Dwoje intelektualistów znanych z najbardziej prowokujących opinii na temat islamu – Ayaan Hirsi Ali oraz Tariq Ramadan – zgodziło się wyrazić swoje poglądy dla Global Viewpoint Network. Mówili o śmierci Osamy bin Ladena i o konsekwencjach tego wydarzenia dla Arabskiej Wiosny.
Ayaan Hirsi Ali
Badaczka w American Enterprise Institue, autorka książek „Infidel” i „Nomad” oraz założycielka Fundacji AHA.
Czy Bractwo Muzułmańskie zdoła odnieść sukces, którego nie udało się osiągnąć Osamie bin Ladenowi?
Podobnie jak tysiące ludzi na świecie cieszyłam się, gdy pojmano i zabito Osamę bin Ladena. Jemu zabijanie sprawiało przyjemność. Jednak jego śmierć nie oznacza końca al-Kaidy. A nawet gdyby zniknęła ona na dobre, świat wciąż musiałby się uporać z jej prekursorem.
Bin Laden miał wiele twarzy, jednak nie był oryginalnym twórcą doktryny. Z doktryną dżihadu zapoznał go nieżyjący już palestyński teolog Abdullah Jusuf Azzam. Co znamienne, zanim Azzam zaczął nauczać bin Ladena i innych w Arabii Saudyjskiej, sam był członkiem palestyńskiego Bractwa Muzułmańskiego.
W przeciwieństwie do al-Kaidy, Bractwo Muzułmańskie ewoluowało, ucząc się na własnej skórze, że przemoc spotka się z jeszcze większą przemocą ze strony aparatu państwowego. Jak się dziś okazuje, mądrzejszym posunięciem było cierpliwe inwestowanie w pracę od podstaw, aniżeli budowanie jednostki do zadań specjalnych, której groziło unicestwienie przez siłę potężniejszą od niej samej. Poza tym, takie stopniowe podejście ma o wiele większe szanse na wygraną, jaką jest zdobycie władzy państwowej. Jedyne, co robił Chomeini zanim doszedł do władzy, to nauczanie o zaletach państwa opartego na prawie islamskim. Nie angażował się w działania terrorystyczne. Mimo to wraz ze swoimi zwolennikami przejął władzę w Iranie. Stanowiło to o wiele większy sukces niż wszystko, co kiedykolwiek osiągnął bin Laden. Przemoc w Iranie pojawiła się później.
Sęk w tym, że walka z wojującym ekstremizmem stanowi tylko jeden z elementów bitwy, być może jeden z łatwiejszych. Poważniejszym wyzwaniem jest uporanie się z tymi islamistami, którzy gotowi są zaangażować się w walkę na długie lata.
Żałosny koniec bin Ladena w pakistańskiej kryjówce często zestawia się na Zachodzie z falą protestów, które w ostatnich miesiącach objęły Bliski Wschód. Komentatorzy i decydenci doszli do wniosku, że Arabska Wiosna odniosła zwycięstwo nad dżihadyzmem, torując całemu regionowi drogę do demokracji. Wnioski te są jednak zbyt pochopne. Przyjrzyjmy się choćby Egiptowi.
Jak bardzo jest prawdopodobne, że Egipt – po nieuniknionym okresie przejściowym – ostatecznie znajdzie się pod pośrednimi lub bezpośrednimi rządami Bractwa Muzułmańskiego? Odpowiedź na to pytanie zależy od trzech czynników, dwóch krajowych i jednego zewnętrznego.
1. Od pozycji Bractwa w armii egipskiej, która wciąż sprawuje władzę w kraju;
2. Od braku równie potężnego i wpływowego świeckiego rywala w Egipcie;
3. Od tendencji Ameryki i jej sprzymierzeńców do bagatelizowania ambicji i talentów politycznych członków Bractwa Muzułmańskiego.
Na razie wygląda na to, że wszystkie trzy czynniki działają na korzyść Bractwa. Nie dajmy się zwieść – Bractwo Muzułmańskie cały czas zmierza do zrealizowania wizji zawartej w jego motcie: „Naszym celem jest Allach; naszym przywódcą jest Prorok; naszym prawem jest Koran; naszą drogą jest Dżihad; naszą ostateczną nadzieją jest śmierć za Allacha”. Cały szereg konkretnych celów będących konsekwencją tego motta można było znaleźć na ich stronie internetowej, aktualnie nieosiągalnej (co być może nie jest dla nikogo zaskoczeniem). Na szczęście jej fragmenty zostały opublikowane na stronie mideastweb.org.
