Europejskie więziennictwo nie jest przygotowane do walki z islamskim ekstremizmem. Programy deradykalizacji zbyt często nie wyciągają właściwych wniosków z tego, że dżihadyzm jest w swej istocie narzędziem do realizowania celów religijnych.
Wielu z najgroźniejszych brytyjskich dżihadystów przebywa w więzieniu, co być może daje fałszywe poczucie bezpieczeństwa. Jednak informacje, jakie docierają zza więziennych murów, nie są uspokajające. Podczas gdy wiele nadziei pokłada się w procesie „deradykalizacji”, to jednak okazuje się, że władze nie znalazły sposobu, w jaki sposób ją skutecznie przeprowadzić.
Kilka tygodni temu brytyjski Główny Inspektor Więziennictwa przyznał, że więźniowie z grupy najwyższego ryzyka bojkotują interwencje resocjalizacyjne, a niektórzy przestępcy podczas sesji indywidualnych ze specjalistami słuchają muzyki lub udają, że śpią.
Z drugiej strony nawet ci, którzy wydają się przestrzegać zasad, mogą stanowić zagrożenie, co pokazał Usman Khan, zabijając tych, którzy chcieli mu pomóc. Chociaż uczestnictwo w kursie reedukacyjnym może być traktowane przez władze jako oznaka postępu, nie jest to obiektywny miernik deradykalizacji, zwłaszcza gdy zdobyta wiedza może zostać wykorzystana do tego, żeby lepiej prowadzić „świętą wojnę”.
Więzienia nie są odizolowane i odcięte od świata, przez ich mury przenikają informacje. Osadzeni dżihadyści nie uważają uwięzienia za koniec swojej walki. Cztery dekady doświadczenia Zachodu z dżihadyzmem pokazują, że jego zwolennicy często postrzegają pobyt w więzieniu jako swoisty rytuał przejścia i okazję do lepszego przygotowania się do dalszego prowadzenia dżihadu, do zdobycia kwalifikacji i umiejętności na koszt podatnika, do nawiązania ważnych kontaktów, do nawracania innych więźniów na radykalny islam, czy – w końcu – do sprawdzenia siły własnej wiary.
Więzienia na całym świecie okazały się integralną częścią globalnego dżihadu, który jest niezwykle odporny na zabiegi resocjalizacyjne. W 2005 r. uwięziony paryżanin Chérif Kouachi przekonał swojego pracownika socjalnego, że został „podstępem” zmuszony do współpracy z islamskimi ekstremistami, zdobywającymi doświadczenia bojowe w Iraku. W tym czasie bratał się z weteranem dżihadu Djamalem Beghalem, który w latach dziewięćdziesiątych pomógł w Londynie zwerbować terrorystę Richarda Reida. Ostatecznie Chérif opuścił mury więzenia, by razem z bratem Saïdem wtargnąć do redakcji magazynu „Charlie Hebdo” i dokonać tam egzekucji dziennikarzy.