Nasz problem to nie islamofobia, lecz islamofilia

Bosch Fawstin

Mam na imię Bosch i jestem zdrowiejącym muzułmaninem.       To znaczy, jeśli muzułmanie nie zabiją mnie za opuszczenie islamu, który im to nakazuje. To tylko jeden z powodów, dla których od wielu lat piszę i rysuję przeciwko islamowi i jego dżihadowi.

Na szczęście dla nas, islam nie jest w stanie uczynić każdego muzułmanina swym niewolnikiem, tak jak nazizm nie był w stanie przemienić każdego Niemca w nazistę. Więc mamy islam i mamy muzułmanów. Muzułmanie, którzy biorą islam poważnie, są z nami w stanie wojny, a ci, którzy nie biorą – nie są.

Ale to nie znaczy, że powinniśmy tych pokojowych muzułmanów uważać za sojuszników w walce z dżihadem. Przebywałem wśród muzułmanów przez całe życie i większości z nich naprawdę nie obchodzi islam. Problemem, jaki mam z tymi zasadniczo niemuzułmańskimi muzułmanami, zwłaszcza w środku tej wojny prowadzonej przeciwko nam przez ich bardziej konsekwentnych współwyznawców, jest to, że tworzą osłonę dla naszego przeciwnika. Zmuszają nas do gry w Muzułmańską Ruletkę, ponieważ nie możemy przewidzieć, który muzułmanin wysadzi się w powietrze, do czasu, aż to zrobi. A ich obojętność wobec zła popełnianego w imię ich religii jest ważnym powodem, dla którego ich reputacja jest, jaka jest.

Więc chociaż rozumiem, że większość muzułmanów nie jest w stanie wojny z nami, to jednak przez swoje milczenie i bezczynność wobec dżihadu udowodnili, że nie są także po naszej stronie. Nie możemy nic powiedzieć czy zrobić, aby to zmienić. Musimy to w końcu zaakceptować i przestać oczekiwać, że przejdą na naszą stronę. Zamiast tego dokładajmy wszelkich starań, żeby unieszkodliwiać tych, którzy chcą nas zabić.

Kolejny problem z tymi nie bardzo muzułmańskimi muzułmanami to wniosek, do którego dochodzi część z nas –  że praktykują oni jakąś bardziej oświeconą formę islamu. To nieprawda. „Praktykują”  życie w niemuzułmańskich krajach, gdzie mogą wybrać jak chcą żyć. Ale ich „islam” nie jest islamem. Nie istnieje oddzielna, niezależna od islamu ideologia, którą praktykują ci muzułmanie tylko z nazwy; nie ma czegoś takiego jak „zachodni islam”.

Niepraktykujący muzułmanie nie są naszym problemem, ale nie są też rozwiązaniem tego problemu. Naszym problemem jest islam i jego konsekwentni parktykujący. Nie ma nic w zasadach islamu, co może zatrzymać rękę muzułmanina, który chce zabić innowiercę. Jeśli indywidualny muzułmanin jest osobiście pokojowy, to nie z powodu islamu, lecz ze względu na swój indywidualny wybór. Dlatego często mówię, że przeciętny muzułmanin jest moralnie lepszy od Mahometa i od swojej własnej religii. A ten bardzo rzadki przypadek – muzułmanin, który pomaga nam w walce z dżihadem – działa wbrew swojej religii. Nie przeszkadza to niektórym z nas myśleć, że istnienie takiego muzułmanina w jakiś sposób świadczy o tym, że reprezentuje on coś więcej, niż tylko samego siebie.

Jedynym powodem, dla którego rozmawiamy o islamie jest to, że nie oznacza on pokoju. Islam nie został „uprowadzony” przez ” nieliczną mniejszość ekstremistów” 11 września 2001 roku – został porwany przez bardzo nieliczną mniejszość umiarkowanych, których poczucie wstydu, że są powiązani z taką nieumiarkowaną religią,  prowadzi do zajęcia się łagodzeniem prawdy na ten temat. To dowodzi, że są oni nieprzydatni jako sojusznicy.

