Co robią zwolennicy totalitaryzmu, kiedy dochodzą do władzy

Barry Rubin

W ostatniej scenie filmu „The Candidate” o wyborach do Senatu USA, zwycięski kandydat wyraża cynizm Amerykanów wobec polityki pytając: „I co zrobimy teraz?” Chodzi o to, że politycy chcą tylko dorwać się do władzy, ale nie mają pojęcia jak poradzić sobie z problemami ani nawet nie mają spójnego światopoglądu. Wkrótce przychodzi impas i nic się właściwie nie zmienia. Jest to sarkazm pasujący do otwartego, nieideologicznego systemu, w którym przeważa indywidualna ambicja. Jak długo jednak  można zawsze liczyć na kolejne wybory, wiemy, że wszystko będzie w porządku i życie da się znieść.

Nie tak to wygląda na arabskojęzycznym Bliskim Wschodzie. Ci politycy wiedzą dokładnie co chcą zrobić: przejąć władzę państwową (aczkolwiek, jeśli to możliwe, pokojowymi sposobami), fundamentalnie zmienić swoje społeczeństwa i na zawsze utrzymać władzę w państwie. A są zdolni do zmiany bardzo wielu rzeczy.

Naiwni oficjalni przedstawiciele Zachodu, dziennikarze i „eksperci” uważają, że zwycięstwo wyborcze islamistów jest całkowicie w porządku. Podporządkują się oni przecież regułom, zmęczą niezbędnymi kompromisami demokratycznej polityki; będą musieli skupić wysiłki na wywózce śmieci, funkcjonowaniu szkół i naprawianiu dróg; a z czasem przyjdą kolejne wybory i wszystko będzie O.K.

Bliscy są mówienia: Ha, ha, ha! Są u władzy? Co takiego mogą zrobić z kontrolą nad państwem i wszystkimi zasobami, by w znaczący sposób zmienić cokolwiek? W końcu istnieją demokratyczne reguły!

Nie tak to jednak działa.

Czy to jest coś nowego? Rozważmy poniższe cytaty wypowiedzi pewnego przywódcy z Bliskiego Wschodu:

Przed przejęciem władzy:

„Podstawy naszego islamskiego rządu są oparte na swobodzie dialogu i będziemy zwalczać wszelkie rodzaje cenzury”.

Przed przejęciem władzy:

„Osobiste pragnienie, wiek i zdrowie nie pozwalają mi odgrywać żadnej roli w kierowaniu krajem po upadku obecnego systemu”.

Po przejęciu władzy:

„Ci, którzy próbują wnieść zepsucie i zniszczenie do naszego kraju w imię demokracji, zostaną zdławieni. Są gorsi niż Żydzi i trzeba ich powiesić”.

Kto to powiedział? Ajatollah Ruhollah Chomeini.

Wróćmy do roku 2011. Stowarzyszenie media-eksperci-dziennikarze źle odczytało wszystkie elementy wielkiej tegorocznej historii Bliskiego Wschodu, aż stała się boleśnie oczywista i było zbyt późno, by cokolwiek z tym zrobić:

-Islamiści są silni, nie zaś słabi.
-Umiarkowani demokraci, „dzieci Facebooku”, nie mogą z nimi konkurować.
-Islamiści są radykalni, nie zaś umiarkowani.

Doszliśmy do czwartego punktu. Kiedy zwolennicy totalitaryzmu przejmują władzę, w wyborach lub innymi sposobami i przechodzą do konsolidacji władzy. Są inne na to sposoby niż ustawienie wszystkich twoich przeciwników w szeregu i rozstrzelanie ich albo odrąbanie im głów. Strategia polega na przejęciu kontroli nad instytucjami narodowymi, zmianie debaty narodowej, użyciu niezbędnej represji i prowadzeniu populistycznej polityki (zarówno gospodarczej jak demagogicznej), żeby zdobyć poparcie mas.

Na tym polega model turecki. Po kilku latach zostajesz wybrany ponownie; albo, jak w przypadku Iranu, fałszujesz wybory; albo, jak w przypadku Autonomii Palestyńskiej i Hamasu, w ogóle przestajesz urządzać wybory.

Spójrzmy na szczegóły. Przez dwa stulecia widzieliśmy, jak działa niedemokratyczna rewolucja. W momencie obalenia starego reżimu zakwita sto kwiatów i konkuruje ze sobą sto szkół myślenia. Jest to moment euforii, kiedy wszystko wydaje się możliwe. Nikt w żaden sposób nie może uwierzyć, że potrafią powrócić represyjne rządy. Tak pisał Wordsworth o rewolucji francuskiej:

„Błogo było przeżyć ten świt/
a być wtedy młodym, to było zaznać nieba!”

Natura jednak (tj. ludzka natura) nie znosi politycznej próżni. Ten wybuch wolności jest wynikiem faktu, że nie ma żadnego rządu, systemu politycznego, a te władze, które istnieją, pozwalają ludziom na wyładowanie się.

Wtedy przychodzi nowy reżim. W tym wypadku jest to reżim kierowany przez ludzi, którzy wierzą do głębi swojego jestestwa, że pan wszechświata zarządził dokładnie, jakie powinny być prawa w kraju, jak kierować społeczeństwem, i żaden umysł ludzki nie może formułować praw z tym sprzecznych. Oczywiście interpretują wolę boskiej istoty według własnych wymogów, ale nie wiedzą o tym i nie uwierzą ci, jeśli im to powiesz.

Pytaniem nie jest, co należy zrobić, ale ile ujdzie im na sucho w danym momencie. Taki jest „umiarkowany islamizm”.

Rozpoczynają krótki marsz przez instytucje:

całość na racjonalista.pl

tłum. Małgorzata Koraszewska

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign
Avatar photo

Piotr S. Ślusarczyk

Doktorant UKSW, badacz islamu politycznego, doktor polonistyki UW; współprowadzący portal Euroislam.pl; dziennikarz telewizyjny i radiowy.

Inne artykuły autora:

Widmo terroryzmu wisi nad olimpiadą

Francja: „islamizacja” czy „islamofobia” ?

Niemcy: narasta zagrożenie islamskim terroryzmem