„Jedynym, czego brakuje w dziennikarskim dramacie tygodnia, jest solidna dyskusja o prawie i historii kształtującej ten historyczny moment” – napisał Daniel Pomerantz z portalu Honest Reporting w związku z reakcjami na decyzję Donalda Trumpa o uznaniu Jerozolimy za stolicę Izraela.
Oto fragmenty artykułu.
Prawo
22 lata temu Kongres przyjął „Ustawę o ambasadzie jerozolimskiej z 1995 r.”, Która zasadniczo zadeklarowała trzy rzeczy:
1. Że Jerozolima powinna pozostać miastem niepodzielnym, z szacunkiem dla wszystkich grup etnicznych i religijnych.
2. Że Jerozolima powinna być uznana za stolicę Izraela.
3. Że ambasada USA powinna zostać przeniesiona do Jerozolimy.
Ustawa pozwoliła także prezydentowi USA opóźnić wdrożenie tej ustawy, poprzez podpisanie odłożenia jej w czasie co sześć miesięcy i działanie to podejmował każdy prezydent aż do ostatniego poniedziałku. Wcielając w życie to prawo, Kongres uznał technicznie Jerozolimę za niepodzielną stolicę Izraela. Jednak w tegorocznym postępowaniu dotyczącym tego, czy obywatele Stanów Zjednoczonych mogli podać w paszportach swoje miejsce urodzenia w następującej formie: „Jerozolima, Izrael” (Zivotofsky vs. Kerry, 2015), Sąd Najwyższy orzekł, że Kongres faktycznie nie ma władzy nad zagadnieniami polityki zagranicznej tego rodzaju.
Tak więc, chociaż ustawa Kongresu z 1995 r. jest znaczącym symbolem poparcia, uznanie przez prezydenta Trumpa Jerozolimy jako stolicy Izraela ostatecznie przekształca ten sentyment w rzeczywistą politykę Stanów Zjednoczonych.
Prezydent nie użył „niepodzielonego” języka przyjętego przez Kongres, lecz po prostu użył słowa „Jerozolima” bez słów „wschód” lub „zachód”, jak zrobiła to Rosja, gdy uznała to, co nazywano „Zachodnią Jerozolimą” jako stolicę Izraela. Prezydent Trump zasadniczo przeszedł pośrednią drogę między tymi dwoma skrajnościami, pozostawiając otwartą opcję na ewentualne przyszłe negocjacje i kompromisy.
Podwójny standard
Żaden kraj na świecie nie ma prawa uznawać czy nie uznawać stolicy innego kraju. I na pewno żadne państwo nie ma prawa wybrać cudzej stolicy, jak to czyni wiele krajów w przypadku Tel Avivu. (…) Takie postępowanie technicznie narusza prawo międzynarodowe.
Skąd więc podwójny standard? To nie z powodu wojny, sporów czy okupacji, jak twierdzą niektórzy. W rzeczywistości 124 kraje są zaangażowane w spory terytorialne; w tym liczne są sytuacje okupacji – niektóre uznawane za zgodne z prawem, a inne nie. Jednak 123 spośród tych krajów wybiera własną stolicę bez żadnych pytań od reszty świata. Tylko Izrael jest traktowany inaczej.
Historia
Spekulacje na temat przyczyny tego podwójnego standardu obejmują wszystko, od globalnego antysemityzmu po często powtarzane arabskie pragnienie „zmiecenia Izraela z mapy”. Nie komentując żadnej z tych kwestii, przynajmniej część problemu sięga w pierwszej kolejności do tego, jak Izrael stał się niezależny. Rezolucja 181 Narodów Zjednoczonych, zwana „Planem podziału” z 1947 r., zaproponowała oddzielne państwa żydowskie i arabskie, a Jerozolima pozostała pod międzynarodową kontrolą – używając terminu łacińskiego, corpus separatum.
