Czy ewentualne odejście Erdogana oznacza koniec politycznego islamu u władzy? Może to nie być takie proste.
Wybory prezydenckie i parlamentarne w Turcji już teraz uznawane są za najważniejsze wybory roku 2023 i analizowane pod kątem istotnych zmian, które mogą przynieść. Jedną z nich, rzadziej pojawiającą się w rozważaniach, jest potencjalny cios jaki może zostać zadany politycznemu islamowi, wraz z ewentualnym odejściem prezydenta Erdogana.
Często zapominamy, że to Turcja była krajem, o którym mówiono, że łaczy islam z demokracją i to turecki model islamizmu tworzył nadzieje na demokratyzację Bliskiego Wschodu, głoszone przez amerykańskich i europejskich ekspertów, a dla rządów, które powstały po Arabskiej Wiośnie był inspiracją. Łatwo dzisiaj pisać nagłówki w stylu„demokrata, który okazał się islamistycznym autokratą”, trudniej było dostrzegać zagrożenie wcześniej.
Jedną z wyróżniających cech obecnych rządów w Ankarze jest ideologia islamizmu. Od dłuższego czasu, częściowo z konieczności podyktowanej kalkulacją wyborczą, a częściowo z powodu przekonań, władza opiera się także na nacjonalizmie, dość powszechnym w tureckim społeczeństwie.
Islamizm w Turcji cechował, tak jak inne ruchy islamistyczne, gradualizm, czyli stopniowa realizacja tego, co możliwe. Przejawiało się to między innymi w usunięciu zakazu noszenia chust, przejmowaniu chrześcijańskich miejsc kultu, próbach ograniczania sprzedaży alkoholu (chociażby przez windowanie cen), czy w ekonomii deklaracjami obniżania stóp procentowych w trakcie inflacji, uzasadnianymi przekonaniami religijnymi.
Może obserwujemy ostatnie podrygi tej ideologii u władzy, nie wydarzy się to jednak następnego dnia po wyborach.
Przejęto też urząd religijny Diyanet, stworzony kiedyś przez sekularystów, żeby kontrolować rozwój islamu w Turcji. Dofinansowując go mocniej niż niejedno ministerstwo, uczyniono z niego narzędzie promocji islamu w Turcji i na świecie, a Erdogan stanął do wyścigu z Arabią Saudyjską czy Katarem o tytuł największego patrona islamu. Dzięki temu, gdy tureckie wojska atakowały Syrię, w meczetach w Turcji, a także w Niemczech, rozbrzmiewały modlitwy o zwycięstwo armii. Rozwijano też sieć szkół średnich, gdzie nauce towarzyszy zwiększona edukacja na temat religii islamu.
W polityce zagranicznej wspierano rządy i ruchy bliskie ideologii islamistycznej, począwszy od zdecydowanego poparcia Bractwa Muzułmańskiego w Egipcie, przez wsparcie rządów w Somalii, tunezyjskiej Ennahdy, islamistycznych ugrupowań rebelianckich w Syrii, czy Rządu Zgody Narodowej w Libii. Robiono to za cenę wejścia w poważne konflikty z dotychczasowymi, sprawdzonymi partnerami Turcji. Oczywiście pomoc taka nie wypływała tylko z pobudek ideowych; realizowano przy tym także interesy gospodarcze i polityczne samej Turcji.
Podkreślić więc należy, że pryzmat islamizmu nie wyczerpuje opisu działań tureckiego rządu w ostatnich dwóch dekadach. Wskazuje się też na inne kwestie, takie jak chociażby polityka neoosmanizmu.
Niemniej jednak odejście tej formacji może być ostatnią z serii porażek islamistów i spowodować poważne osłabienie koncepcji łączenia islamu i polityki. Czy jednak AKP zniknie w całości? Tego dowiemy się po wyborach, zarówno parlamentarnych jak i prezydenckich.
Na razie sondaże sugerują nawet możliwość wygrania wyborów przez opozycyjnego kandydata Kemala Kılıçdaroğlu już w pierwszej turze. Jednak nie można wykluczać fałszerstw, ani innych działań ze strony obozu władzy. Wreszcie, wygrana prezydencka to tylko jeden krok, bo chociaż prezydent ma dzięki reformie konstytucyjnej nieporównywalnie większą władzę niż parlament, to słabszy wynik koalicji opozycyjnej w parlamencie może powstrzymać reformy, w tym istotny powrót do systemu parlamentarnego.
Sondaże parlamentarne nie są tak optymistyczne dla opozycji, która dodatkowo tworzy niespójny sojusz i liczy na wsparcie kurdyjskiej HDP. AKP pozostaje ciągle najpopularniejszą partią.
Nawet jeżeli wszystkie zamiary opozycji się powiodą, to droga do zmiany będzie długa. Przez dwie dekady zwolennicy Erdogana weszli mocno w struktury państwa. Po nieudanym puczu antyrządowym w roku 2016 przejęto też znaczną część mediów, biznesów związanych z przeciwnikami politycznymi, a czystki dotyczyły też administracji i szkolnictwa.
Zmiana tej sytuacji to praca na co najmniej jedną kadencję i to z silnym mandatem. Przy niekorzystnej sytuacji gospodarczej – a nowy rząd musi zmierzyć się z inflacją – i trudnej sytuacji w polityce zewnętrznej, mogą być inne priorytety jego działania. Co więcej, by wygrać opozycja zaczęła też zabiegać o głosy bardziej umiarkowanych konserwatystów religijnych, więc będzie musiała uwzględniać ich w swoich kalkulacjach.
Jedyną nadzieją jest to, że duża część młodzieży skłania się do głosowania na opozycję, a miało to być pobożne pokolenie wychowane przez islamistów. Może więc obserwujemy ostatnie podrygi tej ideologii u władzy, nie wydarzy się to jednak następnego dnia po wyborach.
Przeczytaj także: