„To było połączenie walk ulicznych z teatrem politycznej pantomimy, nasze działania były bardzo teatralne, ale czasem skuteczne, udawało nam się na przykład przebić przez linie policyjne i ułatwiać masowe protesty na ulicy” – mówi Ewa Jasiewicz w wywiadzie dla Wysokich Obcasów.
Fakt w jej działaniach nie brak odwagi i tak chyba tym ujmuje dziennikarz, że nie przyglądają się bliżej, sformułowaniom „przebić przez kordony policji,” czy „założyliśmy własną bojówkę.” Czytając wywiady można odnieść wrażenie, że odważna to synonim wiarygodna, a dziennikarze bez krytycyzmu chłoną jej słowa, które zawierają czasami dziwne sformułowania. O związkach swojej rodziny z Palestyną i na temat pobytu armii Andersa w Palestynie pisze tak: „…ojciec i jego towarzysze przystali do armii Andersa, żeby walczyć o wolność swojego kraju, a nie żeby zniewalać inne kraje.” Jakby sojusz Hitlera i muftego Jerozolimy były nieistotnym faktem.
Do jej rzetelności ma wątpliwości też Melanie Phillips z brytyjskiego The Spectator. Krytykowany przez Phillips The Telegraph w ostatnich dniach 2008 roku drukował artykuł Jasiewicz na temat sytuacji w Strefie Gazy, w którym wyłącznie opisane były ataki żołnierzy Izraelskich, a terror Hamasu został zupełnie pominięty. Następnego dnia w tej samej gazecie Jasiewicz pojawia się już jako aktywistka w wywiadzie udzielanym korespondentowi The Telegraph. Phillips pisze „W rzeczywistości, Pani Jasiewicz nie jest w ogóle regularnym reporterem. Jest wysoce stronniczą, mocno zaangażowaną, doświadczoną aktywistką antyizraelskiego International Solidarity Movement. Jest aktywnym graczem po stronie Palestyńczyków, którzy popełniają akty terrorystyczne przeciwko Izraelczyków – co opisuje jako uprawniony i prawomocny opór”.
Nie tylko jej aktywny udział po jednej ze strony powoduje, że nie jest wiarygodnym i obiektywnym świadkiem. Ewa Jasiewicz również swobodnie posługuje się faktami.
Przed wyruszeniem w rejs z Flotyllą Islamistów napisała list do premiera RP Donalda Tuska wyraźnie podkreślając, że „Ruch Wolna Gaza odpowiada za połowę flotylli – trzy statki pasażerskie i statek towarowy MV Rachel Corrie.” W wywiadzie udzielonym Rzeczpospolitej po powrocie z akcji, dziennikarzowi wnikającemu w przyczyny tragedii na statku, gdzie islamiści zaatakowali izraelskich żołnierzy tworzy już inny obraz: „Byliśmy jedną flotyllą, całością. I jako całość należy nas traktować. Nie wolno nas dzielić na „dobrych aktywistów” z Zachodu i „złych aktywistów” z Turcji i innych krajów muzułmańskich. To myślenie naznaczone islamofobią i rasizmem.” Czyżby w świetle reakcji światowych mediów opłacało się „odpowiadać” za całość?
W Polsce poza grzecznym wysłuchaniem relacji Ewy Jasiewicz na temat całego zajścia niewiele pada dociekliwych pytań. Tymczasem już w niemieckich mediach jest inaczej. Telewizja das Erste wyemitowała program, w którym konfrontują wypowiedzi lewicowych aktywistów z faktami odnośnie pozostałych uczestników Flotylli. Na wierzch zostaje wyciągnięty główny udział islamistycznej tureckiej organizacji Milli Gorus, wypowiedzi islamistów, analizy specjalistów od islamskiego terroryzmu, podobieństwa między turecką BBP, której aktywiści byli we Flotylli a niemiecką neonacjonalistyczną NPD. Skonfrontowani z tymi faktami lewicowi działacze, przed wyruszeniem w podróż zaprzeczający udziałowi islamistów w całej kampanii, unikają odpowiedzi. Czy jakiś dziennikarz da szansę Ewie Jasiewicz odpowiedzieć na pytania postawione w poniższym dokumencie?
Jan Wójcik