Dodatkowo, oprócz tych politycznie aktywnych umiarkowanych, gdy widzimy na Zachodzie dobrze zasymilowanych muzułmanów, to nie widzimy islamu w akcji. Widzimy osoby żyjące według starej maksymy „Kiedy jesteś w Rzymie, rób jak Rzymianie”. Osoby te są zasadniczo post-islamskimi muzułmanami, którzy odrzucili islamskie wartości i przyjęli zachodnie. Ale ponieważ proces ich asymilacji był niewidoczny – wydarzyło się to w sposób naturalny, poprzez ekspozycję na zachodnie, tzn. prożyciowe wartości – zarówno muzułmanie jak i niemuzułmanie wolą to szczodrze przypisać islamowi. Ale dobry muzułmanin według naszych standardów, jest złym muzułmaninem według standardów islamskich. Obiektywnie dobrzy ludzie, którzy określają się jako muzułmanie, nadają islamowi miłą twarz, znacznie lepszą niż na to zasługuje. Daje to tylko fałszywe wrażenie tego, czemu stawiamy czoła i kolejną wymówkę, aby się z tym nie skonfrontować. To z kolei prowadzi do akceptacji ukrytych dżihadistów w naszej kulturze, którzy zorientowali się, że trzeba mówić nam to, co my chcemy usłyszeć, a za kulisami prowadzić program dalszej islamizacji Zachodu.

W imię rozróżniania wroga od tych muzułmanów, którzy nie chcą nam szkodzić, zbyt wielu zachodnich komentatorów unika używania słowa „islam” do nazywania ideologii nieprzyjaciela. Zamiast tego zdecydowali się stworzyć swoje własne terminy do opisania zagrożenia, w obliczu którego stoimy  Terminy, które są obce dla tego wroga.

Określenia takie jak:

islamski fundamentalizm,

islamski ekstremizm,

toalitarny islam,

islamofaszyzm,

islamonazizm,

polityczny islam,

binladenizm,

radykalny islam,

wojujący islamislamizm,

dżihadyzm.

W przeszłości nie używaliśmy terminów takich jak „radykalny nazizm”, „ekstremistyczny szintoizm”, „wojujący komunizm”. „Wojujący islam”, „polityczny islam” etc. są zbędnymi terminami. Nasze udawanie, że nie są, okazało się katastrofalne. Tysiące Amerykanów, cywilów i wojskowych, zginęło z powodu polityki opartej na micie, że „islam oznacza pokój”. Podczas Drugiej Wojny Światowej nie próbowaliśmy reformować szintoizmu albo nazizmu. Głębokie zmiany w tych kulturach zaszły dopiero wtedy, gdy je zdemilitaryzowaliśmy.

Nieprzypadkowo również ci zachodni analitycy islamu, którzy są najlepiej o nim poinformowani, są też najbardziej krytyczni. Natomiast ci, co wiedzą mniej, są najmniej krytyczni. A są też tacy, którzy w trakcie swoich studiów nad islamem tak zauroczyli się ich obiektem, że zamiast trzymać się tego, czym islam jest, często piszą o tym, czym islam nie jest – czym chcieliby, żeby był. Wydają się być pochłonięci ratowaniem islamu przed tymi, którzy go rzekomo zniekształcili.

W świecie muzułmańskim możemy zobaczyć jak prawdziwy islam wygląda w praktyce. Islam – nie jego rzekomo zniekształcona forma – to: mizoginia, cenzura, antysemityzm, homofobia, bicie żon, ścinanie głów, honorowe zabójstwa, pedofilia – poślubianie dzieci, zabijanie niewiernych, itd. To jest zło, a islam aprobuje każdą z tych rzeczy. A nam powiedziano, że musimy szanować „jedną z wielkich religii świata”, ponieważ jest to religia. Po ataku z 11 września jedyną rzeczą, jaką George W. Bush wiedział o islamie było to, że jest on religią. Był to najwyraźniej wystarczający dla niego powód, aby oczyścić islam z zarzutów. Jego doradca w sprawach, David Forte, powiedział mu dokładnie to, co Bush chciał usłyszeć, że „coś tak złego nie może pochodzić z religii”. Ale 11 września pochodzi z religiii. Czymkolwiek by nie był, 11 września stanowił akt wiary.

Bush, mówiąc krótko po ataku 11 września, że „Islam oznacza pokój”, dał wrogowi prezent, jakiego ten się nie spodziewał. Oto człowiek, który dostał zadanie obrony Ameryki przed ich atakami, sam broni ideologii, która umotywowała te ataki.

Szczerość jest generalnie najlepszą taktyką, a jeśli chodzi o wojnę, moralnym imperatywem jest ustalenie prawdy, mówienie prawdy i działanie w oparciu o prawdę, bez względu na to, jaka święta krowa zostaje w tym procesie zabita. Głównym powodem tego, że prawie trzy tysiące ofiar dżihadu z 11 września nie zostało pomszczonych, jest respekt dla religii, która nawołuje do naszej zagłady.

Muzułmanie, którym naprawdę zależy na islamie, są częścią wysiłku zorganizowanego w celu rozprzestrzeniania islamu. Ja czasami nazywam ten grupowy wysiłek „zorganizowanym islamem”. Bez względu na używane środki, muzułmanie pracujący na rzecz bardziej islamskiego świata chcą tego samego, co dżihadyści. Te zorganizowane działania obejmują meczety, muzułmańskie organizacje, muzułmanów piszących książki, blogi etc. Wszyscy oni niezmiennie angażują się w antyzachodnią, antyizraelską propagandę.

Często słyszę, że powinniśmy współpracować ze światem muzułmańskim. Ale na rzecz czego? Jak pisze Ayn Rand: „W każdej współpracy pomiędzy dwoma osobami (albo grupami), które mają różne podstawowe wartości, wygrywa ten, który jest bardziej zły i nieracjonalny”. Czas spędzony na współpracy z kulturą, która nawołuje do naszej zagłady,  to czas pracy na rzecz naszego własnego zniszczenia, świadomie lub nie.

Prawdą jest, że dżihadyści nie reprezenentują większości muzułmanów, ale reprezentują islam. Jeśli tak, to dlaczego większość muzułmanów nie angażuje się w dżihad? W kulturze islamskiej, tak jak w każdej innej, bohaterowie są mniejszością. Dżihadyści to bohaterowie islamu, są najbardziej oddani podążaniu za poleceniami Allaha i są za to czczeni w świecie muzułmańskim. Są też jedynymi, którym islam gwarantuje miejsce w raju. Ich niezwykłość stała się jeszcze wyraźniejsza, kiedy dowiedzieliśmy się, że tylko piloci z ataku 11września wiedzieli, że to będzie misja samobójcza. Nasz wróg wie, że nawet ekstermalnych muzułmanów ciężko jest przekonać do poświęcenia własnego życia dla islamu, ale nie chce, abyśmy i my to wiedzieli. Tak samo, jak nie chcą abyśmy wiedzieli, że za ich przechwałkami jak to kochają śmierć ukrywa się fakt, że nienawidzą życia.

Jeśli muzułmanie wysadzajądzy się w powietrze dla zabicia niewiernych są mniejszością, to muzułmanie, którzy by to wyraźnie potępili, są jeszcze mniejszą mniejszością. Chociaż uważam, że zwykli muzułmanie to owce w porównaniu do dżihadystycznych wilków, to jednak jest zbyt wielu muzułmańskich kibiców dżihadu. Jak wielu muzułmanów świętowało po atakach 11 września? Zbyt wielu. Nawet za czasów, kiedy odbierałem moje rozluźnione, muzułmańskie wychowanie w Ameryce, wszechobecny był antysemityzm i mizoginia. Niektórzy członkowie mojej rodziny podziwiali Adolfa Hitlera, którego ja nazywam ” Ulubionym Innowiercą Islamu”. Jeśli chodzi o mizoginię – dzień narodzin dziewczynki dla muzułmańskich kobiet w mojej rodzinie stawał się dniem żałoby. Rozumiały, jakie cierpienia czekają na tę dziewczynkę w islamie, nawet w Ameryce.

Choć mówimy, że jesteśmy w stanie wojny od ponad dziesięciu lat, nawet nie zaczęliśmy walczyć skutecznie. Ci, którzy domagają się zmian wewnątrz islamu, mogliby być zaskoczeni tym, jak islam może zmienić się na naszą korzyść poprzez otwartą wojnę. Za pomocą argumentów nie można zmienić religii przemocy, takiej jak islam, w religię pokoju. Można to zrobić tylko poprzez silniejszą odwetową postawę wobec państwowych sponsorów dżihadystycznego terroryzmu.

