Według niektórych analityków, po dekadach autorytarnych rządów Egipt przygotowuje się do pierwszych wolnych wyborów. Inni krytykują skomplikowany system wyborczy i ostrzegają przed nadchodzącą katastrofą. Komentatorzy podkreślają też, że parlament może nie być reprezentatywny. Pojawiają się obawy, że ten najważniejszy i największy kraj arabskiej wiosny będzie zmierzał w kierunku islamskiego fundamentalizmu.
Wiele osób, które przed kilkoma dniami znowu wyszły na ulice egipskich miast, nie wierzy rządzącej 82-milionowym Egiptem Najwyższej Radzie Wojskowej. Wątpią w sprawiedliwe wybory oraz w to, że generałowie oddadzą zwycięzcy kontrolę nad krajem.
Pomimo trwających od soboty demonstracji przeciwko tymczasowym rządom wojskowych Rada w czwartek po raz kolejny zapewniła, że głosowanie odbędzie się zgodnie z planem. „Nie odłożymy wyborów. To nasze ostatnie słowo” – powiedział generał Mamduh Szahin. Spełniając jeden z postulatów demonstrantów, we wtorek wojskowi zapowiedzieli przyspieszenie procesu przekazywania władzy. Ogłosili, że wybory prezydenckie zostaną przeprowadzone pod koniec czerwca 2012 r.
Wcześniej jednak Egipt czeka kilkumiesięczny maraton wyborczy. Od poniedziałku do 10 stycznia 2012 r. ok. 40 mln uprawnionych do głosowania obywateli będzie wybierało 498 deputowanych do Zgromadzenia Ludowego. Dziesięciu kolejnych mianuje marszałek Husejn Tantawi, który stoi na czele Rady. Jedna trzecia miejsc przypadnie zwycięzcom wyborów w okręgach jednomandatowych w dwóch turach, a dwie trzecie – kandydatom wybieranym z list w sposób proporcjonalny.