarzyszyła 150 rodzinom młodych radykałów, którym udało się – lub którzy próbowali – dotrzeć na tereny, gdzie rozgrywa się rzekomo święta wojna. W obliczu ogromnej skali zjawiska, w kwietniu tego roku Bouzar wraz z innymi ekspertami zdecydowała się założyć Centrum Zapobiegania Ruchom Sekciarskim Powiązanym z Islamem (CPDSI). W swojej książce, „Ils cherchent le paradis, ils ont trouvé l’enfer” („Szukają raju, znaleźli piekło”), autorka opowiada o wstrząsających obrazach, wyłaniających się z historii przesłuchiwanych rodzin.

Le Figaro: Wiele spośród twoich historii dotyczy rekrutacji młodych dziewcząt. Jak liczne są to przypadki? Czy istnieje ich wzorcowy przykład?

Dounia Bouzar: Na początku dzwonili do mnie tylko rodzice dziewcząt – sześćdziesiąt przypadków na osiemdziesiąt rodzin. Do dziś spotkałam się w sumie ze stu pięćdziesięcioma rodzinami, z czego dziewięćdziesiąt to rodzice dziewczyn, które wyjechały do Syrii. Większość tych młodych kobiet nie pochodzi z Magrebu i nie ma nic wspólnego z islamem. Niektóre wywodzą się z ateistycznych rodzin. To był cios, który spadł na ich domy jak grom z jasnego nieba. To były bardzo bystre dziewczyny, chciały być lekarzami, studiować politologię, wykonywać inne altruistyczne zawody. Niektóre zamierzały pracować jako pielęgniarki lub udzielać się w pomocy społecznej. Jedna z nich opublikowała zdjęcia z obozu dla uchodźców w Burkina Faso, dokąd wybrała się latem. Zdaje się, że terroryści działali niczym łowcy, kierujący się psychologicznym instynktem, polując właśnie na takie osobowości, chcące zmieniać świat i walczyć z niesprawiedliwością. Z premedytacją szukali kandydatek wśród elit, niezależnie od klasy społecznej. Nawet jeśli dziewczyny pochodziły z biedniejszych rodzin, zawsze były dobrymi uczennicami. W przypadku chłopców wygląda to inaczej – terroryści szukają przede wszystkim młodych, bezrobotnych mężczyzn, którzy nie odnajdują się w społeczeństwie.

Czy przy rekrutacji dziewcząt opracowuje się specjalną argumentację?

W przypadku chłopców i dziewcząt obowiązuje podobny schemat. Najpierw pozbawia się ich jakiegokolwiek zaufania do społeczeństwa i dorosłych. Pokazuje się im na przykład nagranie wideo, przedstawiające szkodliwość jakiejś szczepionki. Wraz z kolejnymi nagraniami, młodzi coraz bardziej popadają w atmosferę paranoi i nabierają przekonania, że społeczeństwo ich okłamuje. Następnie ma miejsce rekrutacja. Wmawia się kandydatom, że istnieje tajne stowarzyszenie, które chce zabijać ludzi i utrzymać władzę. To jest teoria spiskowa. Zadaje się im pytania: „Po której jesteś stronie? Czy pozwolisz, żeby mordowano ludzi? Obudź się!” Doprowadza się ich do momentu, w którym odrzucają rzeczywistość. I wreszcie, na ostatnim etapie, pokazuje się im nagrania wideo przygotowane przez radykalnych terrorystów. Mówi im się o konieczności ostatecznej konfrontacji z tajnymi stowarzyszeniami; o tym, że tylko islam jest w stanie stawić im czoła. Na sam koniec, zarówno w stosunku do dziewcząt, jak i do chłopców, stosuje się specjalną taktykę. Tym pierwszym pokazuje się rozczłonkowane zwłoki ofiar Assada i wmawia, że muszą natychmiast przerwać swoje studia na Zachodzie, aby uratować ofiary. Dziewczynki przekonuje się, że wyjeżdżając będą niosły pomoc humanitarną, a chłopcom mówi się, że będą walczyli z żołnierzami Assada. Rekrutujący grają na wrażliwości młodych kobiet, która jest powodem podjęcia decyzji o służbie społeczeństwu. Żadna z nich nie wyjeżdża, aby zabijać.
Obiecuje się również małżeństwa…

To bardzo perwersyjny mechanizm. Poprzez uwodzenie udaje się podwoić liczbę zrekrutowanych. Mężczyźni zachowują się w stosunku do nich w sposób czarujący i każą im wierzyć, że są bohaterami. Nazywają kobiety „skarbami” i „perełkami”. W ten sposób odciągają je od rodzin i starych przyjaciół ze szkoły, zyskując nad nimi kontrolę. Wmawiają im, że szkoła karmi ich kłamstwami. Wysyłają im po sto smsów dziennie, zaczynając o piątej nad ranem. Dziewczyny przestają spać. Potem zachęca się je do noszenia nikabu lub hidżabu. Zachęcam rodziców do przeszukiwania łóżek ich córek. Niekiedy dziewczyny chowają tam chusty, nazywając je swoimi „maskotkami” i „najlepszymi przyjaciółmi”, zawijając się w nie niczym w kokon.

Co dzieje się z dziewczynami, którym uda się dotrzeć do Syrii?

Kiedy przyjeżdżają, od razu wydaje się je za mąż, niezależnie od tego, czy pochodzą z ateistycznej, katolickiej, żydowskiej czy muzułmańskiej rodziny. Wychodząc za dżihadystów, stają się ich dziedzictwem. Ponieważ obowiązuje tam poligamia, po ślubie mieszkają w trzy lub cztery w jednym domu. Zajmują się dziećmi i są nadzorowane przez męża-szefa lub przez starsze kobiety. Dzieje się to zwłaszcza wtedy, gdy dzwonią do swoich domów. Jeśli nie biorą ślubu, są zamykane. W jednym domu na przykład mieszka siedemnaście dziewcząt, oczekujących na „rozdystrybuowanie”. Od jakiegoś czasu sytuacja pogarsza się, ponieważ zapładnia się je najwcześniej jak to tylko możliwe. Mówi się, że gdy urodzą dziecko, będą mniej skłonne do ucieczki.

Czy taka sytuacja nie jest dla młodych dziewcząt sygnałem ostrzegawczym?

Jest dużo gorzej, niż może się wydawać. Na początku dziewczęta kompletnie podporządkowują się biegowi wydarzeń. Od pierwszych dni przyjazdu żyją iluzją „śpiącej królewny”. Najgorsze jest to, że żyją w swego rodzaju obsesji, przekonane, że stoją u progu odnowy świata, i że zostały wybrane. Jak określają to ich matki – robi się z nich roboty. Są znieczulane i przestają cokolwiek odczuwać. Rodzice mają poczucie, że na poziomie umysłowym dzieci utraciły z nimi jakikolwiek kontakt. Czasem jednak udaje się cofnąć proces indoktrynacji. Po raz pierwszy, gdy rodzice przywołują wspomnienia z dzieciństwa. Następnie, gdy dziewczyny zachodzą w ciążę. Gdy dziecko zaczyna się ruszać, w rozmowach przez telefon znowu pojawia się normalny głos. I wreszcie trzecia sytuacja – wtedy gdy dziewczęta są świadkami egzekucji syryjskich muzułmanów lub gdy o niej usłyszą. Zaczynają wtedy płakać i chcą wrócić do domu. Dopiero w tym momencie zaczynają mówić o terroryzmie i zdają sobie sprawę z przepaści pomiędzy tym, co im opowiadano, a rzeczywistością, która je otacza. Wtedy jednak jest już za późno. Jeszcze żadnej dziewczynie nie udało się wrócić.

Bohun, na podst. www.madame.lefigaro.fr

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign