Koalicja Zatrzymać wojnę (Stop the war) opublikowała list broniący muzułmanów przed atakami ze strony polityków, mediów i organizacji pozarządowych w Wielkiej Brytanii. Wśród sygnatariuszy listu jest m. in. Brytyjska Rada Muzułmanów uważana za jedno z odgałęzień radykalnego Bractwa Muzułmańskiego. Pod dokumentem podpisali się: Lord Ahmed, który zablokował wjazd Wildersa do Wielkiej Brytanii grożąc zamieszkami, czy poseł George Galloway otwarcie wspierający finansowo Hamas.
List wymienia te obszary, w których zdaniem jego autorów dochodzi do ataków na społeczność muzułmańską.
Pierwszy z nich to aresztowania muzułmanów spowodowane ustawodawstwem antyterrorystycznym, po których aresztowani są wypuszczani bez zarzutów. Nie da się ukryć, że działania sił antyterrorystycznych mogą być nieprecyzyjne, ponieważ działają często bez wystarczającej informacji. Jednak w Wielkiej Brytanii, w przeciwieństwie do krajów muzułmańskich, można zaskarżyć organa rządowe i wygrać odszkodowanie za doznane z tego tytułu straty. Nie należy też zapominać, dlaczego akurat społeczność wyznająca islam jest pod szczególną obserwacją tych służb.
Autorzy protestują też przeciwko agresywnemu podejściu policji ochraniającej muzułmańskie demonstracje, które ma na celu zniechęcenie ich do pokojowych protestów. Czyżby chodziło im o demonstracje z początku roku przeciwko izraelskiej interwencji w Palestynie, kiedy to policja uciekała przed rozjuszonym tłumem muzułmanów . Czy też o zdjęciach, które obiegły cały świat z napisami „Freedom go to hell”.
Kolejnym zarzutem, tym razem pod adresem mediów, jest zła interpretacja muzułmańskich poglądów i praktyk. Czy mają tu na myśli mianowanie szefem redakcji religijnej BBC Aaqila Ahmeda, znanego ze stronniczych materiałów atakujących chrześcijaństwo i wybielających islam?
Autorom nie podoba się też prześladowanie liderów muzułmańskich przez rządowych ministrów. Chyba nie mają na myśli podsekretarza stanu w ministerstwie sprawiedliwości Shahid Malika, który otwarcie broni „prawa” muzułmanek do noszenia czadoru? Najbardziej kuriozalne jest to, że list podpisuje Lord Ahmed, który zaszantażował brytyjski parlament i rząd agresywnymi demonstracjami społeczności muzułmańskiej, jeśli ci pozwolą wjechać na wyspy zaproszonemu przez parlament Geertowi Wildersowi.
Pozostałe obawy to wzrost przemocy przeciwko muzułmanom na ulicach i w miejscach kultu. Takie ataki nie powinny mieć miejsca i policja powinna dbać o bezpieczeństwo muzułmanów, ale także i żydów, homoseksualistów i muzułmanek, którzy padają ofiarami przemocy ze strony społeczności islamskiej.
List został napisany w dobrze znanym tonie wiktymizacji społeczności muzułmańskiej, która jest kamieniem węgielnym islamskiego fundamentalizmu. To na próbach wyjścia z dysonansu poznawczego, wywołanych przez fakt, że to cywilizacja zachodnia uzyskała przewagę nad islamską, Hassan Al-Banna, Said Kutb na początku XX wieku stworzyli koncepcje islamskiego odrodzenia przez zwrócenie się do korzeni wiary. Muzułmańscy sygnatariusze tego listu kontynuują ten nurt porzucając dojrzały dialog i krytyczne spojrzenie na własną społeczność, na rzecz wykorzystywania wizerunku ofiary dla realizacji celów politycznych.
Jan Wójcik