Islamskie rozruchy we Francji miały miejsce po tym, jak muzułmanin starał się bronić „honoru“ swojej żony, która wcześniej otrzymała grzywnę za zasłanianie twarzy w miejscu publicznym.
Muzułmańskie rozruchy we Francji rozpętały się, gdy policjant z miasteczka Trappes wręczył mandat muzułmance odzianej w strój zasłaniający twarz, naruszającej tym samym francuskie prawo. Jej wzburzony mąż zaatakował policjanta usiłując go udusić. Gdy go aresztowano, jego wściekli współwyznawcy rozpoczęli zamieszki, które trwały kilka dni i rozprzestrzeniły się na sąsiednie Elancourt – podpalali samochody i urządzali strzelaniny z policją.
Jak podaje CBS News, prawo francuskie przewiduje „niewielkie grzywny lub lekcje obywatelskie dla kobiet zasłaniających twarz“. Tym samym wykroczenie to można porównać do mandatu za złe parkowanie. Niemniej dla męża tej kobiety mandat wystarczył, by dusić policjanta.
Mąż pochodzący z zachodniego kręgu kulturowego nie pomyślałby, że właściwą reakcją na mandat dla żony jest duszenie funkcjonariusza policji. Ale to właśnie ten brak poczucia honoru jest, według duszącego męża i uczestników zamieszek, główną porażką Zachodu. Jak zauważa antropolog społeczny Raphael Patai w monumentalnej książce „The Arab Mind“, w kulturze arabskiej „człowiek musi chronić wizerunek publiczny, niezależnie od kosztów. Każda plama na czyimś honorze musi być pomszczona, inaczej pozostanie on zhańbiony na zawsze“.
Mimo że większość muzułmanów to nie Arabowie, arabska kultura ma wpływ na islamską i pokrywa się z nią, bowiem muzułmanie zwykle noszą arabskie imiona oraz powinni się modlić i czytać Koran w języku arabskim, co nadaje islamowi mocny arabski rys. Jeśli chodzi zaś o poczucie honoru, oddany mąż we Francji mógł zakładać, że jeśliby nie zaatakował policjanta, okryłby się hańbą za pozostawienie bez odpowiedzi afrontu wobec jego rodziny i religii. Tym samym, kiedy wypisano mandat, atak na funkcjonariusza był niemal nieunikniony.
Co więcej, gdy już policjant zhańbił mandatem zasłoniętą muzułmankę, gdy jej mąż został aresztowany za próbę uduszenia policjanta, rozruchy też były nie do uniknięcia. One też są kwestią honoru. Jak pisze Patai, „istnieje silna korelacja pomiędzy honorem, a przetrwaniem grupy. Honorowe zachowanie sprzyja spójności i trwałości grupy“. Co ciekawe, Patai wskazuje, że „mimo iż Mahomet potępiał asabijję [duch rodzinny lub plemienny] jako sprzeczną z duchem islamu, nie zdołał jednak wyeliminować jej z arabskiej świadomości. Ibn Khaldun, wielki teoretyk arabskiej historii (14w.), uznał nawet asabijję za „fundamentalną więź społeczną i podstawową siłę motywującą w historii“.
Wyraźnie więc pokazują niedawne zamieszki, że przynajmniej niektórzy muzułmanie we Francji nie identyfikują się w ogóle z Francją lub jej społeczeństwem czy kulturą. Ci zaś, którzy się indentyfikują, są niechętni bądź niezdolni, by zatrzymać przemoc. Uczestnicy zamieszek nie są zatroskani spójnością i przetrwaniem Francji. Są zainteresowani wyłącznie spójnością i przetrwaniem muzułmańskiej społeczności we Francji.
Patai uważa ponadto, że „tym, co popycha Araba do honorowego zachowania jest nie wina, lecz wstyd, czy też bardziej precyzyjnie – psychologiczna chęć ucieczki i zapobieżenia negatywnemu osądowi przez innych“. Negatywny osąd, którego ten mężczyzna chciał uniknąć, atakując policjanta, w oczywisty sposób nie miał pochodzić od francuskich władz, lecz od jego współwyznawców.
Ostatnie zamieszki ilustrują to, co było oczywiste od lat dla wszystkich poza francuskim rządem, mediami i inteligencją: znacząca liczba muzułmanów nie ma interesu w tym, żeby się asymilować i przyjmować francuskie wartości. Uczestnicy zamieszek sprzeciwiają się prawu zakazującemu zasłaniania twarzy, ponieważ stoi ono w opozcji do prawa islamskiego – jedynego, które szanują.
W reakcji na zamieszki francuski minister MSW Manuel Valls wyraźnie stwierdził, że nie powinno być osobnego prawa dla muzułmanów we Francji: „Nie ma uzasadnienia dla przemocy, którą widzimy w Trappes. Prawo należy zastosować dla każdego“, powiedział minister. Narzekał jednak na „trudności, które nasi współobywatele, zwłaszcza młodzi ludzie, napotykają w dzielnicach robotniczych. Oni potrzebują pracy, nadziei, treningu“.
W tej wypowiedzi Valls powtarza za setkami europejskich (i amerykańskich) urzędników przed nim, przekonanych, że polepszenie sytuacji finansowej muzułmanów może położyć kres przemocy i dżihadowi. Mimo milardów dolarów przeznaczanych na ten cel na niezliczone sposoby, nigdy nie okazało się to prawdą. Valls i podobni mu politycy wydają się być niezdolni do zrozumienia, że agresywni muzułmanie w niemuzułmańskich krajach znajdują usprawiedliwienie dla swoich działań nie w biedzie i bezrobociu, ale w Koranie i Sunnie, oraz w mocy islamskiego honoru.
Niestety, imperatywu walki z niewiernymi zawartego w islamskich tekstach i naukach nie da się przekupić. Muzułmanie we Francji są w pierwszej kolejności lojalni wobec islamu i nie przestaną uważać francuskiego prawa, sprzecznego z islamskim, za hańbiące. Nawet jeżeli będą mieli dobrą pracę i nie będą dyskryminowani społecznie. Ale francuski rząd wyraźnie ani nie potrafi tego pojąć, ani nie ma interesu w tym, by to pojąć. Jedno więc można powiedzieć o ostatnich zamieszkach z całkowitą pewnością: to nie są pierwsze muzułmańskie rozruchy we Francji i na pewno nie ostatnie.
Tłumaczenie LO