Oto poszczególne cele Bractwa:
– kształtowanie muzułmańskiej jednostki … posiadającej silne ciało, dobre maniery, obycie intelektualne, umiejetność zarabiania, silną wiarę, należytą zdolność oddawania czci, świadomą czasu i pożytku, jaki może przynosić innym, zorganizowanej i odznaczającej się wytrwałym charakterem;
– tworzenie muzułmańskiej rodziny: wybór dobrego męża lub żony, kształcenie dzieci w duchu islamu;
-utworzenie muzułmańskiego społeczeństwa;
– ukształtowanie Khalifa (unii wszystkich państw islamskich)
– zapanowanie islamu nad światem
To prawda, że przywódcy Bractwa wciąż podkreślają swoje oddanie dla idei demokracji i kładą nacisk na rządy prawa. Temu oddaniu nadadzą jednak specyficzny charakter. Spodziewam się, że stworzą układ polityczny oparty na sunnickiej wersji państwa islamskiego. Bazując na doświadczeniu swych islamskich braci w pozostałych regionach świata, za wszelką cenę będą się starać oprzeć ów porządek polityczny na prawie islamskim czyli szariacie. W jego skład wchodziłby system sądowniczy, który nigdy nie poddaje w wątpliwość zasad szariatu, lecz po prostu je stosuje; specjalna policja pilnująca „cnót i występków”, której zadaniem byłoby egzekwowanie stylu życia opartego na szariacie; wreszcie system edukacyjny i informacyjny, mający na celu indoktrynację młodzieży i kształtowanie „muzułmańskiej jednostki”.
Departament stanu lub kalifatu byłby odpowiedzialny za budowanie i podtrzymywanie stosunków ze sprzymierzeńcami, namawiając ich jednocześnie do podjęcia wspólnych działań o charakterze ekonomicznym, dyplomatycznym i militarnym przeciwko domniemanym przeciwnikom. Przykładem tego jest Organizacja Konferencji Islamskiej (OIC). Zwróćmy też uwagę na pierwszoplanową rolę, jaką odegrał egipski rząd tymczasowy w jednoczeniu Hamasu i Fatahu, wyłączając z tych działań Stany Zjednoczone i Izrael.
Jaki wpływ będzie miał ów porządek polityczny w Egipcie na stosunki wewnątrz państwa i stosunki z zagranicą?
W kraju:Chcąc „kształtować muzułmańską jednostkę” Bractwo Muzułmańskie przejmie kontrolę nad instytucjami edukacyjnymi, od przedszkolnych aż po uniwersyteckie; powołają oni do życia specjalny program indoktrynacji, którego celem będzie wpajanie uległości i lojalności wobec reżimu, nie zaś spełnianie wymogów edukacyjnych, których realizacji wymaga współczesny system ekonomiczny by skutecznie konkurować na rynkach światowych. Ludzie wykształceni przez taki system edukacyjny nie tylko posiadać będą ograniczoną zdolność do prowadzenia własnego biznesu; większość z nich będzie w mniejszym lub większym stopniu niezdatna do podjęcia pracy zarobkowej.
„Kształtowaniu muzułmańskiej rodziny” towarzyszyć będzie wprowadzenie i egzekwowanie nowego ustawodawstwa (dotyczącego małżeństw, rozwodów i spadków), które pozbawi kobiety ich praw. Ich wolność przemieszczania się będzie ograniczona do sfery domowej; będzie im wolno wykonywać tylko takie czynności, jak nauczanie, wychowywanie, opieka czy zabiegi pielęgnacyjne. Niezbyt ściśle określona obecnie władza, jaką ma męski opiekun nad swoimi żeńskimi krewnymi, stanie się władzą absolutną. Minimalny wiek zamążpójścia dziewcząt zostanie obniżony do roku wystąpienia pierwszej menstruacji. Chłosta i kamienowanie staną się powszechnie stosowaną formą kary za domniemane naruszanie drażliwych islamskich wartości dotyczących sfery seksualnej, co dla kobiet i homoseksualistów oznaczać będzie życie w ciągłym strachu.
„Tworzenie muzułmańskiego społeczeństwa” oznaczać będzie poważne ograniczenie podstawowych wolności, takich jak wolność wyznania, słowa, prasy i zrzeszania się dla osób o umiarkowanych poglądach, dysydentów, a zwłaszcza dla mniejszości religijnych. Najliczniejsza mniejszość religijna chrześcijańskich Koptów już dziś pada w Egipcie ofiarą ciągłej dyskryminacji, prześladowań i okazjonalnych ataków terrorystycznych. Pod rządami Bractwa Muzułmańskiego represje te jeszcze się nasilą. Aby przeżyć, niektórzy nawrócą się na islam lub będą udawać nawrócenie; większość wybierze ucieczkę. W najgorszym wypadku los Koptów przypominać będzie los mniejszości chrześcijańskiej w Darfurze.
