Grzegorz Lindenberg
Rozszerzona wersja wystąpienia na konferencji zorganizowanej przez Stowarzyszenie Euro-Atlantyckie 4 listopada 2015 w Warszawie.
Bardzo dziękuję za zaproszenie. Organizatorzy przyslali mi 17 pytań i dali 12 minut, więc raczej skoncentruję się nie na szczegółowych pytaniach, lecz na samym temacie konferencji, czyli: „Europejski kryzys migracyjny – szanse i zagrożenia dla Polski”.
To, co mówię oparte będzie na twardych danych. Chcę mówić o faktach, a z tych faktów wnioski i rekomendacje, do czego zachęcają organizatorzy, wynikną w sposób oczywisty. Nie będę mówił ideologicznie – miałem to szczęście, że studiowałem socjologię za czasów komunizmu i socjologia warszawska wtedy polegała na tym, żeby faktami zwalczać ideologiczne zaczadzenie. Jak się okazuje, przydaje się to i dzisiaj.
W tym, co mówię, przyjmuję założenie, że przybywający do Europy muzułmanie są podobni do osób, które pozostały w ich krajach, natomiast zachowywać się będę podobnie jak muzułmanie już w Europie mieszkający.
Szanse i zagrożenia dla Polski
Krótko odpowiadając na podstawowe pytanie: dla Polski szans żadnych w przyjęciu tysięcy imigrantów islamskich nie widzę.
Zagrożenie widzę jedno: stworzenie tutaj bliskowschodniej społeczności muzułmańskiej będzie ogniskiem przyciągającym kolejnych imigrantów muzułmańskich: 7 tysięcy stanie się 14 tysiącami (w Szwecji i Niemczech jeden imigrant ściąga średnio jedną osobę z rodziny), a potem kilkudziesięcioma tysiącami, ponieważ kilka-kilkanaście tysięcy imigrantów przybywa do Europy codziennie i gdzieś ich trzeba będzie ulokować.
O zagrożeniu terrorystycznym, które oceniam jako niewielkie, wypowiedzą się fachowcy. Zagrożenia związane są raczej z drugim pokoleniem, a nie pierwszym (przykład Francji czy Wielkiej Brytanii), więc sprawdzanie imigrantów przez ABW niewiele da, bo potencjalni terroryści mają teraz pewnie 7 albo 12 lat, albo dopiero przyjdą na świat w Polsce.
Szanse i zagrożenia dla Europy
Znacznie istotniejsze natomiast są szanse i zagrożenia w wymiarze europejskim i na tym się skoncentruję.
Imigranci są problemem ogólnoeuropejskim, który pokazał niezdolność do przewidywania zagrożeń i ich likwidowania przez Unię. Kryzys imigrantów może doprowadzić do wyjścia z Unii Wielkiej Brytanii, rozpadu strefy Schengen i ostatecznie rozpadu Unii, więc trudno sobie wyobrazić coś groźniejszego – prócz wojny z Rosją.
Zacznę od próby najkrótszego opisu, jak widzę aktualną sytuację z uchodźcami: pomysł sprowadzenia do Europy setek tysięcy czy milionów antysemitów, głównie młodych mężczyzn, niewykształconych, nie znających języka, którzy uważają, że najlepszym ustrojem jest nie demokracja, ale system oparty na wskazówkach, jakie 1400 lat temu podyktował Archanioł Gabriel
– ten pomysł nie wydaje się najlepszym przepisem na przyszłą pomyślność Unii Europejskiej.
Jakich problemów możemy się spodziewać w Europie w większej ilości, wraz z napływem tych imigrantów:
– większe wydatki na pomoc socjalną (np. w Szwecji średnio 10 razy większe niż na Szwedów, 2/3 pomocy socjalnej idzie na imigrantów ), na opiekę medyczną;
– zwiększona przestępczość (muzułmanie to połowa we francuskich więzieniach czyli ok. 10-15 razy większa przestępczość; większość w ciężkich więzieniach brytyjskich, mimo że tylko 4% populacji; w Danii przy wystandaryzowaniu na wykształcenie i zamożność danych, 2-3 razy większa przestępczość )
– zwiększone zagrożenie terrorystyczne; w największym przybliżeniu ok. jeden na 5000 europejskich muzułmanów wyjeżdża walczyć po stronie ISIS do Syrii, jeden na 1000 staje się skrajnym islamistą – przy pół milionie mówimy o 100 więcej chętnych do wyjazdu i 500 islamskich fanatykach;
– rozmaite problemy społeczne: od dalszego zwiększenia już ogromnych grup niewykształconych, bezrobotnych młodych mężczyzn, przez zabójstwa honorowe, do wzmożonych żądań specjalnego traktowania w szkołach, spadku poziomu szkół, głośniejszych wezwań do ograniczania wolności słowa dla ochrony wrażliwości wyznawców islamu itd.