Mówi się, że przyszłość islamu i dobrobyt muzułmanów są dla nas bardzo ważne. Po ataku 11 września obrona naszej kultury, naszych wartości i naszego życia stała się opcjonalna, podczas gdy obrona islamu stała się absolutnie konieczna. Zaczęło się to od stwierdzenia Busha, że ” islam oznacza pokój” i jest to kontynuowane przez Obamę, który w swoim poddańczym przemówieniu  w Egipcie w 2009 roku, przed obliczem przedstawicieli Bractwa Muzułmańskiego powiedział: ” Uważam, że częścią mojej odpowiedzialności jako prezydenta Stanów Zjednoczonych jest walka z negatywnymi stereotypami na temat islamu, wszędzie tam, gdzie się pojawiają”. Gdyby tylko tak samo myślał o Ameryce…

Nie możemy być równocześnie dla islamu i dla nas samych. Ten wróg jest w pełni po swojej stronie i w pełni przeciwko nam. Zdołali przekonać samych siebie, że to oni są dobrzy, a my jesteśmy źli. Nasze działania tylko zmieniły ich nienawiść w pogłębiającą się pogardę. Przed zidentyfikowaniem natury naszego wroga musimy zobaczyć, kim sami jesteśmy. Tylko wtedy możemy z pełnym moralnym przekonaniem zmusić ich do zapłaty za to, co zrobili i zwyciężyć.

Naszym problemem nie jest islamofobia, jest nim islamofilia. Tę bezkrytyczną, niedoinformowaną, absolutystyczną obronę islamu przez zachodnie elity po 11 września, nazywam „Islamgate”. To skandal tak wielki, że tylko niewielu w to zaangażowanych przyznałoby się do bycia jego częścią.

Zależy mi na prawdzie, zależy mi na zachodniej cywilizacji. Zależy mi na sobie, na moich bliskich i przyjaciołach. Zależy mi na życiu. I dlatego nie zależy mi na islamie.

Nasza altruistyczna troska o przyszłość i dobrobyt świata muzumańskiego przychodzi kosztem amerykańskich istnień i dobrobytu. Postawiliśmy dobrobyt świata muzułmańskiego ponad własną samoobronę. Postawiliśmy to wielkie kłamstwo – „islam oznacza pokój” – ponad prawdę, według której powinniśmy działać. Postawiliśmy życie muzułmańskiej ludności cywilnej ponad życie naszych żołnierzy, narażając ich na absolutnie zbędne niebezpieczeństwo, aby chronić niewinną (albo winną) ludność cywilną. Nasi żołnierze zostali zmuszeni do traktowania wroga w taki sposób, w jaki sami byśmy chcieli być traktowani. A wróg w pełni to wykorzystuje, tak jak wykorzystuje wszystkie zasady wymyślone przez naszych moralnie próżnych polityków. Musimy przesunąć środek ciężkości z korzyści wroga na nasz własny dobrostan.

Od czasu ataku 11 września próbowaliśmy wszystkiego, z wyjątkiem prawdziwej wojny. Wojna jest odpowiedzią na dżihad.

Komu więc zależy na islamie? Muzułmanom, dżihadystom, islamofilom, lewicowcom,   którzy naturalnie stają po stronie antyamerykańskiej ideologii, towarzyszom podróży z poczuciem winy, którzy myślą, że Ameryka jest jak zwykle winna i ludzim religijnym, którzy wierzą, że każda religia jest lepsza niż brak religii. Ale ponieważ lewicowcy i islamofile zwykle niewiele wiedzą o islamie, komu naprawdę zależy na islamie? Tym, którzy są z nami w stanie wojny.

W sumie ja tak samo dbam o islam i świat muzułmański, jak muzułmański świat dba o Amerykę i Zachód. To jest wojna. Nie możemy być jednocześnie po dwóch stronach. Ja nie wspieram islamu i świata muzułmańskiego.

Wspieram naszą stronę.(es)
Bosch Fawstin jest  autorem komiksów nominowanym do Nagrody Eisnera. Aktualnie pracuje nad książką „Innowierca”, której pierwszy rozdział jest dostępny w wersji elektronicznej. Pierwsza książka Fawstina nosi tytuł „Table for One”. Jest także autorem komiksu  “ProPiganda: Drawing the Line Against Jihad”, drugiej części „The Infidel”, w którym po raz pierwszy ukazał się w druku Pigman.

Tłumaczenie Robert FreeMan

http://frontpagemag.com/2011/12/02/non-muslim-muslims-and-the-jihad-against-the-west/

 

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign