W niektórych dzielnicach Brukseli wprowadzane są na siłę nowe kody kulturowe i religijne. Żądania o charakterze religijnym wnikają nieproszone w życie publiczne, pracę, do szkół i szpitali. Islam – wiara czy też zbiór obyczajów, staje się w Brukseli coraz bardziej widoczny.
Dlaczego mamy mówić o muzułmanach, skoro etniczna mozaika Brukseli ma tysiąc innych fragmentów? Dlatego, że z wielu przyczyn ten aspekt życia miasta jest coraz głośniejszy i wyraźniejszy. Sondaż przeprowadzony w 2009 roku przez King Baudouin Foundation wykazał, że 55% imigrantów z Maroka definiuje siebie najpierw jako Marokańczyków (a tylko 7% jako Belgów). 36% stawiało również na pierwszym miejscu wiarę islamską. W 2008 podobne badanie wykazało, że 41% przybyszów z Turcji określa się najpierw jako Turcy, a 31% jako muzułmańscy Turcy.
Inaczej niż w Paryżu, gdzie mniejszości mieszkają głównie na przedmieściach, w Brukseli mają tendencję do grupowania się w centralnych kwartałach, wewnątrz „mniejszego pasa” i po obu stronach kanału. To tam również najbardziej widać ubóstwo, najwięcej dzieci porzuca szkołę, a ponad połowa młodzieży nie pracuje, podejmując czasem „zajęcie” w postaci wypatrywania możliwości kradzieży. Te okolice niedawno niemal wymknęły się spod kontroli. Spokój powrócił, lecz w każdej chwili możliwe są nowe starcia pomiędzy młodzieżą i policją, pomiędzy „białymi” i imigrantami, czy też pomiędzy miejskimi gangami o religijnej ideologii (arabscy muzułmanie kontra afrykańscy zielonoświątkowcy).
Przyczyn takich napięć upatruje się często w niepewności materialnej i wykorzenieniu. Co ma tutaj do rzeczy element religijny?
Spora liczba muzułmanów w Belgii stara się skutecznie zintegrować, przystosowując się do całości naszego społeczeństwa i wzbogacając je. Niemniej jednak pojawia się pewna dynamika społeczna, oznaczona religijną etykietką i prezentująca problematyczne aspekty. Oto jej opis w czterech punktach.
1. W dzielnicach rządzi halal i ograniczenia.
Obecność wyłącznie jednej społeczności tworzy getta i w efekcie problemy w relacjach między mieszkańcami. Przybycie Europy (czytaj: urzędników UE) w dzielnicy Schumana spowodowało zniknięcie stamtąd życia właściwego klasie pracującej. To samo dzieje się w rejonach, gdzie przeważają muzułmanie. Inni czują sie wykluczeni.To paradoks: podczas gdy muzułmanie starają się zachować swoją odrębność, w typowych dzielnicach nie-muzułmanin na próżno szuka sklepu z mięsem nie halal albo baru z wyszynkiem. Zwyczajny efekt praw rynku? Zapewne, ale zmienia on codzienne życie i jego postrzeganie. U niektórych smutek i żal. U innych gniew.
Na przykład w „starym Molenbeek” nie można się już napić alkoholu w restauracji w ośrodku kultury finansowanym przez miasto, czy w małej kefajce naprzeciwko komisariatu, prowadzonej przez Turka. Na targowiskach mówi się po arabsku, wszchobecne są zasłony twarzy, ale najbardziej niepokojąca jest atmosfera religijna.
Radna Francois Schepmans kilka miesięcy temu powiedziała gazecie LeVif/L’Express, że nie jest problemem to, iż Molenbeek wygląda jak Marakesz, lecz to, by powstrzymać przekształcenie się dzielnicy w Peszawar. Radna została zaatakowana przez socjalistów należących do tej samej koalicji i musiała wyjaśniać swym kolegom partyjnym, że nie chodzi jej o podkreślanie pochodzenia etnicznego, lecz raczej o niebezpieczną presję religii na życie i społeczeństwo.
Wieprzowina zniknęła już ze stołówek niektórych szkół, jednak żadna z rad dzielnicowych nie posunęła sie jeszcze do wprowadzenia mięsa halal, choć niektórzy radni z Molenbeek i Schaarbeek już się o to starali.
