Barry Rubin
Oskarżam prezydenta Baracka Obamę o niszczenie zachodnich interesów na Bliskim Wschodzie, pomaganie w destabilizacji tego regionu i narażanie na niebezpieczeństwo milionów istnień ludzkich
Pomyślcie, jak szokujący jest ten nagłówek:
Niszczenie zachodnich interesów na Bliskim Wschodzie, pomaganie w destabilizacji tego regionu i narażanie na niebezpieczeństwo milionów istnień ludzkich
Uważacie to za skrajne, szalone, nieprawdopodobne, ponieważ nie przeczytacie czegoś takiego w New York Timesie? Myślicie, że z pewnością jestem prawicowym republikaninem?
Nie, jestem tylko poważnym analitykiem tematyki bliskowschodniej.
Dziesiąta rocznica wydarzeń z 11 września, blisko trzy lata po wyborze Obamy na prezydenta, to odpowiedni moment, by uczciwie przyjrzeć się tej kwestii. Rozważcie obiektywnie i uczciwie wymienione poniżej punkty.
Egipt: Obama poparł rewolucję, która obaliła sprzymierzeńca Stanów Zjednoczonych (zamiast spokojnie doprowadzić do zastąpienia dyktatora inną osobą i zainicjować reformy bez obalania całego reżimu), ignorując zalecenia Departamentu Stanu i w ogóle nie radząc się Jordanii, Izraela czy Arabii Saudyjskiej! Ogłosił także swój własny, jednostronny pogląd, że chętnie zobaczyłby Bractwo Muzułmańskie u władzy. Jego analitycy zaprzeczali, jakoby Bractwo było radykalną, antyamerykańska organizacją islamską wspierającą terroryzm. Spowodowany przez takie działania poważny kryzys, w tym groźba, że Egipt stanie się nowym Iranem, jest teraz dla wszystkich oczywisty.
Izraelsko-palestyński proces pokojowy: Dystansując się od Izraela, redukując wszelkie naciski wywierane na Palestyńczyków, jednostronnie proponując wstrzymanie budowy osiedli żydowskich i nieustannie przeszkadzając we wznowieniu negocjacji, Obama pogorszył sytuację procesu pokojowego. Jego niezręczne działania w kwestii przyjęcia samozwańczo proklamowanego państwa palestyńskiego w szeregi członków ONZ spowodowały ogromny bałagan w polityce Stanów Zjednoczonych. Amerykańskie weto wobec wniosku Palestyńczyków doprowadziło do masowych protestów antyamerykańskich i najprawdopodobniej aktów przemocy: zarówno ze strony Palestyńczyków wobec Izraela jak i ze strony muzułmanów wobec Stanów Zjednoczonych.
Izrael: Szkody wyrządzone Izraelowi przez administrację Obamy nie dotyczą stosunków dwustronnych czy nawet „procesu pokojowego”. Wynikają z roli, jaką odegrała ona w znacznym i niebezpiecznym pogarszaniu się sytuacji w tym regionie. W rezultacie dwa lokalne mocarstwa, czyli Egipt i Turcja, które miały dotychczas całkiem dobre stosunki z Izraelem, wykonały zwrot o 180 stopni; Hamas umocnił swoją pozycję w Strefie Gazy, a Hezbollah w Libanie. Izraelowi przybyło czterech wrogich „sąsiadów”, a administracja Obamy nawet tego nie zauważyła. W miarę nasilania się zagrożenia polityczno-dyplomatyczne wsparcie dla Izraela ze strony USA malało.
Turcja: Administracja Stanów Zjednoczonych nie zauważyła również, że Turcja zaczęła się przeistaczać w represyjne państwo islamskie sprzymierzone z rewolucyjnymi islamistami. O ironio, promowała ona „model turecki” i poprosiła Turcję o mediację w sprawie przyszłości Syrii!
Liban: Gdy Liban zaczynał się dostawać pod wpływy Syrii, Iranu i Hezbollahu, administracja Obamy siedziała z założonymi rękami. Obama nie poparł obozu umiarkowanego, który zmuszony był poddać się.
Syria: Administracja kontynuowała skazane na porażkę, absurdalne starania odciągnięcia Syrii od Iranu, i współpracowała z nią, mimo, że Damaszek wspierał terroryzm, nasilał agresję wobec Libanu, przyczyniał się do wzrostu liczby zabitych w Iraku Amerykanów, a w końcu zaczął represjonować własny naród.
Gaza: Administracja udzielała Hamasowi pośredniego wsparcia, nie poczyniła żadnych poważnych starań w celu obalenia radykalnego, antyamerykańskiego, ludobójczego reżimu i zmusiła Izrael do zminimalizowania sankcji. Działania te zapewniły przetrwanie i wzmocnienie rewolucyjnego, wspierającego terroryzm państwa islamskiego nad Morzem Śródziemnym.
