Baronessa Sayeeda Hussain Warsi, pierwsza w historii muzułmanka w składzie rządu brytyjskiego, zrezygnowała ze wszystkich funkcji rządowych w proteście wobec poparcia Wielkiej Brytanii dla ofensywy Izraela w Strefie Gazy.
Publikujemy pamflet Douglasa Murraya na ten temat, zamieszczony w „Spectatorze”.
* * *
Żegnaj więc Sayeedo, baronesso Warsi.
Najbardziej niekompetena, nieudolna i niezasłużenie promowana minister ostatnich lat, w końcu postanowiła zrobić coś w służbie narodu i podała się do dymisji. Ogłosiła na Twitterze, że „nie może dłużej popierać polityki rządu Wielkiej Brytanii w Strefie Gazy”. Czyżby chodziło jej o politykę rewizji wszystkich licencji na eksport broni do Izraela? Dla Sayeedy to jednak wciąż za mało.
Właściwie jej decyzja nie jest zaskakująca. Nie tylko ze względu na jej aktywność na facebooku, która ostatnio sprowadzała się do manifestowania poparcia dla opanowanej przez Hamas Strefy Gazy, oraz krytyki zwolenników Izraela reprezentujących odmienne poglądy, ale również ze względu na widoczną w trakcie całej jej kariery sympatię dla Hamasu i innych islamskich radykałów.
W 2006 roku Warsi w programie ‘Any Questions’ w BBC Radio 4 cieszyła się ze zwycięstwa Hamasu w wyborach Strefie Gazy. Wcześniej ugrupowanie zamordowało setki mieszkańców Izraela w atakach bombowych, jednak zdaniem Warsi rządy Hamasu nie są niczym niepokojącym. „Uważam, że wygrana Hamasu na Bliskim Wschodzie jest tak na prawdę wielką szansą i w ten sposób powinniśmy postrzegać tą sytuację. Kiedy ugrupowania, które wcześniej uciekały się do przemocy, zdobywają władzę w demokratycznych wyborach, spoczywa na nich odpowiedzialność, która może sprawić, że porzucą one agresywne metody”, oznajmiła.
Jakże się pomyliła. Hamas wykorzystał tę możliwość do wymordowania swoich wewnętrznych przeciwników z Fatahu oraz przeprowadzenia zamachu stanu, w wyniku którego w Gazie nie będzie już nigdy więcej demokratycznych wyborów. Potem Hamas wydał na zbrojenia wszystkie pieniądze z zagranicy przeznaczone na pomoc dla ludności cywilnej. Za te pieniądze wykopano również tunele podziemne prowadzące do Izraela, żeby przeprowadzać ataki terrorystyczne w święta żydowskie.
Jednak sympatia Warsi dla Hamasu jest częścią czegoś znacznie większego. Jak donosi „The Times”, w 2006 roku w artykule dla azjatyckiej gazety „Awaaz” (napisanym, gdy Warsi była wiceprzewodniczącą Partii Konserwatywnej), określiła ona propozycje antyterrorystyczne jako „zachęcające zwykłych młodych ludzi do wkroczenia do świata radykalnych fanatyków”. Dodała również: „Jeśli terroryzm oznacza użycie przemocy wobec cywilów, kim jesteśmy w świetle sytuacji w Iraku?”.
W 2007 roku wiedziałem już, w jakim świetle stawia to nasz kraj w jej oczach. Podczas żywiołowej dyskusji w „Question Time”, tuż po odkryciu dwóch bomb podłożonych pod klubem nocnym w dniu imprezy dla kobiet, zeszliśmy na temat Iraku. Wielokrotnie – i bezskutecznie – prosiłem ją, by potępiła zabijanie brytyjskich żołnierzy w Iraku. Nigdy w historii nie mieliśmy tylu maili od mężczyzn i kobiet służących w armii oraz ich rodzin. Pytali oni jak to możliwe, że minister z Partii Konserwatywnej (Warsi była wówczas w Gabinecie Cieni) nie chce potępić zabijania brytyjskich żołnierzy w służbie czynnej.