Nowe zwyczaje społeczne, do których zmuszana jest ulica, nie należy przypisywać religii, a raczej brakowi nadzoru rodzicielskiego i szacunku dla „innych”. Jednakże fakty są takie: dziewczęta w zbyt krótkich sukienkach lub bez zasłony są nazywane „kurwami”. Malika (imię zmienione)- policjantka pochodząca z Afryki Północnej, niegdyś była przeciwna zakazowi noszenia burki, lecz zmieniła pogląd. Mówi, że na targu w Molenbeek spotkała się z obraźliwymi uwagami ze strony sklepikarzy, tylko dlatego, że była ubrana po europejsku. Na niektórych ulicach imigrant idący z kolegą o belgijskim wyglądzie, może usłyszeć okrzyk: „A co ty robisz z tym Flemingiem? [Belgiem]”. Pary homoseksualne i prostytutki też nie mają łatwego życia i bywają atakowane przez małych chuliganów, pozujących na obrońców islamu.
Podczas Ramadanu i po nabożeństwach w meczecie, samochody parkuje się „na drugiego”, co jest wyjątkową uciązliwością, lecz nikt nie ma odwagi powiedzieć słowa. Guido Vanderhulst, działacz ochrony starego dziedzictwa dzielnicy, który w latach 90 przychylnie witał imigrantów, mówi, że takie aspołeczne zachowania są tak rozpowszechnione, że przestrzeganie zasad współżycia społecznego na ulicach mógłby wymusić tylko jakiś nowy duch obywatelski wprowadzony odgórnie. Uważa, że pogarszanie się sytuacji wymaga ustanowienia komitetu „mędrców”, którzy przywróciliby zasady wspólnego życia.
2. Układy burmistrzów z meczetami.
Meczety to nie tylko miejsca modlitwy. Kierują one i rządzą życiem muzułmanów o wiele bardziej niż mało widoczna belgijska Rada Muzułmańska (L’Exécutif des musulmans de Belgique). Politycy to wiedzą, na przykłąd Philippe Moureaux, który odwiedza meczety kilka razy w roku i chwali sobie ich współpracę. Burmistrz Schaarbeek, Bernard Clerfayt, także zabiega o ich zainteresowanie, chociaż na czas kampanii wyborczej zarzucił swe „kurtuazyjne wizyty”. Zwierzchnicy meczetów, nieznani szerszej publiczności, dzierżą prawdziwą władzę i wpływy. Nie mają jednak legitymacji demokratycznego wyboru i czasem są zależni od krajów swego pochodzenia. W Schaarbeek prowadzący turecki meczet zasiada również w radzie dzielnicy. Moureaux także otrzymał kiedyś propozycję zarządzania meczetem marokańskim. Piękny hołd dla praktycznego doświadczenia lokalnego polityka, lecz jednak pewne pomieszanie gatunków.
Według Corrine Torrekens, autorki „Islam in Brussels”, dwie dzielnice wspierają meczety finansowo: w Molenbeek- 35 tysięcy euro jest rozdzielanych co roku przez doradczą radę meczetów; w Schaarbeek- 50 tysięcy dostaje Związek Meczetów, który część pieniędzy wydaje na organizację Festiwalu Eid-al-Adha (muzułmański Festiwal Poświęcenia). Ale na przykład rada dzielnicy Sint-Joost wzbrania się przed utrzymywaniem formalnych relacji z „przywódcami duchowymi”.
W obrębie Brukseli działa 80 meczetów i 116 kościołów katolickich, 17 protestanckich, 13 prawosławnych, 2 anglikańskie i 15 synagog. Według Corinne Torrekens, 80 procent muzułmańskich zasobów i stowarzyszeń koncentruje się w pięciu dzielnicach: Molenbeek, Anderlecht, Brussels City, Sint-Joost i Schaarbeek, gdzie zamieszkuje 70% brukselskich muzułmanów. I coraz mniej chrześcijan i żydów. Czy jest do pomyślenia, żeby niektóre opuszczone miejsca modlitwy były przejmowane przez lokalne społeczności islamskie? W obecnej atmosferze taki transfer postrzegany byłby przez ekstremistów po obu stronach symbolicznie, jako utratę lub zyskanie terytorium – mówi proboszcz jednej z parafii, której ta kwestia dotyczy. Kardynał Daneels, były prymas Belgii, zawsze się temu sprzeciwiał: „Kościół katolicki woli powierzyć swoją własność nowym właścicielom katolickim lub z innych wspólnot chrześcijańskich”, mówił.
