Diana West
Jeśli czegokolwiek uczy nas 31 065 islamskich śmiertelnych ataków terrorystycznych po zamachu 11/9, to tego, że w siedzibach władz na Zachodzie nie ma szans na opartą na faktach dyskusję o islamie.
Tak, użyłam sformułowania “oparta na faktach dyskusja o islamie”. Po ponad 15 latach od zniszczenia World Trade Center, ciągle nie używam wyrażeń “islamo-faszyzm,” “islamizm,” “islamski ekstremizm”, czy innego określenia wymyślonego przez ludzi Zachodu do ukrycia przerażających faktów dotyczących islamu: jego praw, które są opresyjne i napawają obrzydzeniem, jego historii brutalnych podbojów i „radykalnych” czystek religijnych i kulturowych, jego totalitarnych celów, żeby wszędzie wprowadzić szariat (prawo islamskie) w celu wyplenienia wolności sumienia, mowy, innych religii, oraz w celu – ach tak! – rządzenia światem.
Innymi słowy, chodzi o te tematy, o których władze nie mówią już od momentu, gdy George W. Bush otrząsnął się z szoku po ataku na WTC i stwierdził, że islam jest “religią pokoju”. I tym sposobem w kraju ludzi wolnych i domu odważnych rządzi islamskie prawo o bluźnierstwie.
Niedawne przesłuchanie przed Senatem miało taki sam charakter. Współprowadzone przez układnego senatora Rona Johnsona i zagniewaną senator Claire McKaskill, miało tytuł: “Ideologia i terror: zrozumienie narzędzi, taktyki i technik agresywnego ekstremizmu”.
Zwróćcie uwagę, że nie ma tu oficjalnej wzmianki o islamie. Ani żadnego zainteresowania islamem, oprócz chęci jego ochrony. Senator Johnson, “ten dobry” przesłuchujący, w kontekście dopuszczenia możliwości niewielkiego choćby związku między islamem/islamizmem a dżihadem (nawet nie padło to słowo), właściwie pochwalił dwie muzułmanki występujące w roli świadków za to, że podjęły wszelkie starania, żeby do islamu nie przylepił się jakiś brud ze szczotki prawdy.
W tym czasie cztery przedstawicielki demokratów w zespole ds. agresywnego ekstremizmu zignorowały świadków urodzonych jako muzułmanki: byłą muzułmankę Ayaan Hirsi Ali i muzułmańską reformatorkę Asrę Nomani, nie zadając żadnej z nich ani jednego pytania. Zamiast tego obsesyjnie koncentrowały się na nonsensach pana Nie-Widzę-Islamu, byłego dyrektora National Counterterrorism Center (NCTC), Michaela Leitera. Być może demokraci postrzegają te dwie wywodzące się z islamu kobiety jako przeszkody w indoktrynacji ideologią „agresywnego ekstremizmu siejącego terror”.
Ale czy rzeczywiście demokratyczni senatorowie mają powody do obawć? Zadaję to pytanie po przeczytaniu artykułu, który Hirsi Ali i Nomani napisały dla “New York Timesa” o tym okropnym doświadczeniu i po tym, jak oglądałam je podczas większej części przesłuchania. Nie mogę nie zauważyć ich oczywistej determinacji, żeby jednak unikać wypowiadania się o islamie wprost – podobnie jak ma to miejsce w przypadku lewicy.
Hirsi Ali i Nomani piszą: „To, co wydarzyło się tego dnia [przed komisją] było symptomatyczne dla bardzo niepokojącego trendu wśród sił postępowych, gdy w grę wchodzi konfrontacja z brutalną rzeczywistością islamskiego ekstremizmu”.
Jeszcze raz: Ta “brutalna rzeczywistość”, o której piszą, jest konsekwencją praw islamskich. Nie jest to żaden „islamizm” ani „ekstremizm” w łonie islamu. Ta brutalna rzeczywistość jest częścią islamskiej normalności.
Kobiety piszą o swoim osobistym cierpieniu podczas dorastania w “głęboko konserwatywnych muzułmańskich rodzinach”: wycinanie łechtaczki, zaaranżowane małżeństwo, groźby śmierci za tak zwaną apostazję.
Pomimo wszystkich “izmów”, takie horrory są częścią islamskiego głównego nurtu.
Autorki wskazują następnie, że: „Dla ludzi postępowych dużym dyskomfortem jest mówienie o “islamskim ekstremizmie”.
No dobrze, ale dla tych dwóch kobiet jest także dużym dyskomfortem mówienie o ekstremizmie głównego nurtu islamu. Wystarczy zauważyć, jak pomieszany staje się ich dyskurs, gdy przyznają, że istnieje fundamentalny konflikt pomiędzy “uniwersalnymi prawami człowieka” a “prawem islamskim”, lub wymieniają całą listę, jak to nazywają, “islamistycznych idei”, wyłaniających się z każdego oficjalnego kodeksu opartego na islamskim prawie”. Hirsi Ali i Nomani piszą tak:
„Niezaprzeczalną prawdą jest to, że istnieje podstawowy konflikt pomiędzy uniwersalnymi prawami człowieka a zasadami szariatu, czy też prawa islamskiego, według którego świadectwo kobiety jest warte połowę tego, co świadectwo mężczyzny; pomiędzy wolnością religii i przekonaniem, że artyści, pisarze, poeci i blogerzy powinni podlegać prawu o bluźnierstwie; pomiędzy świeckim rządem a islamskim celem, jakim jest kalifat; pomiędzy prawami Stanów Zjednoczonych a islamskim promowaniem poligamii, małżeństw dzieci, małżeńskich gwałtów; oraz pomiędzy wolnością myśli a metodami indoktrynacji, lub „dawa”, z których pomocą islamiści propagują swoje idee”.
Podsumowując – czy to Claire McCaskill, czy Hirsi Ali, dyskusja i edukacja na temat islamu jest zakazana. “Polityczny islam”, “islamizm”, “islam z Medyny” i agresywny ekstremizm stały się wymiennie zagrożeniem dla światowej społeczności, włączając w to wszystkie różowe króliczki i mięczaków fabrykujących „autentyczny islam”. Jedynym problemem, jak wszyscy się zgadzają, są ci „okłopni ekstłemiści”.
Te bzdury nie są niczym nowym. Jednak to nie to przyniosło Ayaan Hirsi Ali międzynarodowy rozgłos, gdy jej nazwisko znalazło się na islamskiej liście celów przytwierdzonej do zwłok Theo van Gogha, zabitego w biały dzień na ulicy Amsterdamu w 2004 roku przez muzułmanina działającego zgodnie z prawem szariatu. Inną osobą na tej liście, która zyskała międzynarodowy rozgłos, był Geert Wilders.
Wtedy oboje, Hirsi Ali i Wilders, byli członkami holenderskiego parlamentu. Hirsi Ali była także koleżanką zamordowanego van Gogha, wraz z którym zrobili krótki film, pod tytułem „Submission”, o tym jak w islamie traktuje się kobiety, a którego scenariusz w całości złożony był z wersetów Koranu.
Wówczas Hirsi Ali była jeszcze znana z jasnego umysłu, który oceniłby tę dyskusję w Senacie o wszelkich –izmach i –istach jako zupełny absurd. Jest wiele [różnych] islamów? “Nie, to błędny pomysł – powiedziała paręnaście lat temu. – Jeśli definiujemy islam jako religię zapoczątkowaną przez Mahometa, a wyjaśnioną w Koranie i później w Hadisach, to jest tylko jeden islam dyktujący moralne zasady.”
To było wtedy. Dziś Hirsi Ali brodzi po tym samym bagnie eufemizmów, w które wpędziła się zachodnia cywilizacja, oddalając się coraz barrdziej od mówienia szczerze na temat islamu.
Wygląda jednak na to, że jest jeszcze gorzej. Coś w jej wystąpieniu sprawiło, że widzimy sprawy jeszcze inaczej niż wcześniej myślałam, choć obie zostałyśmy nazwane „wrogami publicznymi” przez złowrogą lewacką grupę nienawiści, SPLC (Southern Poverty Law Center).
Podkreślając przed komisją, że nadal jeszcze musimy zdefiniować wroga, że nasze małe programy tu i tam nie mają znaczenia w obliczu rosnącej fali “islamistów”, Hirsi Ali jasno wyraziła swą wątpliwość, czy senatorowie rozumieją pilny charakter tego problemu. Cóż, ja też w to wątpię. Lecz Hirsi Ali, gdy przeszła do spraw europejskich – zauważając, że na przykład we Francji stan wyjątkowy obowiązuje od listopada 2015 roku – zaczęła lamentować z powodu powstania w Europie “radykalnych grup prawicowych”, które, jak powiedziała, “rozwijają się, jak jeszcze nigdy”.
Na moment przed dokończeniem jej wypowiedzi zastanawiałam się, co właściwie ma na myśli – neonazistów? Grecki Złoty Świt? A może chodzi o Marine Le Pen?
Nic z tych rzeczy.
Hirsi Ali mówiła dalej: “Mieszkałam w Holandii przez 14 lat. Gdy tam przybyłam, radykalna prawicowa grupa była bardzo niewielka, a teraz jest drugą co do wielkości partią polityczną”.
Drugą co do wielkości partią polityczną Holandii jest Partia Wolności Geerta Wildersa…
Przesłuchałam tę wypowiedź powtórnie, żeby się upewnić czy dobrze ją zrozumiałam. Tak. Ayaan Hirsi Ali podnosi alarm w sprawie Europy, ostrzegając przed rozwojem “radykalnych ugrupowań prawicowych” – czyli w tym przypadku znakomitej, odważnej Partii Wolności Geerta Wildersa. To odnoszący największe na Zachodzie sukcesy ruch, który powstał z jasnym programem odwrócenia procesu jego islamizacji, która oznacza kulturową zagładę, jak to wynika ze wszystkich przykładów znanych z islamskiej historii.
Oprac. Grażyna Jackowska na podst.: http://dailycaller.com/
Diana West – konserwatywna publicystka amerykańska; jej komentarze i felietony ukazują się w ok. 120 gazetach i stronach www.
————————-
Poglądy autorów, których teksty zamieszczamy, niekoniecznie są zgodne z poglądami redakcji Euroislamu.