– problemy gospodarcze, na których się chcę skoncentrować, ponieważ tutaj panuje wyłącznie mitologia, która z rzeczywistością nie ma nic wspólnego. Nie chcę się zajmować kwestią „czy imigranci się opłacają gospodarczo, czy trzeba do nich dokładać”, czyli porównaniem wpłacanych przez nich podatków i kosztów ponoszonych przez dane państwo na ich rzecz. Interesuje mnie inne zagadnienie: czy imigranci muzułmańscy pomogą Europie w rozwiązaniu problemów wynikających ze starzenia się społeczeństw i zmniejszania liczebności osób pracujących.
Od razu powiem, że moje analizy prowadzą do wniosku, że imigracja muzułmańska nie tylko nie jest rozwiązaniem europejskich problemów demograficznych z siłą roboczą, lecz przeciwnie, w jej efekcie oczekiwać możemy spadku dochodu narodowego w Unii: spadku bezwzględnego i spadku PKB na głowę.
Imigranci jako sposób na obniżenie dochodu narodowego
Teza, że młodzi muzułmanie będą pracować na emerytury starych Europejczyków jest oparta na całkowitym lekceważeniu dostępnych danych i myśleniu o gospodarce sprzed 70 lat, kiedy ręce do pracy nie musiały być wyposażone w głowę do myślenia, więc niepiśmiennych Turków z Anatolii można było postawić w Volkswagenie przy taśmie już na drugi dzień po przyjeździe do Niemiec. Dziś nie da się zastępować wykształconego Niemca niewykształconym Syryjczykiem.
Imigranci spoza UE (a takie na ogół mamy zbiorcze dane Eurostatu, które wrzucają do jednego worka obok Syryjczyków i Somalijczyków również Amerykanów, Ukraińców i Hindusów), pokazują, że imigranci pracują znacznie rzdziej, niż obywatele UE. Ta różnica w skali Unii wynosi średnio 13 punktów procentowych wśród osób w wieku 20-64: tej grupie wiekowej pracuje 70% Europejczyków, lecz tylko 57% imigrantów spoza UE.
W wielu krajach unijnych, tam gdzie są głównie imigranci muzułmańscy, różnice są znacznie większe: w Anglii wynosi 14 punktów procentowych (77% Brytyjczycy – 63% imigranci spoza Unii), w Niemczech 22 pkt (79%-57%), we Francji 23 pkt. (71%-48%), w Holandii 26 pkt. (77%-51%), a w Szwecji aż 30 pkt. (82%-52%).
Czyli np. w Niemczech ze 100 osób w wieku produkcyjnym pracuje 79 Niemców, a tylko 57 imigrantów. Kategoria „imigranci spoza Unii” maskuje bardzo poważne różnice w odsetku pracujących z różnych poza unijnych krajów. Na przykład w Danii wśród imigrantów z Wietnamu czy Tajlandii pracuje ponad 60% osób, wśród imigrantów z Iraku 34%, a z Somalii tylko 27%. W Wielkiej Brytanii bezrobocie wśród muzułmańskich imigrantów z Indii jest dwa razy wyższe, niż bezrobobocie wśród hinduskich imigrantów z tego kraju.
Imigranci nie tylko pracują rzadziej niż obywatele krajów, do których przybyli. Mają w dodatku znacznie mniejszą produktywność, czyli wytwarzają mniej dochodu narodowego nawet jeśli pracują. Dzieje się tak głównie z powodu ich niższego wykształcenia i podejmowanych przez nich prac, mniej do dochodu narodowego wnoszących. Przybliżoną miarą tej produktywności są zarobki, które wśród imigrantów spoza Unii są od 10 do 40% niższe niż zarobki rodowitych mieszkańców.