To tylko początek podejrzanych sympatii Warsi. Wyraziła ona między innymi poparcie dla terrorystów z Kaszmiru, nazywając ich „bojownikami o wolność”. Wszystko uchodziło jej na sucho, ponieważ przedstawiała się jako głos muzułmanów, w szczególności tych umiarkowanych. W rzeczywistości zbudowała taki wizerunek atakując tych muzułmanów, których bez trudu może zaatakować każdy członek tej społeczności – jak na przykład Anjem Choudary (znany ekstremista – red.) czy al-Muhajiroun (ogranizacja ekstremistyczna, zdelegalizowana – red.) itp.
Jednak nie mam wątpliwości, że nie chodziło jej wcale o konstruktywną dyskusję. Pełniąc funkcję minister do spraw religii nie walczyła wcale z ekstremizmem, tak jak powinna, za to jej wysiłki skupiały się na przekonaniu rządu Wielkiej Brytanii, że powinien za swój priorytet uznać walkę z islamofobią.
Do dziś jej poglądy pozostają spaczone. W tym roku Warsi usiłowała zorganizować panel w Foreign Office na temat „Wolności religijnej” – świetnie dobrany temat, zważywszy na masakry i czystki chrześcijan na obu kontynentach. Do udziału w dyskusji zaprosiła złote dziecko Bractwa Muzułmańskiego, Tariqa Ramadana.
Czas, kiedy Warsi była w rządzie, to jeden wielki ciąg katastrof. Wiele razy cudem udało jej się uniknąć utraty urzędu. Wypadki samochodowe, które spowodowała, przyćmiły jej starania o wprowadzenie równoległych zasad politycznych, kompletnie odmiennych od zasad rządu brytyjskiego, którego miała być przecież częścią.
Mówiono, że Warsi była wściekła po kolejnych przetasowaniach w partii, po których stało się jasne, że nigdy nie dostanie teki ministerialnej. Z pewnością Warsi miała rozmaite teorie konspiracyjne na temat tego, jak wytłumaczyć taki stan rzeczy, jednak prawdziwy powód jest tylko jeden i jest oczywisty: jej niekompetencja.
Zdając sobie sprawę, że będzie musiała powściągnąć swoje ambicje, dążyła do zajęcia stanowiska, które pozwoliłoby jej niejako „reprezentować” muzułmanów. Ten kompletny nonsens okazał się jednak niebezpieczny – w końcu rząd polega przecież na tym, że ma reprezentować wszystkich obywateli. Jednak Warsi udało się jeszcze bardziej wzmocnić sekciarskie rozłamy, zamiast je osłabić. Gdzie tylko mogła, starała się udawać, że ekstremiści wśród brytyjskich muzułmanów to przypadki uboczne, a większość czasu poświęcała na uciszanie krytyków ekstremizmu. Nieoficjalnie była też wielką przeciwniczką prawdziwych reformatorów islamu.
Okres jej kadencji w rządzie był krokiem w tył w walce o oddzielenie ekstremistów od większości muzułmanów; w tym czasie rozmyły się również granice ekstremizmu. David Cameron promował ją ze względu na płeć i wyznanie. Jej szybka ścieżka kariery do Izby Lordów, Gabinetu Cieni, a potem rządu, była przykładem polityki opartej na tożsamości w najbardziej cynicznym i bezproduktywnym wydaniu.
Cameronowi zależało na promowaniu muzułmanki, wziął więc pierwszą lepszą z brzegu i promował ją. Z czasem okazało się, że dokonał złego wyboru. Jeśli dziś Cameron chciałby zrobić to samo, z pewnością znalazłby utalentowane, zdolne i inspirujące kandydatki pochodzące z mniejszości etnicznych i to nie tylko w swojej partii, ale też i w innych.
Być może dostał już nauczkę, i w tym wypadku będziemy mogli ogłosić, że era polityki karier opartych na tożsamości – której uosobieniem jest kariera Sayeedy Warsi – należy już szczęśliwie do przeszłości.
Douglas Murray
GB na podstawie: http://blogs.spectator.co.uk/coffeehouse/2014/08/baroness-warsi-was-over-promoted-incapable-and-incompetent/