Za granicą:”Tworzeniu muzułmańskiego państwa (Umma)” towarzyszyć będzie krótkoterminowa poprawa stosunków z Hamasem, reżimem irańskim, Hezbollahem i Turcją. Pieniądze państwowe wydawane będą na umacnianie innych islamskich organizacji i zawieranie sojuszy z sąsiadami, których ostatecznym celem będzie, rzecz jasna, unicestwienie Izraela. Zasady traktatu pokojowego z Izraelem będą stopniowo ograniczane lub też Izrael zostanie sprowokowany do wojny. Rząd Bractwa Muzułmańskiego będzie też pracował w łonie Organizacji Konferencji Islamskiej nad osłabieniem pozycji tych przywódców i reżimów członkowskich, które nie popierają jego islamistycznej wizji.
Ciekawym zjawiskiem, któremu warto się bliżej przyjrzeć, będą stosunki nowego Egiptu z Arabią Saudyjską. Dla Zachodu królestwo Arabii Saudyjskiej to miejsce posiadające największe na świecie złoża ropy naftowej. Dla islamistów, którzy marzą o muzułmańskim kalifacie, Arabia Saudyjska jest miejscem, gdzie znajdują się dwa święte dla muzułmanów miejsca. Bractwo Muzułmańskie będzie się starać przejąć, wraz ze swymi sprzymierzeńcami, kontrolę nad Hidżazem (Mekką i Medyną). Jeśli im się to uda, obecność złóż ropy naftowej będzie tylko dodatkową zaletą. Dla Bractwa monarchia saudyjska to podupadający, dekadencki, pełen hipokryzji reżim, który zdradził islam. W nadchodzących miesiącach będziemy świadkami pojedynku o władzę, w którym Bractwo i monarchia Saudów będą się próbować wzajemnie wyprowadzić w pole.
Krótko mówiąc, rządy sprawowane przez Bractwo Muzułmańskie w Egipcie wróżą równie źle, co rządy Francji sprawowane przez jakobinów na początku lat 90’ XVIII wieku.
Represje wewnątrz kraju przyczynią się do naruszenia praw człowieka, kryzysu ekonomicznego i masowej ucieczki uchodźców, przede wszystkim tych, którzy mają jakieś pieniądze i przyzwoity poziom edukacji. Pogłębi to biedę w kraju i przyczyni się do zaburzenia stabilizacji w regionie, a być może również w Europie. Narastający konflikt z Izraelem może doprowadzić do wojny.
Mając to wszystko na uwadze, zachodni decydenci powinni niezwykle bacznie przyglądać się wpływowi, jaki mają wyznający stopniowe podejście dżihadyści na wydarzenia rozgrywające się właśnie w Egipcie i na Bliskim Wschodzie. Bin Laden nie żyje. Być może to samo czeka al-Kaidę. Jednak doktryna dżihadu pozostaje wciąż żywa.
Tariq Ramadan
Profesor studiów islamistycznych w Oxfordzie. Jest wnukiem Hassana al-Banny, który założył Bractwo Muzułmańskie w Egipcie w 1928 roku.
Śmierć Osamy bin-Ladena, ikony i symbolu terroryzmu, ma marginalne znaczenie dla muzułmanów na całym świecie.
Jego wizja i działania nie były ani powszechnie szanowane, ani naśladowane, jak pokazały liczne sondaże zlecane przez zachodnie rządy. Potwierdzili to również eksperci do spraw terroryzmu. Mamy tu do czynienia przede wszystkim z wydarzeniem ważnym dla Ameryki, a patrząc na to szerzej – dla Europy.
Publiczne obwieszczenie tej wiadomości, któremu towarzyszyły starannie dobrane i stanowcze słowa prezydenta Stanów Zjednoczonych przekazane przez telewizję na żywo, miało nieść ze sobą poczucie głębokiego spokoju w godzinie zwycięstwa nad terroryzmem i nad amerykańskim wrogiem publicznym numer jeden. Nie było tam czczych przechwałek. Barrack Obama, ostatnio ostro krytykowany za jawną niemoc i brak determinacji w kwestiach bezpieczeństwa narodowego i wojen w Iraku i Afganistanie, odniósł poważny sukces, który miał symboliczne znaczenie dla opinii publicznej. Nie tylko bowiem kontynuował on pościg za bin-Ladenem, ale w całkowitej tajemnicy zlecił przeprowadzenie tej delikatnej misji, która ostatecznie zakończyła się sukcesem. Umocniło to wizerunek prezydenta jako zdecydowanego i zdolnego do podjęcia działań w tak kluczowych dziedzinach, jak bezpieczeństwo i obrona narodowa oraz patriotyczna duma. Jedyne dostępne dziś zdjęcia ukazują prezydenta, który precyzyjnie zawiaduje tymi działaniami ze swego biura w Waszyngtonie. To seria precyzyjnie obliczonych i umiejętnie zrealizowanych sukcesów medialnych.
