Dziennikarz, który uciekł przed represjami ze strony prezydenta Turcji Erdogana, został pobity w Berlinie. Opozycyjni dziennikarze tureccy odczytują to zdarzenie jako próbę zastraszenia.
Krytyczni wobec rządu dziennikarze są prześladowani, wsadzani do więzień albo zmuszani do emigracji. Wielu z nich szuka schronienia w Niemczech. Jednak nawet tam nie mogą czuć się bezpieczni. Erk Acarer został pobity w berlińskiej dzielnicy Neukölln przez trzech uzbrojonych napastników.
Do napadu doszło przed jego domem w środę około godziny 21.50. Dwóch mężczyzn biło go i kopało, trzeci „stał na czatach” i obserwował otoczenie. Dzięki szybkiej reakcji świadków, sprawcy nie zdołali użyć broni. Sąsiedzi zawiadomili policję. Zanim przybyli funkcjonariusze, mężczyźni zbiegli.
W rozmowie z „Die Welt” dziennikarz relacjonuje przebieg zdarzenia następująco: „Stałem na frontowym podwórku, kiedy zaatakowało mnie trzech mężczyzn. Jeden wszedł i od razu uderzył mnie w twarz. Oszołomiony upadłem na ziemię. W pierwszej chwili nawet nie zorientowałem się, że to dwóch napastników mnie uderzyło. Jeden z nich krzyknął: 'Przestań pisać!’. Trzeci napastnik był obserwatorem”.
Pobity z obrażeniami głowy trafił do szpitala. Jego stan zdrowia jest stabilny, a życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Dochodzenie w tej sprawie prowadzi Służba Ochrony Państwa (Staatsschutz) przy Państwowym Urzędzie Policji Kryminalnej (LKA), która jest odpowiedzialna za przestępstwa o podłożu politycznym. Wielu dziennikarzy i polityków zadeklarowało swoją solidarność z Acarerem. Śledczy nie wskazali oficjalnie osób, które mogą stać za atakiem.
Parę godzin po pobiciu dziennikarz zamieścił wpis ze zdjęciem, pisząc w języku tureckim: „Zostałem zaatakowany nożem i pięścią w moim domu w Berlinie. Znam sprawców. Nigdy nie poddam się faszyzmowi”. Acarer wskazuje na polityczne motywy ataku. On i jego rodzina (żona i 14-letnia córka) znajdują się obecnie pod ochroną policji.
W nagraniu opublikowanym w czwartek rano, dziennikarz oświadczył, że „ten atak jest dowodem na to, że wszystko, co napisaliśmy i powiedzieliśmy przeciwko islamskiemu i faszystowskiemu rządowi AKP-MHP jest prawdziwe”. Mowa tutaj o koalicji dwóch rządzących partii – jednej o korzeniach islamistycznych – AKP, drugiej nacjonalistycznej – MHP. Publicysta twierdzi, że za jego pobiciem stoją tureckie służby specjalne.
Erk Acarer ma 48 lat i od kwietnia 2017 roku mieszka w Berlinie. Pisze dla lewicowej tureckiej gazety „Birgün”, dla której pracował już w Turcji, prowadzi polityczny program publicystyczny na kanale Arte TV, który założyli opozycyjni tureccy dziennikarze z Kolonii.
W Turcji zasłynął jako dziennikarz śledczy, zajmujący się m.in. tematyką służb wywiadowczych, terroryzmu i przestępczości; ostatnia z jego dziewięciu książek reporterskich dotyczy relacji między państwem tureckim a ISIS. W Turcji toczy się przeciwko niemu kilka postępowań karnych, a w niektórych z nich wydano nakazy aresztowania.
Acarer opuścił Turcję po tym, jak został oskarżony razem z innymi dziennikarzami o opublikowanie informacji, „zagrażających bezpieczeństwu państwa”. Chodziło o doniesienia dotyczące zabitego w Libii pracownika tureckich służb specjalnych.
Liczbę nieformalnych agentów i pracowników tureckich tajnych służb MIT w Niemczech szacuje się na 6000 – 8000. W żadnym innym państwie wywiad turecki nie jest tak rozwinięty jak w RFN. Świadczy to o tym, że władze w Ankarze traktują Niemcy jako swoją strefę wpływów, a mieszkających tam Turków jako narzędzie uprawiania własnej polityki.
Z tureckim rządem związek mają nie tylko służby specjalne, ale także mafia. Wśród potencjalnych sprawców napadu wymienia się gang motocyklowy „Osmanen Germania”, który w 2018 roku został zdelegalizowany. Ta nacjonalistyczna organizacja była powiązana z bliskim współpracownikiem partyjnym Erdogana Metinem Külünkiem. Sedat Peker, nazywany „ojcem chrzestnym tureckiej mafii” ujawnił ostatnio inne powiązania członków tureckiego rządu ze zorganizowaną przestępczością.
Pobicie dziennikarza wywołało żywe reakcje polityczne. Pochodzący z Turcji poseł partii Zielonych Cem Özdemir napisał: „To oburzające, że uchodźcy z Turcji muszą obawiać się o swoje bezpieczeństwo w tym kraju. Jestem ciekaw działań niemieckiego rządu”. W podobnym tonie zabrał głos poseł Lewicy Sevim Dağdelen, oświadczając: „Poplecznicy Erdogana zaatakowali nożami dziennikarza przebywającego na emigracji w Berlinie, w jego mieszkaniu. Jak długo rząd niemiecki będzie stał z boku i przyglądał się zagrażającym życiu poczynaniom sieci Erdogana?”
Berlin doskonale wie, że w walce z tureckim nacjonalizmem, imperium Erdogana, a nawet turecką mafią ma ograniczone pole manewru z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze wielu Turków ma niemieckie obywatelstwo i stanowi dość znaczącą grupę potencjalnych wyborców. Do tego dochodzi całkiem niezła i hojnie zasilana przez państwo tureckie sieć organizacji (w tym meczetów).
Po drugie, klucze do bezpieczeństwa granic UE leżą właśnie nad Bosforem. Imigranci przebywający na terenie Turcji stali się narzędziem wywierania nacisku na niemiecki rząd, który postawiony pod ścianą jest zmuszony przyjmować warunki stawiane przez Erdogana. Jeśli za pobiciem Acarera stoją rzeczywiście tureckie służby, to oznacza to przesunięcie kolejnej granicy przez autorytarny reżim i przejście do następnego etapu walki z opozycją – tym razem tą znajdującą się za granicą.
〉 O niepokojąco niskim poziomie wolności słowa w Turcji pisał Jan Wójcik.