Grzegorz Lindenberg
Jak można przeczytać w jednym z artykułów w serwisie Amerykański sąd naraża życie nastoletniej apostatki, sędzia na Florydzie, dokąd uciekła przed rodziną siedemnastoletnia Rifqua Bary, zdecydował, że powinna wrócić do Ohio i poczekać w rodzinie zastępczej na ostateczną decyzję co do ewentualnego powrotu do domu rodzinnego.
Jest tylko pewien problem: sędzia zażądał, aby najpierw rodzina Rifqui przedstawiła dokumenty dotyczące prawa pobytu w USA. Rodzina Bary twierdziła, że przybyła do USA ze Sri Lanki, żeby przeprowadzić operację oka córki i potem została. Na dostarczenie dokumentów rodzina ma dwa tygodnie, jeśli ich nie dostarczy, kolejna rozprawa o przyszłości Rifqui na Florydzie odbędzie się 10 listopada.
Sąd nie przesłuchał żadnych ekspertów od prawa islamskiego, którzy potwierdziliby, że za przejście na chrześcijaństwo dziewczynie rzeczywiście grozi śmierć. Najwyraźniej jednak sędzia nie jest aż tak naiwny i głupi jak media, które robią co mogą, żeby wątek zagrożenia dla apostatów zlekceważyć.
W artykule w Washington Post, przecież jednym z najpoważniejszych dzienników amerykańskich, Rifqua przedstawiona jest jako „emotional, sometimes incoherent”, czyli histeryczna i przygłupiasta nastolatka, której tylko się wydaje, że za apostazję islam przewiduje śmierć.
Gazeta cytuje jednego działacza islamskiego z Florydy, który mówi, że to nieprawda – i nie sprawdza już tego kłamstwa w bardziej wiarygodnych źródłach. W artykule mowa jest o ojcu, który niczym córce nie grozi, a raz podniósł laptop, ale go opuścił, bo uznał, że to drogi sprzęt. Przypadkowy czytelnik nie zrozumie, co ma do tego wszystkiego laptop, bo dziennik nie napisał, że według Rifqui ojciec jej tego laptopa rozbił, kiedy się na nią wściekł za przejście na chrześcijaństwo. Gdybym nie czytał tego artykułu osobiście, nie uwierzyłbym, że poważna amerykańska gazeta może pisać tak, jak stażysta w „Fakcie”.
Ale jest jeszcze nowy, interesujący aspekt sprawy. Najprawdopodobniej rodzina Rifqui jest w USA nielegalnie. Według dokumentów, otrzymanych przez jedną z organizacji wspierającej dziewczynkę, rodzina przybyła z Meksyku nielegalnie i nigdy nie udało jej się zalegalizować pobytu – nie mówiąc o operacji Rifqui, która się w ogóle nie odbyła. W dodatku ojciec w papierach imigracyjnych kilkakrotnie skłamał, co jest przestępstwem krzywoprzysięstwa. Grozi mu więc albo proces, albo deportacja – a Rifqua mogłaby ubiegać się o azyl, bo po powrocie do kraju tym bardziej grozić będzie jej śmierć.
Być może sprawa zakończy się dziwną sprawiedliwością: dziewczyna zostanie w USA, a rodzina wróci do Sri Lanki.