Musimy jednak sięgnąć spojrzeniem dalej, niż tylko na ów wybuch entuzjazmu wśród ludzi świętujących na ulicach Nowego Jorku. Jaka jest przyszłość Bliskiego Wschodu, który stoi wobec dwóch sprzecznych ze sobą rzeczywistości: z jednej strony ogromnego, masowego poparcia dla pokojowych rewolucji przetaczających się przez arabski świat; z drugiej, wobec śmierci kogoś, kto był symbolem radykalnego ekstremizmu i przywódcą podrzędnych i zmarginalizowanych ugrupowań?
Być może pojawią się terrorystyczne działania odwetowe; trzeba je przewidzieć i przeciwdziałać im z całą stanowczością. Głównym zadaniem jednak będzie zwalczanie i neutralizowanie jednostkowych aktów prowokacji, które w żadnym wypadku nie mogą posłużyć do usprawiedliwienia filozofii działań politycznych – a taką właśnie opcję wybrał poprzedni rząd amerykański. Nadszedł czas, by widzieć radykalny ekstremizm takim, jakim naprawdę jest: jako działania niewielkich grup, które nie reprezentują ani islamu, ani muzułmanów, tylko co najwyżej wykolejone postawy polityczne, nie cieszące się szacunkiem i wiarygodnością wśród większości muzułmańskich społeczeństw.
Elementy nowej filozofii politycznej, określającej stosunki Zachodu z islamem i muzułmanami. mogą się jedynie wyłonić z owego tygla powszechnych dążeń do sprawiedliwości, wolności, demokracji i godności, który właśnie wrze w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie. Trwające dziś na Wschodzie odrodzenie trzeba rozumieć jako wezwanie do krytycznej samooceny Zachodu. Gdy tylko minie radość z wyeliminowania bin-Ladena, będącego „symbolem toczącego świat raka terroryzmu”, Zachód powinien jak najszybciej zrewidować swoje strategie regionalne. Obecność Ameryki i Europy w Afganistanie i Iraku, połączona z brakiem jednoznacznego zaangażowania w konflikt izraelsko-palestyński, stanowi przeszkodę w dalszym pomyślnym rozwoju wypadków. Do tej listy dodać trzeba dyskryminujące ustawodawstwo, które uwłacza ludzkiej godności i wolności osobistej; istnienie Guantanamo i stosowanie tortur, które potęgują brak zaufania do Stanów Zjednoczonych i ich sprzymierzeńców. Wybiórcze poparcie, którego Stany udzielają rządom dyktatorskim na Bliskim Wschodzie i bogatym w ropę szejkanatom, powinno zostać poddane gruntowej rewizji. W przeciwnym razie pojawią się uzasadnione pytania w kwestii wiarygodności pomocy, udzielanej przez Zachód i mającej na celu demokratyzację świata arabskiego.
Społeczeństwa w których muzułmanie stanowią większość, odpowiedzialne są za kształtowanie własnej przyszłości. Trzeba bardzo stanowczo podkreślić, że syreni głos nawołujący do przemocy i ekstremizmu nie zdołał uwieść przeważającej większości ludzi w tych krajach. Zwłaszcza dzisiaj, gdy ludziom otwierają się oczy, istotne jest, by społeczeństwo obywatelskie (w tym również intelektualiści i partie polityczne) było czujne i gotowe; by demaskowało korupcję i brak rządów prawa i sprawiedliwości; by rozwijało strategie służące kształtowaniu wolnych i demokratycznych społeczeństw; i wreszcie, by stworzyło warunki dla rozwoju nowych relacji politycznych i ekonomicznych z Zachodem. Bowiem mariaż między islamem i Zachodem trwa już bardzo długo; obecność nowych graczy z Dalekiego Wschodu, przede wszystkim Chin, juz teraz zmienia parametry światowego porządku ekonomicznego.
Ameryka, podobnie jak kraje Ameryki Południowej, Chiny czy Indie, na przykładzie Turcji doskonale wiedzą, co się właśnie wydarza. Być może, że owa „Arabska wiosna” jest w gruncie jesienią, zmierzchem stosunków świata arabskiego z Zachodem. Może doprowadzi z czasem do nowego mariażu, obejmującego swym zasięgiem obszar graniczący z dalekim Wschodem, Orientem. Na tle tego kształtującego się geo-ekonomicznego krajobrazu, obwieszczenie śmierci bin-Ladena przypomina jedynie cichnący podmuch wiatru – zupełnie przypadkowe wydarzenie. (rol)
Tłum. Bart huffingtonpost.com