Jedna z działaczek organizacji twierdzi, że prawa talibów są dla AI ważniejsze niż prawa ich ofiar. Ostrzega swych szefów, że niszczą reputację Amnesty.
53-letnia Gita Sahgal od lat pracuje w Amnesty International. Jest szefową oddziału, który walczy o równość płci. Jednak od 20 lat zajmuje się również badaniami nad fundamentalizmem religijnym. Jak napisał „Spectator”, była jedną z pierwszych osób w Wielkiej Brytanii, które ostrzegały przed pakistańską organizacją Dżamaat-i- Islami.
W ostatnim czasie Sahgal oburzyło coś innego. A właściwie ktoś inny – 42-letni Moazzam Begg, do niedawna najsłynniejszy brytyjski więzień Guantanamo, który po powrocie do kraju w 2003 roku zaczął współpracować z Amnesty. Założył organizację Cageprisoners, która między innymi nagłaśnia sytuację więźniów w Guantanamo (wśród nich Chalida Szejka Mohammeda, głównego organizatora zamachów z 11 września 2001 roku). Pod koniec stycznia tego roku wspólnie z AI zorganizował przed siedzibą brytyjskiego premiera kampanię, domagając się zamknięcia więzienia. Zapowiedział też podróż po Europie, by zachęcić jak najwięcej krajów do przyjęcia więźniów z Guantanamo.
Wtedy Sahgal straciła cierpliwość. „Współpraca z nim w sposób zasadniczy niszczy reputację organizacji” – ostrzega w e-mailu rozesłanym 30 stycznia do najważniejszych osób w AI. Begga przedstawia jako najsłynniejszego brytyjskiego zwolennika talibów, a jego organizację oskarżyła o prowadzenie dżihadu (wojny religijnej).
Czytaj więcej na rp.pl