Dlaczego Ameryka nie wspiera Kurdów, choć powinna

Sherkoh Abbas i Robert Sklaroff

Jeśli cokolwiek ma ocaleć z niezwykle kosztownego amerykańskiego zaangażowania militarnego na Bliskim Wschodzie w XXI w., administracja Trumpa powinna czym prędzej zrobić wszystko, żeby uratować atakowanych ze wszystkich stron kurdyjskich sojuszników.

Jeśli Ameryka porzuci Kurdów, wygrana z Państwem Islamskim pozostanie mrocznym zwycięstwem, a USA staną się pośmiewiskiem dla przyjaciół i wrogów, zwłaszcza dla Iranu. Zdradzając swojego najbardziej wiarygodnego sojusznika, zaprzepaści ostatnią szansę na uzyskanie solidnego, długoterminowego punktu zaczepienia w syryjsko-irackim teatrze.

Ameryka jest w tej rozgrywce graczem słabszym. Ujawnione niedawno dokumenty, odkrywające tajemne interesy pomiędzy Osamą bin-Ladenem i Al-Kaidą, potwierdziły raz jeszcze, że szyicki Iran bez skrupułów wspierał sunnicką Al-Kaidę.

Obie strony to islamiści, zagrażający zachodniej cywilizacji poprzez nieustanne „wyprawy krzyżowe”. Z tego powodu też:

– Premier Iraku zignorował żałosny wniosek sekretarza stanu USA, Rexa Tillersona, o „rozwiązanie” szyickiej milicji, oskarżonej o dopuszczanie się na Kurdach okrucieństw, czego dokonywali na rozkaz najwyższego przywódcy Iranu.

– Iran całkowicie panuje w regionie, a zdominowany przez Hezbollah Liban pogrążony jest w chaosie, w związku z czym obywatele Arabii Saudyjskiej, Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Kuwejtu wzywani są do ewakuacji.

– Iran odwołuje pełnomocników szyickiego ugrupowania polityczno-religijnego Houthi, podczas gdy w Arabii Saudyjskiej panuje chaos.

– Turcja, w trakcie największego od dziesięcioleci kryzysu w relacjach turecko-amerykańskich, nie będąca w stanie wyciągnąć z Ameryki wroga Erdogana, duchownego Fethullaha Gülena, kontynuuje politykę stalinowskich czystek i zacieśnia oblężenie syryjskiego miasta Afrin z pomocą Syrii i Rosji.

Od dekady wyjaśniamy, dlaczego nadszedł czas na niepodległość Kurdystanu, nawet gdy Irak wymierza Kurdystanowi karę za zorganizowanie referendum. Wielu jednak za tę trudną sytuację obwinia Kurdów, a Irak za udzielone przez Izrael poparcie dla wyników referendum zakazał używania flagi tego kraju.

Referendum było dla wiecznych wrogów Kurdów pretekstem do zniszczenia marzeń o choćby quasi-niepodległości, usprawiedliwiając tym samym ignorowanie kluczowego wkładu Kurdów w wojnę z Państwem Islamskim.

Niektórzy chętnie zapominają, że głosowanie, w którym 92,7% głosowało za niepodległością, było zgodne z iracką konstytucją, która nakazywała Irakowi „przeprowadzenie w Kirkuku i na innych obszarach spornych referendum, mającego określić wolę ich obywateli, w terminie nie przekraczającym 31 grudnia 2007 r.”.

Ameryka musi teraz zdecydować, czy chce prowadzić na Bliskim Wschodzie długoterminową politykę zagraniczną opartą na sile, co pozwoli przykładowo na stworzenie trwałych stref bezpieczeństwa dla rdzennej ludności (o ile ta nie będzie wciąż emigrować do Europy i do Ameryki).