Izrael przyjął ten plan, ale cała Liga Arabska go odrzuciła; a cztery państwa arabskie (Egipt, Jordania, Syria i Irak) najechały państwo żydowskie w celu całkowitego zlikwidowania go. W ramach tej wojny Jordania zdobyła i zajęła wschodnią część Jerozolimy, łącznie ze Starym Miastem, ze starożytną dzielnicą żydowską i Ścianą Płaczu. Po raz pierwszy w historii Jerozolima stała się podzielonym miastem.
W 1967 r. narody arabskie próbowały ponownie zlikwidować Izrael. (…) Cel krajów arabskich (Egipt, Jordania, Syria) i innych, które wsparły kampanię (w tym Irak, Kuwejt, Arabia Saudyjska i Algieria) był taki sam jak w 1948: całkowite zniszczenie Izraela. Tym razem Izraelowi udało się nie tylko przetrwać, ale wypchnąć Jordanię z powrotem do pierwotnych granic, powodując, że wschodnia część Jerozolimy znalazła się pod kontrolą Izraela. Izrael później zaanektował ten obszar, co oznacza, że oficjalnie stał się on jego częścią, kończąc tym samym 19-letni podział miasta. Jednak społeczność międzynarodowa nie uznała aneksji za oficjalną.
Najbardziej widoczną międzynarodową reakcją na wynik wojny sześciodniowej z 1967 r. była rezolucja ONZ 242, która w istocie wzywała do dwóch rzeczy: wycofania się Izraela z „terytoriów okupowanych” i wezwania wszystkich zaangażowanych państw, aby zakończyć walkę i uznać wzajemnie swoje granice. W kontekście uchwały jasno stwierdzono, że „wycofanie się z terytoriów” nie oznacza wszystkich terytoriów, ale wycofanie tylko w takim zakresie, w jakim jest to konieczne, aby stworzyć bezpieczną sytuację dla wszystkich stron.
Izrael przyjął rezolucję. Organizacja Wyzwolenia Palestyny (która wówczas stała się oficjalnym przedstawicielem narodu palestyńskiego) odrzuciła rezolucję, a państwa arabskie podjęły ponownie próbę unicestwienia Izraela wkrótce potem, w wojnie Jom Kippur w 1973 roku.
W duchu rezolucji 242 Izrael ostatecznie zawarł pokój z Egiptem i zwrócił Synaj, który wcześniej zdobył w obronie własnej. W 1988 r. Jordania zrzekła się wszelkich roszczeń wobec Zachodniego Brzegu, w tym wschodniej części Jerozolimy, i wyraziła nadzieję, że ten obszar stanie się częścią państwa palestyńskiego. W 1994 roku Jordania i Izrael oficjalnie zawarły pokój.
Obecnie wspólnota międzynarodowa usprawiedliwia nieuznawanie statusu stolicy Jerozolimy, powołując się na rezolucje ONZ nr 181 i 242, mimo że narody arabskie stanowczo odrzuciły obie (słowem lub w praktyce) i zareagowały próbą całkowitego zniszczenia Izraela.
Począwszy od 1993 r. negocjacje zwane „procesem pokojowym z Oslo” próbowały rozwiązać te spory, tworząc państwo palestyńskie, które żyłoby pokojowo wraz z Izraelem. Jednak pomimo wielu prób, z biegiem lat, procesy te nie doprowadziły do rozwiązania.
Teraz wydaje się, że sytuacja może się zmienić: powoli rośnie liczba krajów gotowych do porzucenia swoich podwójnych standardów i traktujących Izrael jak wszystkie inne kraje. Rosja i położona na Pacyfiku Republika Vanuatu już dały Jerozolimie należne uznanie. Z raportów izraelskich mediów wynika, że Filipiny, Czechy i być może Węgry przeniosą tam swoje ambasady.
Świat arabski
Palestyńscy przywódcy ogłosili trzy „dni gniewu” i zagrozili intifadą, a także atakami terrorystycznymi na cywilów. Prezydent Autonomii Palestyńskiej Mahmud Abbas ostrzegł tajemniczo przed „niebezpieczeństwem” i wyraził swoją determinację, by uciąć negocjacje pokojowe – to ironiczna groźba, ponieważ nie ma obecnie negocjacji pokojowych i nie było, odkąd sam Abbas odszedł od rozmów w 2014 roku.
Liga Arabska oficjalnie sprzeciwiła się decyzji prezydenta Trumpa, wydając liczne dramatyczne oświadczenia. Jednak w zeszłym tygodniu bardzo szanowany dziennikarz z Kuwejtu Abdullah Al-Hadlaq opisał Izrael słowami: „Nie ma mowy o żadnej okupacji. Wracają do ziemi obiecanej”. Chociaż Al-Hadlaq nie odnosi się konkretnie do Jerozolimy, wydaje się jasne, że jeśli „naród żydowski” nie stosuje „żadnej okupacji” w swojej „ziemi obiecanej”, to Jerozolima również nie jest okupowana.
Wewnątrz Kuwejtu i całego świata arabskiego oświadczenia Al-Hadlaqa są ogólnie rozumiane jako subtelny sposób komunikowania polityki rządu. Podobne stwierdzenia pochodzą od równie szanowanych uczonych, dziennikarzy i przywódców społeczności w Iraku, Sudanie, Arabii Saudyjskiej, Egipcie i innych krajach.
Czynnik przemocy
Wielu przywódców i dziennikarzy twierdzi, że groźby przemocy powinny być wystarczającym powodem, aby Stany Zjednoczone zrezygnowały z przeniesienia ambasady i uznania stolicy. Ale ta logika tworzy subtelny dylemat: podczas gdy byłoby nieodpowiedzialne, aby Ameryka zignorowała możliwość przemocy, alternatywą byłoby przekazanie prawa weta wobec amerykańskiej polityki zagranicznej każdemu na świecie, kto zagrozi wyrządzeniem krzywdy cywilom. Wczoraj Ameryka dała jasno do zrozumienia, że nie będzie szantażowana w taki sposób i dopiero się okaże, w jakim stopniu przemoc rzeczywiście nastąpi.
Na czym stoimy?
Prezydent Trump podpisał dwa dokumenty. Pierwszy to proklamacja, że zgodnie z polityką USA Ameryka uznaje Jerozolimę za stolicę Izraela, a Departament Stanu rozpocznie przygotowania do budowy nowej ambasady. Druga to kolejne sześć miesięcy odstąpienia od ustawy. Odstąpienie jest konieczne w tym przypadku, ponieważ logistyka budowy ambasady wymaga czasu, a bez zrzeczenia się ustawy z 1995 r. niezbędne środki z Departamentu Stanu zostałyby odcięte od następnego roku podatkowego.
Tylko czas pokaże, w jaki sposób wydarzenia z tego tygodnia wpłyną na pozycję Izraela na świecie, decyzje innych krajów dotyczące jego stolicy i rolę Stanów Zjednoczonych jako „pośrednika” w potencjalnym procesie pokojowym. Podstawowe elementy sporu o granice, przyszłość palestyńskiej państwowości i bezpieczeństwo Izraelczyków przed terroryzmem nie tracą na znaczeniu.
Kiedy jednak histeria w mediach zacznie się uspokajać, pozostanie nam nowa rzeczywistość: uznanie przez prezydenta Trumpa stolicy Izraela jest obecnie oficjalną polityką Stanów Zjednoczonych Ameryki. I niezależnie od opinii na temat tej polityki, ma ona solidną podstawę w logice, prawie i historii.
Oprac.GB na podstawie
http://honestreporting.com/trumps-embassy-move-behind-the-hysteria/
Zdjęcia: Euroislam.pl
Przypominamy, że publikowane artykuły niekoniecznie odzwierciedlają poglądy redakcji Euroislamu.