Grzegorz Lindenberg
Pomodlił się. Napił się kawy. Zjadł ciasteczko. Potem zaczął strzelać – kulisy największego masowego zabójstwa w USA na terenie bazy wojskowej.
Miły i spokojny człowiek, oddany pracownik – tak zapamiętali go znajomi i przełożeni. Część swoich mebli i żywność z lodówki oddał ubogiej sąsiadce. Zostawił jej 60 dolarów na posprzątanie mieszkania. Opuszczał je, bo w piątek miał jechać do Afganistanu. Potem – jak co rano – pojechał się pomodlić. W międzyczasie wstąpił do sklepu spożywczego. Napił się kawy i zjadł ciastko. Jak zwykle uśmiechnięty i rozmowny. Potem pojechał do pracy.
Był 39- letnim psychiatrą w stopniu majora, od kilkunastu lat w armii USA. Wszedł do budynku, w którym kilkuset nieuzbrojonych żołnierzy czekało na szczepienia i badania. Wdrapał się na stół. W jednej ręce trzymał rewolwer, w drugiej pistolet z magazynkiem na 20 nabojów. Zapasowych magazynków miał w kieszeniach sporo. Krzyczał: Allah akbar!. Strzelał.
Cztery minuty później na ziemi leżało 13 zabitych i ponad 30 rannych. Niektórych rannych udało mu się dobić, zanim sam został zraniony przez policjantkę, która była niedaleko i przez radiostację usłyszała o zabójcy. Policjantka, nowa amerykańska bohaterka, sama została przez zabójcę postrzelona trzykrotnie. Zamachowca w stanie ciężkim przewieziono do szpitala.
Amerykanie, a jeszcze bardziej amerykańskie wojsko, są w szoku. Dlaczego Nidal Malik Hasan dokonał największego w historii USA masowego zabójstwa na terenie bazy wojskowej? Władze militarne i cywilne oświadczają, że jeszcze za wcześnie na odpowiedź. Media amerykańskie zastanawiają się: może stres wynikający z pracy? Hasan był terapeutą dla żołnierzy powracających z Iraku i Afganistanu, którzy opowiadali mu wstrząsające historie. Może gniew i lęk, bo miał być wysłany do Afganistanu, a on czuł się najpierw muzułmaninem, a potem Amerykaninem? Może rozczarował go prezydent Obama, który obiecywał wycofanie wojsk z Iraku? Czy był islamskim terrorystą, czy doświadczał pretraumatycznego stresu? – pyta publicysta „Christian Science Monitor”, skłaniając się ku opinii, że Hasan identyfikował się z niewyobrażalnym cierpieniem tych, których leczył. Pomysł, że lekarz zabija pacjentów, bo ich cierpienie go stresuje jest interesujący w swojej absurdalności.
Nidal Malik Hasan w czasie poprzedniego przydziału w szpitalu wojskowym miał już problemy zawodowe. Armia nie ujawnia, dlaczego został zawieszony i musiał poddać się własnej terapii. Wojskowi poprzestają na stwierdzeniu, że miał problemy z niektórymi pacjentami. Jego byli współpracownicy – psychiatrzy – twierdzą, że był wojowniczy, czasami poniżał kolegów bez powodu, kiedyś nawet wygłosił zdumiewający wykład dla personelu medycznego, w którym twierdził, że Koran nakazuje odcinanie i palenie głów niewiernych. Dlatego jak usłyszałem o masakrze, nie byłem zaskoczony, pomyślałem – to pasuje do tego faceta – powiedział jeden z psychiatrów pracujących z nim poprzednio. Najwyraźniej armia amerykańska uważała, że tego typu zachowania i poglądy u psychiatrów są akceptowalne i w nowym miejscu Hasan dostał awans na majora, gdyż miał opinię uważany bardzo dobrego pracownika.
Jego kuzyn twierdzi, że Hasan, urodzony i wychowany w USA potomek palestyńskich emigrantów z lat pięćdziesiątych, stał się bardziej religijny dziewięć lat temu, po śmierci matki (a może po 11 września?). Zaczął odmawiać 5 modlitw dziennie i uczęszczać do meczetu.
Od kilku miesięcy interesowało się nim FBI, bo odkryto, że jest autorem postów na forach, w których broni zamachowców-samobójców, porównując ich do żołnierzy, którzy własnym ciałem przykrywają mający wybuchnąć granat. Ze śledztwa tego nic jednak dla jego wojskowego statusu nie wynikało.
Na zderzaku samochodu Nidal Malik Hasan miał nalepkę „Allah jest miłością”. To spore pocieszenie dla rodzin trzynastu zabitych.