Nie uwolniliśmy się od bigoterii, ale w Ameryce udało się wprowadzić w życie większość marzeń Martina Lutra Kinga, w dużej mierze za sprawą energii i aktywności takich grup jak Kongres Równości Rasowej (CORE). Ważne jest natomiast, że stało się tak również, dlatego że walka ta miała miejsce na łonie kultury, która szanuje i aktywnie broni praw jednostki. Kultury, która ceni życie, wolność i prawo do szczęścia.
Gdyby dr King żył nadal, z pewnością cieszyłby się na widok uczących się, jedzących i bawiących się razem czarnych i białych dzieci w szkole. Zobaczyłby jak jego sen stał się rzeczywistością: biali i czarni Amerykanie są dziś przyjaciółmi, współpracownikami, partnerami.
Jednak dr King zobaczyłby również, że segregacja nie zniknęła. Z pewnością poczułby smak zwycięstwa widząc, że nie ma ograniczeń prawnych, które dyskryminowałyby czarnych. Zobaczyłby też jednak, że zniesienie barier prawnych jest jedynie połową sukcesu. Nic nie zobrazuje niewidocznej segregacji lepiej niż wydarzenia kryzysowe w Nowym Orleanie i odpowiedź – czy też jej brak – ze strony narodu.
Sen Kinga wykraczał jednak poza białych i czarnych. W swoich zmaganiach odwołać się może do niego również społeczność żydowska. Sześćdziesiąt lat temu europejscy naziści postanowili ją eksterminować w imię czystości rasowej. Dziś międzynarodowa sieć radykalnych muzułmanów nawołuje do kolejnego holokaustu w imię religii.
Na poziomie globalnym King ucieszyłby się widząc, że Nelson Mandela jest na wolności, a czasy apartheidu dobiegły końca przy względnie małej ilości przemocy. Z pewnością jednak zmartwiłoby go niewolnictwo i ludobójstwo, które dzień po dniu nadal ma miejsce dziś w sudańskim Darfurze.
Co ma to wszystko wspólnego ze mną? Dopiero co przyleciałam do Ameryki. Nigdy nie padłam ofiarą dyskryminacji rasowej. Część Afryki, w której dorastałam – Somalia, Etiopia i Kenia – były niezależne. Biali wrócili do domu.
Pokolenie moich rodziców i dziadków mówiło o represjach ze strony białych ludzi. Jednak biały człowiek wyjechał, opresja została, nie zabrał jak widać represji ze sobą. Niemal cała bigoteria i prześladowanie czarnych w Afryce ma dziś miejsce za sprawą innych czarnych. Po raz kolejny widzimy, że tak jak dobroć, szczodrość i otwartość przekraczają ograniczenia rasowe, prawdziwe jest to również w przypadku okrucieństwa, chciwości i dyskryminacji.
Zaproszono mnie tutaj, ponieważ CORE pragnie wynieść sen Martina Luthera Kinga ponad jedynie rasową dyskryminację. Pragniemy zbudować platformę, dzięki której będziemy w stanie walczyć z największą nierównością wszechczasów – dyskryminacją płciową.
Nierówność najohydniejszą, wyrażającą się w formie okaleczenia, bicia, gwałtu i morderstwa. Niemal cała ta agresja usprawiedliwiona zostaje kulturą i wiarą. Wszystkie przestępstwa, które na dziewczynkach i kobietach popełniają w najintymniejszych sytuacjach ich bracia, rodzice czy mężowie. Według tego uprzedzenia przywódcy religijni, politycy, ciotki i wujkowie, ojcowie i matki, wszyscy jednym głosem wierzą, że kobiety są córkami gorszego boga.
Ja urodziłam się w tej kulturze. Podkreślam tu słowo „kultura”.
