W natemat.pl i Gazecie Wyborczej pojawiły się artykuły dotyczące Polish Defense League. Historia PDL zaczęła się przed kilkoma laty. Zaczęło się od Rene Bullera, polskiego Amerykanina i jego fanpage’a na Facebooku. Rene szukał twarzy, która będzie reprezentowała PDL w Polsce i pomoże mu tę – jeszcze nie organizację – rozbudować i „wyjść” z internetu.
Trafiło na Darka. Darek przez kilka lat pracował wspólnie z muzułmanami. islam można poznać na kilka sposobów, można sobie posłuchać i iść do domu, ale można też się zastanawiać. Zastanawianie się nad islamem może doprowadzić do konwersji lub do przerażenia. Można też islam, mniej lub bardziej sprytnie – ale zawsze jest to naiwne i krótkowzroczne – wykorzystywać do walki z „katolami”. Skończy się to jednak tak, jak w tym kawale, w którym skorpion poprosił żabę, żeby go przepławiła na drugi brzeg rzeki a po wykonaniu przez nią zadania ukąsił ją i powiedział: „Przepraszam, inaczej nie potrafię”.
Zgodnie z zasadą, że kto nic nie robi, niczego nie zepsuje. Darek mógł nie robić nic.
Darek Brodzik jednak się przeraził, nawiązał kontakt z Rene i zaczęli działać, popowstawały dywizje regionalne. W momencie rozłamu, o ile dobrze pamiętam, fanpage był zalajkowany przez około 10 000 ludzi. Dlaczego powstał rozłam, to osobna historia. Jedną z przyczyn było to, co Jan Wójcik w artykule, ale celniej przyczyny rozłamu, szczególnie te urojone, opisuje tu niejaki Piotr Naumstein. PDL stał się ofiarą mitomanów i Darek temu macierewiczowizmowi uległ.
Spójrzmy jak islam jest przedstawiany w Polsce. W telewizji śniadaniowej, co jakiś czas, wspólnie z jakąś muzułmanką bryluje jakiś „islamolog”. Wygląda to tak: samonakręcająca się idiotka opowiada bzdury na temat islamu, po każdej głupocie, którą z siebie wydala, dodaje przeciągłe „taak?” – to „taak?” ma podkreślić wagę jej wypowiedzi, a podkreśla jej głupotę. Tej kiwającej się, naspeedowanej postaci wtóruje czołowa relatywizatorka islamu w Polsce – dr Katarzyna Górak-Sosnowska. Temu tandemowi nieśmiało oponuje redaktor prowadzący, którego jedyną zaletą a raczej cechą w tej dyskusji jest to, że dobrze wygląda. To tak dla przykładu, abyśmy wiedzieli, z jaką życzliwością i niewiedzą do islamu podchodzą polskie media. Z drugiej strony, jedyną rzetelną debatą na temat islamu, którą widz miał okazję zobaczyć, był program Jana Pospieszalskiego dotyczący budowy meczetu na Ochocie. Potem miał być dialog albo spotkanie, w którym oprócz przedstawiciela islamu miał wziąć udział redaktor euroislam.pl, ale imam czy jakiś inny kacyk „odżyczył” sobie tego spotkania.
W „Przeglądzie Bezpieczeństwa Wewnętrznego” Krzysztof Izaak pisze o zagrożeniu związanym z islamskim terroryzmem, co nie przeszkadza ambasadorowi RP w Wielkiej Brytanii Witoldowi Sobkówowi zorganizować pokazu filmu pt: „Polscy muzułmanie: niespodziewane spotkanie”. Partnerem przedsięwzięcia była Cordoba Foundation, która jest przykrywką dla Bractwa Muzułmańskiego (wiecej tutaj). Rozmowa z ambasadorem o islamie na jego blogu nie ma najmniejszego sensu, jedyną sensowną informacją na ten temat, jaką można się było od niego uzyskać była ta, że skończył jakieś Islamic Studies, z jakimś tam dobrym wynikiem A+ i żebyśmy dokładnie sobie uświadomili, jaki to był dobry wynik. I kilka ogólnikowych, „wszędzie do nabycia”, frazesów typu „że nie wszyscy muzułmanie są fundamentalistami.”. Ambasador jest typowym przykładem political class z wyższej półki, z jej typowym schizofrenicznym zrozumieniem dla islamu.