Arabia Saudyjska: Nieustannie wymierzane policzki, brak zdecydowanego stanowiska wobec posuwających się naprzód rewolucyjnych islamistów, w szczególności Iranu i Syrii, a także opuszczenie Mubaraka, zraziły tego sprzymierzeńca do Stanów Zjednoczonych. Widząc słabość USA doszedł on do wniosku, że sam musi zadbać o swoje interesy.
Iran: Po zmarnowaniu mnóstwa czasu na rozmowy i negocjacje, administracja USA wreszcie (najwolniej, jak było to możliwe) przeforsowała sankcje wobec tego kraju. Nie wypracowała jednak żadnej strategii, która pozwoliłaby przeciwstawić się stosowanym przez Iran, innym niż zagrożenie nuklearne metodom inicjowania przewrotów w państwach sąsiednich i rozszerzania swych wpływów.
Zagrożenie: Obamie nie udało się go sobie uświadomić, a także poprawnie zidentyfikować przyjaciół i wrogów.
Przywództwo: Pomimo błagań ze strony różnych sprzymierzeńców, administracja Obamy nie potrafiła odegrać roli przywódczej.
Wzmocnienie pozycji islamizmu: W przemówieniu wygłoszonym w Kairze, a także później, Obama podkreślał muzułmańską tożsamość mieszkańców Bliskiego Wschodu, podkopując tym samym tożsamość i poczucie przynależności do narodu arabskiego.
Narażanie na niebezpieczeństwo życia amerykańskich żołnierzy i cywilów: Brak zezwolenia na przeprowadzenie odpowiedniej analizy islamizmu i terroryzmu. Przykład: zamach w bazie wojskowej Fort Hood. Zginęło tam kilkunastu Amerykanów, ponieważ oficerowie wojskowi bali się zrobić to, co do nich należało, by nie stracić szansy na awans.
Libia: Obama przystąpił do wojny nie wypracowawszy uprzednio jakiejś strategii na wypadek obalenia Kaddafiego. Nie miał też pojęcia, jakiś ludzi pomagał wypromować na nowych przywódców.
Odrzucenie podstawowych zasad dyplomatycznych czyli: wspierania przyjaciół i karania wrogów; wiarygodności; polityki odstraszania; spójnej strategii.
Liczy się wynik, a nie to, czy jako przyczynę tego stanu rzeczy podamy niekompetencję, arogancję, żądzę popularności silniejszą niż poczucie odpowiedzialności, ideologię, osobistą niechęć do Izraela (nie należy jej wyolbrzymiać, ale jej istnienie jest faktem), brak doświadczenia, zły dobór doradców czy ignorancja niektórych z nich. Nie uważam, aby te działania były zamierzone, ale fakt, że tak wiele osób prowadzi tak złą politykę jest po prostu szokujący.
Błędy takie nie muszą być przypisywane tylko demokratom albo tylko liberałom. Żaden poprzedni prezydent, żadna administracja, nawet administracja Jimmy’ego Cartera, nie ma na swoim koncie tak wielu niebezpiecznych w skutkach porażek. Takiej sytuacji można było uniknąć, ponieważ Departamenty Stanu i Obrony przekazały prezydentowi i jego współpracownikom kilka cennych informacji i rad, które, gdyby z nich skorzystano, znacznie ograniczyłyby rozmiar problemu.
Możecie przyjmować wiwatami strategię współpracy z Izraelem kontynuowaną przez Obamę, sankcje nałożone na Iran czy zaangażowanie w Libii. Możecie winić o wszystko poprzednika Obamy lub skandować, że to „Obama zabił Osamę”, a nie uparci agenci wywiadu amerykańskiego czy odważni żołnierze z oddziału SEAL. Czy po porządnym przemyśleniu całej sprawy nie przyznacie jednak, że obecna sytuacja jest naprawdę szokująca?
Naród amerykański, nasi sprzymierzeńcy na Bliskim Wschodzie oraz ogólnie cały świat nie mogą pozwolić sobie na kolejne cztery lata błędnych ocen i niebezpiecznej w skutkach lekkomyślności. Czy można zaufać, że Obama będzie umiał poradzić sobie z posiadającym broń jądrową Iranem, radykalnym Egiptem wspierającym Hamas, tureckim reżimem nawołującym do zniszczenia Izraela i ruchem palestyńskim, który odrzucił wszelkie rozwiązania dyplomatyczne?
Zostawiam kwestie dotyczące pracy i gospodarki, opiekę medyczną i tym podobne zagadnienia innym. Jednak w sprawach bliskowschodnich Obama zdecydowanie zawiódł, a konsekwencje są niebezpieczne. Zlekceważył możliwość uczenia się z doświadczeń. Dla dobra amerykańskich interesów narodowych musi on ponieść porażkę w najbliższych wyborach. (rol)
Tłum.: ACH
Źródło: http://pajamasmedia.com/barryrubin/2011/09/19/i-accuse-president-barack-obama-of-destroying-western-interests-in-the-middle-east-helping-destabilize-the-region-and-putting-millions-of-lives-in-jeopardy/?singlepage=true