Na ulicy Eloy w Kuregem, niedaleko nowego mieszkania arcybiskupa Leonarda (prymasa Belgii), kościół św. Franciszka Ksawerego został przejęty przez katolików afrykańskich, ale jego witrażowe okna były już w przeszłości wybijane. Stare synagogi w Anderlecht i Schaarbeek zostały porzucone, ponieważ zamożniejsze rodziny żydowskie przeniosły się do Vorst Ukkel, ale także z powodu braku poczucia bezpieczeństwa w tych dzielnicach. Naczelny Rabin Brukseli Albert Guigui wyjaśnił gazecie La Capitale, że otwiera się je tylko podczas ważnych żydowskich świąt.
3. Zderzenie wspomnień i dyskusji.
Czy ktoś zadba o małe muzea, o budowle religijne, o architekturę i pomniki, świadectwa historii, którą muzułmanie znają słabo, z którą się nie identyfikują, do której są czasem wrogo nastawieni? I czy przyszłość Brukseli jest w ich rękach? Kształtowanie tych przyszłych elit miejskich ma kluczowe znaczenie.
„Nie tworzy się miasta zaczynając od pustej karty jego przeszłości”-mówi Giudo Vanderhulst i dodaje, że zgodnie z ciągłością historyczną, nowe społeczności powinny działać tak jak ich poprzednicy, tj. przyjmować część starego dziedzictwa, z którego biorą się takie wartości jak demokracja i solidarność.
Obecność islamu przynosi nowe debaty i „wspomnienia”, które czasami wchodzą w konflikt z tym, co dawne. Podczas gdy w 1998 r. Senat uznał fakt ludobójstwa chrześcijan w Imperium Osmańskim, usankcjonowanego jako „dżihad” przez muzułmańskich uczonych epoki, socjalistka Laurette Onkelinx – minister sprawiedliwości (PS) w roku 2005 – wykręcała się jak mogła od wprowadzenia karalności za negowanie ludobójstwa Ormian. Kandydowała bowiem na stanowisko burmistrza Schaarbeek, gdzie mieszka znacząca liczba Turków. Partia socjalistyczna nie zamierza też pozbywać się Emira Kira, lobbującego skutecznie w duchu negacjonistycznym.
Inna rana – antysemityzm, pozostaje otwarta pod płaszczykiem solidarności z narodem palestyńskim i „antysyjonizmu” rodem z Iranu. W dzielnicy Ukkel święta żydowskie muszą mieć ochronę. Niektóre kanały telewizji satelitarnej stale nadają antyzachodnie dyskusje i wzmacniają utożsamianie się ich widzów z odległymi wojnami (Palestyna, Irak, Afganistan). Przy okazji konfliktu izraelsko-palestyńskiego niektórzy przywódcy lokalnych społeczności testują swój wpływ na belgijską dyplomację, a kiedy ponoszą porażkę, przejawiają skrajne emocje: „Nie oczekujcie, że ci młodzi mieszkańcy Brukseli poczują się tak wyobcowani i napiętnowani, że przyjmą „wasze” wartości, ponieważ są one czerwone od krwi! Jeśli chodzi o mnie, młody przestępca ma więcej wiarygodności i nawet większe prawo do szacunku niż minister, polityk partii, która zarabia pieniądze na krwi dzieci i ludności cywilnej” – (blog Mohsina Moueddena, dziennikarza z arabskiej rozgłośni w Brukseli).
4. Mniej wolności słowa w przestrzeni publicznej.
W miarę jak dzielnice stają się jednolite, pojawia się również ryzyko, że wolność nie będzie już gwarantowana, żeby nie urazić części populacji skłonnej do gwałtownych wybuchów. Wystawę w centrum miasta, na której pokazano czerwone damskie szpilki na macie modlitewnej, została zamknięta z powodu gróźb wobec organizatorów. Wybrani oficjele pochodzenia imigranckiego ponownie zażądali od partii socjalistycznej, aby trasa Parady Równości została zmieniona. Debata na temat islamu niedługo będzie postrzegana jako bluźnierstwo i narażona na oskarżenia o „islamofobię”, na zagłuszanie, czy wręcz na fizyczne zagrożenie dla jej uczestników. To ostatnie ma już miejsce wobec samych muzułmanów – tych, którzy dystansują się od swojej społeczności.
Tłum. JP
Źródło – islamineurope.blogspot.com