Mamy więc do czynienia z połączeniem dwóch czynników, wpływających negatywnie na tworzony przez imigrantów dochód narodowy: wśród poza unijnych imigrantów pracuje mniej osób niż wśród miejscowych, a ci którzy pracują, wytwarzają go mniej.
Co to oznacza w praktyce?
W Niemczech, jeśli zarobki/produktywność imigrantów są mniejsze o około 20%, imigranci spoza Unii wytwarzają 58% tego dochodu narodowego, który tworzy porównywalna grupa Niemców; w Szwecji, gdzie zarobki/produktywność są mniejsze o 40%, poza unijni imigranci wytwarzają tylko 38% tego dochodu, który tworzą rodowici Szwedzi.
W uproszczeniu – każde 10% siły roboczej w Niemczech pochodzące z krajów islamskich i zastępujące 10% niemieckiej siły roboczej, oznacza spadek dochodu narodowego o 4%, a w Szwecji o 6%. Spadek dochodu narodowego bezwzględny, nie na osobę. Spadek na osobę będzie oczywiście jeszcze większy, bo przecież liczba ludności wzrasta o przynajmniej 10%, czyli w Niemczech moglibyśmy oczekiwać spadku PKB na osobę o 14%, a w Szwecji o 16%.
Gdzie zatem ten wzrost gospodarczy, który imigranci mają nam w przyszłości zapewnić?
Oczywiście, to nie znaczy, że imigranci nie wykonują prac potrzebnych w gospodarce. Ci, którzy pracują, wykonują prace potrzebne, często takie, których miejscowi nie chcą wykonywać. Problemem jest to, że nie wykonują prac o wysokich kwalifikacjach, a na emeryturę przechodzą wszyscy – i nisko i wysoko wykształceni Europejczycy.
Można by przypuszczać, że problem niskiej aktywności zawodowej i niskiego wykształcenia zniknie wraz z drugim pokoleniem imigrantów, które wykształci się i zacznie w swej aktywności zawodowej i produktywności przypominać ludność miejscową. Gdyby tak było, to można by uznać, że pierwsze pokolenie jest może niezbyt korzystną dla gospodarczej przyszłości, ale konieczną inwestycją europejskich społeczeństw, ponieważ wytwarza nie tylko na bieżąco jakiś dochód narodowy, ale tworzy nowe pokolenia, które pomnażać będą bogactwo europejskie i dadzą czas na spokojną emeryturę ludności miejscowej.
Ciemność widzę, ciemność…
Niestety, w przyszłości będzie tylko gorzej. Drugie pokolenie imigrantów wcale nie zdobywa wykształcenia podobnego do wykształcenia miejscowych. 20% z nich nie kończy szkoły, a wśród miejscowej ludności nie kończy szkoły tylko 10%. Znacznie rzadziej kończy też szkoły wyższe zawodowe lub wyższe. Z tym, że dziewczynki z drugiego pokolenia imigracji uczą się znacznie lepiej niż chłopcy – w Danii 60% imigranckich kobiet zdobywa zawodowe lub wyższe wykształcenie, a Dunek 79%; natomiast wśród mężczyzn różnica wynosi 45% do 72%. Szans zatem, że drugie pokolenie będzie podobnie produktywne jak miejscowa ludność, nie ma.
W dodatku w drugim pokoleniu imigrantów muzułmańskich pracuje mniej osób, niż w pierwszym! Czy dlatego, że umieją lepiej niż rodzice korzystać z zasiłków? Czy też mają większe aspiracje, niezgodne z osiągniętym wykształceniem? Czy nie chcą pracować na emerytury dla miejscowej ludności? Nie wiemy, bo badań nie ma.
