Do Niemiec docierają pierwsze grupy uciekające przed wojną z Ukrainy, jednak pracownicy jednego z niemieckich ośrodków mają wątpliwości.
Do ośrodka w Garmisch-Partenkirchen w Bawarii przybyła stuosobowa grupa uchodźców z Ukrainy. To nie jest wiele jak na zdolności ośrodka, który radził sobie z imigrantami i uchodźcami w 2015 roku. Pracownicy ośrodka i wolontariusze mają jednak wątpliwości, komu w tej grupie udzielić pomocy.
Pierwsza grupa to czwórka małych dzieci i sześć kobiet Ukrainek, a zaraz za nią została obsłużona rodzina z Wietnamu. Natomiast reszta ubiegających się o pomoc w Niemczech to mężczyźni z Azji i Afryki. Nikt nie kwestionuje tego, że mają prawo do znalezienia się w bezpiecznymi miejscu, ale ośrodek nie wie, czy to on konkretnie ma udzielać im pomocy, bo został zaplanowany teraz jako ośrodek dla uchodźców z Ukrainy.
Pracownicy ośrodka próbowali porozumieć się z mężczyznami, którzy nie są obywatelami Ukrainy i ustalić ich związek z tym krajem. Zgodnie z ich stwierdzeniami poświadczonymi okazanymi dokumentami wizowymi, to studenci. Nie mówią jednak ani po ukraińsku ani po rosyjsku. Hipoteza, że studiowali w języku angielskim, też się nie sprawdza, bo nim sie również nie posługują.
Dla wolontariuszy było to zaskoczenie. Powiedziano im, żeby przyszli pomóc zakwaterować się uchodźcom z Ukrainy, zabezpieczyć miejsca w hotelu, najpierw dla rodzin z dziećmi. Transport został zorganizowany przez rząd federalny i rząd landu. Teraz nie wiedzą, czy ci mężczyźni liczą się jako uchodźcy wojenni.
Ostatecznie zarząd podjął decyzję, że wpuszczą wszystkich, którzy mają jakikolwiek związek z wojną na Ukrainie, a potem zobaczą, jakie podjąć następne kroki. Władze gminy poinformowały ministra spraw wewnętrznych Bawarii, że sprawy nie mogą tak się układać, jeżeli pomoc ma trafić do Ukraińców w potrzebie. Na razie region przygotowuje się na większą liczbę uchodźców.