W ubiegłym tygodniu prezydent USA Barack Obama rozmawiał w Rijadzie z królem Arabii Saudyjskiej na temat walki z terroryzmem i zagrożeniem ze strony ISIS. Tuż przed wizytą pojawiły się informacje o powiązaniach Arabii Saudyjskiej z zamachami z 11 września 2001 r.
Poinformowano, że licencję pilota należącą do producenta bomb dla Al-Kaidy, Ghassana Al-Sharbiego, znaleziono w kopercie ambasady Arabii Saudyjskiej w Waszyngtonie, gdzie w 2002 r. aresztowano al-Sharbiego jako podejrzanego o udział w przygotowaniach do zamachów na WTC. Przypuszcza się, że podejrzany uczył się latać wraz z zamachowcami, jednak sam nie wziął udziału w atakach. Krótko przed aresztowaniem spalił plik dokumentów, wśród których spodziewano się znaleźć również wspomnianą kopertę.
Sytuacja Baracka Obamy jest tym bardziej skomplikowana, że w kraju narasta presja, żeby ujawnił 28-stronicowy fragment raportu Kongresu, mającego wskazywać na zaangażowanie Saudyjczyków w porwanie samolotów z 2001 r., którego efektem była śmierć ponad trzech tysięcy ludzi i początek wojny z terroryzmem.
Aktywista Brian McGlinchey uważa, że ujawnione szczegóły związane z licencją pilota mogą sprawić, iż ludzie zaczną interesować się poziomem zaangażowania saudyjskich przedstawicieli rządowych w zamachy. „Koperta wskazuje na podstawowe pytanie, jakie dziś sobie zadajemy: do jakiego stopnia najważniejsze osoby w rządzie Arabii Saudyjskiej ułatwiły spisek z 2001 r?” – pyta.
Rodziny ofiar z 11 września wywierają na Kongres presję, żeby wszczął postępowanie przeciwko Arabii Saudyjskiej w związku ze śmiercią ich bliskich. Wzywają również do odtajnienia raportu. 15 spośród 19 zamachowców z 11/9 miało saudyjskie paszporty.
Zaraz po atakach w USA powołano komisję, która ustaliła, że nie ma dowodów na ciche przyzwolenie Arabii Saudyjskiej na zamachy. Niemniej jednak na Biały Dom wciąż wywierana jest presja, żeby ujawnił utajnione 28 stron raportu, które ze względu na bezpieczeństwo narodowe nigdy dotąd nie zostały upublicznione.
Obama wkrótce zdecyduje, czy odtajnić dokumenty. Na razie James Clapper, dyrektor Wywiadu Narodowego, kończy analizę dokumentów, żeby stwierdzić, czy można je ujawnić bez szkody dla bezpieczeństwa USA.
Donald Trump, kandydat Republikanów w wyborach prezydenckich jest zdania, że materiał powinien zostać ujawniony. „Wydaje mi się, że wiem, co w nim będzie”, powiedział Trump w Fox News. „Będą to [informacje] o bardzo, bardzo głębokim znaczeniu, dotyczące Arabii Saudyjskiej i roli, jaką odegrała w ataku”.
Były senator Bob Graham zauważył natomiast, że urzędnicy z Arabii Saudyjskiej są przeciwni ustawie, ponieważ ułatwiłaby ona poszkodowanym rodzinom wnoszenie pozwów. „Strasznie obawiają się konsekwencji ewentualnych procesów (…). Mówi to coś o zaangażowaniu Arabii Saudyjskiej w wydarzenia z 11 września” – stwierdził Graham.
Wydarzenia te stawiają Obamę w niezręcznej sytuacji. Z jednej strony naciskają na niego rodziny ofiar, z drugiej przedstawiciele Arabii Saudyjskiej grożą wyprzedaniem miliardów dolarów amerykańskich aktywów w razie, gdyby Kongres przyjąłby ustawę pozwalającą na wszczęcie procesu przeciw rządowi Arabii. Saudyjski minister spraw zagranicznych, Adel al-Jubeir, powiedział, że jego kraj jest gotów sprzedać do 750 miliardów dolarów w skarbowych papierach wartościowych Stanów Zjednoczonych i innych aktywach, jeśli nowe prawo postawi jego kraj w stan zagrożenia.
Administracja USA stara się powstrzymać Kongres przed przyjęciem senackiej ustawy autorstwa obu partii. Sekretarz prasowy Białego Domu Josh Earnest zasugerował, że prezydent Obama zawetuje każdą tego typu ustawę.
Napięcie pomiędzy dwoma krajami było widoczne jak na dłoni, gdy na lotnisku w Rijadzie Obamę w zastępstwie króla Arabii Saudyjskiej powitał niższy rangą książę Fajsal, gubernator Rijadu. Obama ostatecznie spotkał się z królem Salmanem w pałacu w Rijadzie.
Bochun, na podst. http://www.dailymail.co.uk/