W trakcie wystąpienia w Senacie Tillersona i sekretarza obrony, Jamesa Mattisa, zapytano o legalność użycia przez Bagdad amerykańskiej broni w nadzorowanym przez Iran starciu z Kurdami. Unikając bezpośredniej odpowiedzi, obaj politycy wyjaśniali, że administracja nie wspiera otwarcie Kurdów z powodu wszechogarniającego pragnienia utrzymania obecnych irackich i syryjskich granic poprzez zmniejszenie eskalacji konfliktu. (…)

Obawiamy się, że porzucenie Kurdów przez Amerykę doprowadziłoby ich do zmiany podejścia do Ameryki, a nawet do radykalizacji, ponieważ nie żałują oni przeprowadzonego referendum niepodległościowego.
Administracja Trumpa, w przeciwieństwie do Izraela, który otwarcie uznał [niepodległość] Kurdystanu, wciąż musi sformułować strategię mogącą powstrzymać Iran przed stworzeniem szyickiego bloku rozciągającego się od Teheranu, aż po Morze Śródziemne.

Podczas gdy władze Iranu obiecały, że odbiją syryjską Rakkę z rąk wojsk wspieranych przez USA, w Iraku, zgodnie z ostatnimi doniesieniami, działające z inicjatywy Iranu oddziały wojskowe zajmują pozycje do ataku w Zumarze, odbitym z rąk Państwa Islamskiego przez Kurdów w 2014 r. Zumar położony jest już za Faysh Khabur, bezdyskusyjnym kurdyjskim przejściem granicznym, ustanowionym na mocy porozumienia z 2007 r. pomiędzy siłami irackimi i kurdyjskimi, podpisanym przez ministrów obrony obu stron.

Mapka pokazuje położenie przejścia Faysh Khaybur

Mapka pokazuje położenie przejścia Faysh Khaybur

Naruszenie tego porozumienia oddzieliłoby Kurdów w Iraku od Kurdów syryjskich, uniemożliwiając tym samym siłom amerykańskim zaopatrywanie drogą lądową Kurdyjskich Jednostek Ochrony walczących z Państwem Islamskim w Syrii. To z kolei stanowiłoby poważne zagrożenie dla Izraela. W tym sam czasie Bagdad tnie wsparcie budżetowe dla Kurdystanu.

W związku z powyższym, doktryna polityki zagranicznej prezydenta Trumpa, oparta na zasadzie „uzasadnionego realizmu”, zakończyć się może porażką, o ile jego obecna wersja polityki neutralności pozwoli Teheranowi na przejęcie całkowitej kontroli nad irackim Kurdystanem, co zwiastowałoby również upadek syryjskiego Kurdystanu.

Trump dokonał ponownej ewaluacji wielu aspektów polityki międzynarodowej swojego poprzednika. Nie ma powodu, żeby trzymać się kolejnego skazanego na porażkę paradygmatu, rezygnując przy tym z ochrony Kurdów. Tylko poprzez ustanowienie amerykańskiego bastion w Kurdystanie – i naprawę opartej na prostych liniach mapy naszkicowanej po I wojnie światowej – Ameryka będzie mogła odegrać swoją role na nowym Bliskim Wschodzie.

Dlatego też Stany Zjednoczone, korzystając z obowiązującej obecnie strategii Pozwolenia na Użycie Sił Zbrojnych w Walce z Terrorystami (Authorization for Use of Military Force Against Terrorists , AUMF), musi wygrać z islamizmem poprzez konfrontację z głównym jego propagatorem – Iranem.
Nawet były premier Francji, Manuel Valls, stwierdził, że ataki na Kurdów są atakami na Europę, wyjaśniając tym samym, dlaczego porzucenie Kurdów będzie stanowić zagrożenie dla podstawowych interesów Ameryki i jej sojuszników.
Czasu jest coraz mniej.

 

Oprac. Bohun, na podst. www.americanthinker.com

Sherkoh Abbas jest przewodniczącym Kurdyjskiego Narodowego Zgromadzenia w Syrii.
Robert Sklaroff jest amerykańskim lekarzem i aktywistą prokurdyjskim.
Tytuł – red. Euroislamu

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign