Wiadomość

Erdoğan nieusuwalny?

Zdjęcie ilustracyjne wygenerowane przez AI
Zdjęcie ilustracyjne wygenerowane przez AI

Wygląda na to, że polityka światowa oraz opozycja polityczna będzie musiała jeszcze przez kilka lat żyć z prezydentem Turcji Erdoğanem.

Prawdopodobnie w drugiej turze świeckiej opozycji nie uda się zmobilizować  wyborców na tyle, by nadrobić starty wobec prezydenta Recepa Tayyipa Erdoğana i wygrać wybory. Różnica po pierwszej turze wynosiła 2,5 miliona głosów.

Oczywiście nowa tura to nowe rozdanie i mogą zdarzyć się nieprzewidziane rzeczy, chociaż liczba pozytywnych dla opozycji zdarzeń potrzebnych do wygrania wyborów jest duża. Na Kemala Kılıçdaroğlu musieliby zagłosować zwolennicy nacjonalistycznej partii Zwycięstwa. Z kolei ze strony Kurdów i lewicy nacjonalistyczna retoryka z drugiej tury musiałaby zostać przyjęta jako jedynie taktyczne zagranie oraz ten sojusz nie mógłby zniechęcić tych wyborców do głosowania na kandydata, którego poparli w pierwszej turze.

Do tego trzeba by liczyć na większą mobilizację zwolenników opozycji, a z drugiej strony na to, że wyborcy Erdoğana osiądą na laurach i nie pójdą głosować, a przecież obecnie rządzący prezydent potrafi mobilizować swój elektorat.

Okazuje się, że mimo wielkich nadziei na zmianę i szansy odesłania ostatecznie do lamusa rządów politycznego islamu, projekt Erdoğana budowy nowej Turcji, zarówno w wymiarze zewnętrznym jako potęgi regionalnej, jak i w wymiarze wewnętrznym jako obrońcy konserwatywnej religijności, będzie kontynuowany.

Wielu analityków i publicystów zastanawia się, co czyni Erdoğana niezatapialnym, dlaczego mimo tak fatalnych wyników gospodarczych odczuwalnych dla kieszeni jego wyborców, nie dostał czerwonej kartki, lecz raczej żółtą, a nawet bladożółtą. Odpowiedzi szuka się w ukąszeniu nacjonalistycznym części narodu, który dał wmówić sobie, że budowa suwerenności tureckiej i rozwój gospodarki wolnej od wpływów międzynarodowego kapitału wymaga kosztów.

Wyjaśnieniem może też być gruntowne przeniknięcie przez środowisko partii AKP w ciągu ostatnich dwóch dekad do administracji publicznej i gospodarki, tworząc wokół rządu system klientelistyczny, od którego najzwyczajniej uzależniona jest grupa 11 milionów członków partii i ich rodzin.

W trudnych czasach głosowanie, które spowodowałoby odcięcie od systemu utrzymującego rodziny na powierzchni, byłoby decyzją bardzo nieracjonalną. Na głębsze analizy socjologiczne i politologiczne przyjdzie zapewne czas po wyborach.

Natomiast można już teraz zauważyć ciekawą różnicę między islamizmem w Turcji i na Bliskim Wschodzie. Podczas gdy ten drugi był internacjonalistyczny – przede wszystkim liczyła się umma i zdolność wprowadzania religijnych praw – to w przypadku Turcji islamizm miesza się z nacjonalizmem i łatwo daje się zaprzęgnąć jako ideologiczne uzasadnienie odbudowy tureckiej potęgi.

Dzieje się tak prawdopodobnie dlatego, że Turcja w przeszłości była państwem, które reprezentowało kalifat, a w retoryce islamistów rok 1923, rok wprowadzenia republiki przez Mustafę Kemala Atatürka symbolizował upadek kalifatu. Nic więc dziwnego, że sto lat później, zgodnie z dużo wcześniejszymi zapowiedziami Erdoğana, toczy się symboliczna kampania. Jednak nie ma w niej już wspominania o odwrocie od świeckiej republiki, za to jej głównym hasłem jest „wiek Turcji”, a propagandowa retoryka mówi o świetności narodu.

Nie oznacza to, że działania islamistów zupełnie ustały, raczej przyjmują inną barwę. Nie walczy się o religijne prawo dotyczące małżeństw czy płci, za to podejmuje się kulturową wojnę z LGBT, taką, która doskonale rozumiana jest przez prawicę także na Zachodzie.

Zakończenie kampanii w pierwszej turze przez Erdoğana w meczecie Hagia Sophia, przywróconym niedawno do tej funkcji, po tym jak w 1935 roku został zamieniony na muzeum, jest tak samo symbolem religijnym jak i narodowym, odwołującym się do symboliki Imperium Osmańskiego. W przeszłej chwale imperium zarówno islamiści jak i nacjonaliści znajdą dla siebie motywację ideologiczną, tak więc jest to narzędzie sprawnie używane, jak widać, do mobilizacji wyborczej.

Połączenie nacjonalizmu i islamizmu oraz budowa klientelistycznej zależności między rządem a wyborcami tworzą niebezpieczną mieszankę jako fundament ideologiczny państwa, potrafiącą przetrzymać społeczne niezadowolenie z drastycznego obniżenia poziomu życia. Czy tak silny mandat polityczny spowoduje, że relacje innych krajów z Turcją będą trudniejsze, będziemy mogli się o tym przekonać po 28 maja.

Przeczytaj także:

Sam wiesz kto wraca pod nową postacią

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign
Avatar photo

Jan Wójcik

Założyciel portalu euroislam.pl, członek zarządu Fundacji Instytut Spraw Europejskich, koordynator międzynarodowej inicjatywy przeciwko członkostwu Turcji w UE. Autor artykułów i publikacji naukowych na temat islamizmu, terroryzmu i stosunków międzynarodowych, komentator wydarzeń w mediach.

Inne artykuły autora:

Torysi boją się oskarżeń o islamofobię

Kto jest zawiedziony polityką imigracyjną?

Afrykański konflikt na ulicach Europy