Niedawno, a dokładnie 11 listopada 2013, skończyła się w Warszawie konferencja na temat zwalczania zbrodni nienawiści w stosunku do muzułmanów. Pewnie takich konferencji, na nie mniej fantastyczne tematy dotyczące muzułmanów, było więcej. Nikt jednak nie zaprosił Ayaan Hirsi Ali, apostatki żyjącej w ciągłym niebezpieczeństwie grążącym jej ze strony islamu. Jeszcze by się dowiedział, że przed islamem mogą nas uchronić szkoły, organizacje kobiece i kościół. Jednak wszystkie te trzy „instytucje” kolaborują z islamem i dają ciała.
W całe to spektrum wpisują się również organizacje pozarządowe, zajmujące się mniej lub bardziej wydumanymi ludzkimi prawami i emigrantami. 16 października 2010, podczas zebrania młodzieżówki Unii Chrześcijańskiej, kanclerz Niemiec Angela Merkel ogłosiła całkowitą klęskę multikulturalizmu w Niemczech. Ale organizatorzy niedawnej konferencji w Lublinie piszą: „Liczne doświadczenia organizacji pozarządowych, będących często pionierami w zakresie wypracowywania skutecznych metod integracji cudzoziemców, wskazują, że integracja zachodzi „tu i teraz”. Niektóre organizacje może szczerze chcą pomagać, ale niektóre chcą po prostu dowalić przy pomocy islamu „katolstwu” i prędzej czy później skończą jak ta żaba z kawału.
Redaktor „Krytyki Politycznej” Jaś Kapela złożył doniesienie o przestępstwie w sprawie antyislamskich wpisów na Facebooku. W „Gazecie Wyborcze”j przeczytałem: „Boją się meczetów, […] chociaż w Polsce mamy zaledwie 35 tys. muzułmanów”. Bolszewików początkowo też można było liczyć w tysiącach, a jednak im się udało. Siła ma nie tylko kierunek, ale również i zwrot, a islam w kierunku demokracji zdecydowanie nie idzie.
No i te antyislamskie wpisy: „wyłapać, spalić, zdelegalizować”… Ja otrzymałem krótką korespondencję, około 600 słów z życzeniami śmierci. Zestawmy sobie owe antyislamskie wpisy z pisaniną człowieka (autora listu), który ma około 100 kg czystego mięśnia, jest właścicielem czterech restauracji, włada w słowie i piśmie 16 językami i ma Q 146 – jak sam się pochwalił.
Marek Hłasko gdzieś napisał: „Ten, kto nie był pobity przez francuskiego policjanta nie wie, co to jest być pobitym”, a ja napiszę: ten, kto nie dostał gróźb od muzułmanina, nie wie co to groźby.
Ale tego Jaś Kapela widzieć nie może; zrozumienie, dlaczego ludzie piszą antyislamskie wpisy; leży poza horyzontem „muzycznym” i gustem kapeli Jasia Kapeli.
Z drugiej strony na Facebooku pełno jest różnych fanpage’ów, które poruszają temat islamu i zbierają „lajki”. Jest też Stowarzyszenie Europa Przyszłości prowadzące portal euroislm.pl, ale euroislam.pl to salonowcy, którzy jak perskie koty, leżą, mruczą, nie drapią i kłaczą, a po to, co już wykłaczyli zawsze można sięgnąć, bo poruszyli już chyba każdy temat dotyczący islamu i napisali o wszystkim. Ale jak przystało na prawdziwych markizów, z karety do drzwi przez błoto nie przejdą.
Pewnie ten opis nie jest pełny, ale pokrótce wystarczy. I teraz w tym wszystkim pojawia się nowy człowiek z chęcią i energią, taki jak Darek Brodzik, i co on ma zrobić, jeżeli chce uczciwie, może nieumiejętnie i niedystyngowanie zwrócić uwagę na islam? Gdzie ma pójść?
Oczywiście, można się śmiać z kominiarek, można krytykować za Nicka Griffina (pewnie nie pomyśleli, kim jest Nick Griffin i jakie mogą być konsekwencje tego zaproszenia).
Ja tylko się zastanawiam, gdzie mogą iść ludzie, którzy zetknęli się z islamem, uświadamiają sobie totalitaryzm, jaki przedstawia sobą islam, jeżeli tak łatwo można zostać jakimś fobem, tak jak kiedyś na Zachodzie krytykując komunizm łatwo można było zostać antydemokratą.
Ale kto nic nie robi, nic nie zepsuje.
Mariusz Malinowski
obywatel, ateista i amatorski deislamizator.