Zaskakująca jest aktywność polityków i działaczy lokalnych wobec meczetu budowanego przez Ahmadiyyę na warszawskich Włochach – i jej brak przy budowie meczetu Bractwa Muzułmańskiego na Ochocie.
Brak zabudowy mieszkalnej wokół meczetu na Ochocie (przed wydaniem decyzji nie było nowych bloków) oraz gęsta zabudowa na Włochach powodują, że w tym wypadku przytaczane są argumenty lokalne o zakłócaniu okolicznej zabudowy i tworzeniu się getta w przypadku tej drugiej inwestycji – a pierwszą, gdyby nie nasza reakcja, otaczałaby medialna cisza.
Polska nie jest tu wyjątkiem. Podobne zjawisko można było zaobserwować w Szwecji, gdzie powszechnie deklarowana tolerancja kolidowała z sondażem największego dewelopera, Skanska, w którym prawie nikt nie chciał mieszkać w sąsiedztwie imigrantów.
Bliższa koszula ciału, można by skwitować. Łatwiej nam stawać przeciwko obcym w naszym sąsiedztwie, niż zwracać uwagę na pojawianie się wrogich demokracji organizacji. Nawet jeżeli fakty mówią o tym, że synkretyczny ruch Ahmadiyya jest tak samo prześladowany w krajach muzułmańskich, jak chrześcijanie przez sunnicką ortodoksję, tym gorzej dla tych faktów. „Nie będziemy wnikać w niuanse”, mówi przeciwnik tej grupy, profesor Janusz Wojdalski w artykule Gazety Wyborczej.
Z drugiej strony, kiedy Stowarzyszenie Europa Przyszłości protestowało przeciwko budowie meczetu na Ochocie, też nikt nie chciał wnikać w niuanse. Od razu media przylepiły temu łatkę „islamofobii”, mimo że coraz liczniejsze są dowody powiązań pomiędzy budowniczym meczetu a Bractwem Muzułmańskim. Bractwem, które spotyka się nie tylko z naszą krytyką, ale także krytyką ze strony liberalnych intelektualistów muzułmańskich, zwolenników świeckiego państwa.
Fakty także i tutaj stały się ofiarą myślowych kalek (zarówno tych od kalki, jak i od kaleki).
W efekcie dochodzimy do paranoicznej sytuacji, w której ofiary prześladowań sunnickiego islamu mają problem z budową meczetu, a islamscy fundamentaliści mają poparcie mediów i administracji.
Jan Wójcik