Kiedy po raz pierwszy odwiedziłam Zachód, byłam zaskoczona słysząc mężczyzn mówiących „panie przodem”. Byłam zdziwiona, ponieważ urodziłam się i wychowałam w kulturze, gdzie musiałam stać na końcu właśnie dlatego, że byłam dziewczynką. Byłam ograniczona przez moją płeć, a ciężar tego, co uchodzi za właściwe zachowanie seksualne, został całkowicie zrzucone na moje barki, ponieważ jestem kobietą.
Natomiast tutaj, w kulturze, w której mężczyźni mówią „panie przodem”, widziałam:
- jak pary wspólnie biorą odpowiedzialność za swoje dzieci,
- rodziców uczących córki i synów, jak zapewnić sobie środki do życia,
- jak szkoły, a nawet rządy, uczą chłopców i dziewczynki w jaki sposób rozumieć i kontrolować swoją seksualność.
Idąc za inspiracją Martina Lutra Kinga, moim snem jest, by wszyscy szczęściarze, którzy urodzili się w kulturze „panie przodem”, przebudzili się z iluzji, że wszystkie kultury są równe.
Równi sobie są ludzie, nie kultury.
- Kultura, która kultywuje kobiecość, nie jest równa kulturze, która kaleczy dziewczynkom genitalia.
- Kultura, która otwiera drzwi kobietom, nie jest równa kulturze, która zamyka je za murami domów i za chustami na twarzy.
- Kultura, która wydaje miliony na ratowanie życia dziewczynek, nie jest równa kulturze, która pierwsze spotkanie z medycyną prenatalną wykorzystuje do przeprowadzenia masowych aborcji, ponieważ dziewczynki nie są w niej mile widziane.
- Kultura, w której sądy skazują mężów przymuszających żony do seksu, nie jest równa kulturze skazującej młodą dziewczynę za to, że została zgwałcona przez cały gang, ponieważ rozmawiała z chłopakiem z rzekomo wyższej kasty.
- Kultura, która zachęca chłopaków i dziewczyny do randkowania, nie jest równa kulturze, która chłoszcze i kamieniuje dziewczyny za to, że się zakochały.
- Kultura, która za ideał stawia monogamię, nie jest równa kulturze, w której mężczyzna może mieć równocześnie cztery żony.
- Kultura, która chroni prawa kobiet z urzędu, nie jest równa kulturze, która odmawia kobietom alimentów i połowy spadku.
- Kultura, która rezerwuje dla kobiet miejsce w Sądzie Najwyższym, nie jest równa kulturze, w której zeznanie kobiety warte jest tyle, co połowa zeznania mężczyzny.
Marzenie Lutera Kinga o równouprawnieniu stało się rzeczywistością dla jednych, jednak dla wielu nadal pozostaje snem. Stało się rzeczywistością dla tych nielicznych, którzy mają szczęście żyć w kulturze, która szanuje człowieka bez względu na jego płeć czy pochodzenie rasowe. Kulturze, która daje mi język, środki prawne i materialne, organizacje, a przede wszystkim szansę na spotkanie podobnie myślących ludzi, którzy wstawią się za prawami koleżanek, które nie mają tyle szczęścia, co wy i ja.
Właśnie w tej kulturze walka o równość ma sens.
Niestety, właśnie ta kultura jest dziś zagrożona. Wielu z tych, którzy się w niej urodzili myśli, że ten stan będzie trwał wiecznie – lub, co gorsza, za niego przepraszają.
Tak więc kobiety i mężczyźni wszystkich kolorów skóry: zjednoczmy się i chrońmy kulturę życia, kulturę wolności, kulturę „panie przodem”.
Ayan Hirsi Ali
Przemówienie na Kongresie Równości Rasowej w Nowym Jorku, 15 stycznia 2007 i powtórzone 31 marca 2009 na Bucknell University, jednym z pierwszych instytutów w Stanach Zjednoczonych, które otworzyły edukację dla kobiet.
Więcej o autorce na http://pl.wikipedia.org/wiki/Ayaan_Hirsi_Ali
Tłum GeKo