Niezależnie od przyczyn, sytuacja jest jasna: drugie pokolenie pracuje rzadziej i wcale nie bardziej wydajnie niż pierwsze. Czyli w przyszłości możemy się spodziewać, że spadek dochodu narodowego tworzonego przez będące w wieku produkcyjnym drugie pokolenie imigrantów będzie większy, niż tworzonego przez pierwsze pokolenie. Do tego dojdą zwiększone koszty emerytur dla aktualnie zatrudnionego, pierwszego pokolenia – tego, które w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych przyjechało do pracy w Europie, a teraz przechodzi na emeryturę
Według przewidywań, zapotrzebowanie na niewykształconych pracowników w Unii będzie się zmniejszać, rosnąć będzie za to zapotrzebowanie na wykształconych. Pomimo nadchodzącej automatyzacji, cyfryzacji itd. Europa potrzebuje imigrantów do pracy: ale potrzebuje chińskich naukowców i hinduskich programistów, a nie syryjskich niewykwalifikowanych robotników i bezrobotnych Somalijczyków.
Jeśli Europa będzie musiała rozwiązać swoje problemy demograficzne – o ile ludzi nie zastąpią komputery i roboty – to imigracja milionów niewykształconych osób z krajów muzułmańskich w najmniejszym stopniu nie przyczyni się do tego rozwiązania, natomiast przyniesie wzmożenie problemów istniejących.
Rekomendacje
Przejdźmy do rekomendacji, o które prosili organizatorzy.
Najpierw pierwsza rekomendacja dla Polski:
Nie wynajdywać koła w programach integracji uchodźców – skorzystać z doświadczeń innych krajów, głównie Australii, od wielu lat raczej skutecznie prowadzącej program przyjmowania kilkunastotysięcznych grup uchodźców. Byłem w Instytucie Spraw Publicznych na wykładzie Adama Warzela, który przez 30 lat pracował w Australijskim Ministerstwie Imigracji – oni naprawdę wiedzą, jak pracować z uchodźcami. Warzel i inni, którzy w imigracji w różnych krajach pracowali: dlaczego nie są zatrudnieni jako doradcy?
Teraz rekomendacje dotyczące Unii, które są o wiele ważniejsze, bo kryzys, jak mówiłem, jest unijny a nie polski:
1. Całkowite powstrzymanie napływu imigrantów – odholowywanie łódek do Turcji, Libii. Jeśli trzeba – pod ochroną marynarki wojennej (ale oczywiście bez strzelania, chodzi o demonstrację siły!). Bardzo szybko przestaną płynąć; w Australii po pół roku całkowicie ustał napływ łódek;
2. Przyjmowanie wniosków o azyl na miejscu, a nie w Europie. Udzielanie azylu wyłacznie naprawdę zagrożonym, a nie ludziom, którzy chcą sobie poprawić swój uchodźczy los, jak uchodźcy syryjscy przebywający w Turcji;
3. Zawarcie umów o odsyłaniu nie rozpoznanych co do pochodzenia imigrantów do wybranych krajów, w zamian za pieniądze czy pomoc gospodarczą. Tunezja? Algieria? Mauretania? Umowa z turecką częścią Cypru, w zamian za uznanie niepodległości?
4. Zmuszenie bogatych krajów Zatoki Perskiej do przyjmowania uchodźców i wpłacania pieniędzy na UNHCR i NGO pomagające uchodźcom;
5. Wsparcie Kurdów irackich militarne i finansowe, oni pomagają 2 mln uchodźców;
6. Wsparcie Kurdów syryjskich finansowe i militarne, nacisk na Turcję, żeby odblokowała Rożawę – dzięki temu setki tysięcy syryjskich Kurdów mogłyby wrócić do domów a być może również na tereny kurdyjskie wróciłaby część innych uchodźców syryjskich;
7. Odpowiednia pomoc finansowa dla UNHCR i organizacji pozarządowych pomagających uchodźcom w Turcji, Jordanii, Libanie, Iraku, Syrii.
I wreszcie, jeśli to wszystko jest niemożliwe, pozostaje rekomendacja ósma, której udzieliła królowa Wiktoria swojej damie dworu, która wychodząc za mąż spytała królową, co ma robić w czasie nocy poślubnej. „Zamknij oczy i myśl o Anglii”, odpowiedziała królowa.
Zatem, jeśli żadna z 7 rekomendacji nie jest możliwa, pozostaje zamknąć oczy i myśleć, do wyboru, o Polsce albo o Unii.
Dziękuję Państwu za uwagę.