Obecnie spotykamy się z dwoma poglądami na temat znaczenia bliskowschodnich rewolucji dla działań al-Kaidy. Optymiści uważają, że bezkrwawe rewolucje w Tunezji i Egipcie odmówiły słuszności retoryce al-Kaidy. Pesymiście twierdzą jednak, że al-Kaida wcale nie złożyła broni. Czeka jedynie aż opadnie kurz, rewolucyjny entuzjazm osłabnie, a w miejsce zapału pojawi się rozczarowanie, by wtedy przepuścić szturm na osłabione kraje. Być może jednak trafniejszą odpowiedź znajdziemy w pismach al-Kaidy na temat każdego z tych krajów.
Al-Kaida reprezentuje ruch rewolucyjny w islamie. W jej strategicznej literaturze czytamy, że Bin Laden zlecił serię szczegółowych badań regionalnych, żeby w każdym kraju, by w oparciu o fakty opracować najlepszą strategię dżihadzkiej rewolucji. Wiele lat przed 11 września badania te otrzymali najwyżsi doradcy Bin Ladena1. Na bazie tej wiedzy kierownictwo al-Kaidy opracowało elastyczną i oportunistyczną strategię faworyzując kraje najważniejsze z punktu widzenia „światowego dżihadu” przeciwko Stanom Zjednoczonym oraz gdzie szansa sukcesu była największa.
Nie zapomnieli jednak o krajach, w których sytuacja była dla nich zbyt trudna. Wręcz przeciwnie zachęcali lokalnych dżihadystów do walki ze swymi rządami na własną rękę, bez ich pomocy. Al-Kaida koncentrowała się wtedy na planowaniu ataku na Stany Zjednoczone i organizowaniu swoich komórek w najważniejszych z ich punkt widzenia krajach. Założyli, że gdy osiągnął swoje cele w ważnych krajach, zajmą się tymi mniej ważnymi i trudniejszymi.
Według stratega al-Kaidy, Abu Bakra Naji, zasoby dysponowane były w taki sposób, by zaangażowane środki, nawet w tych istotnych krajach, dawały jak największe, wymierne skutki2. Na przykład Egipt, w którym mieszka 25% całej ludności Ligii Arabskiej zawsze był dla nich niezmiernie ważny. Jednak pod władzami Mubaraka działanie tam uznali za zbyt trudne. W propagandzie al-Kaidy temat Egiptu pojawiał się więc często, kręcili na jego temat wiele filmów, a Ayman al-Zawahiri napisał o nim trzy książki, z których ostatnia ukazała się jedynie 59 dni przed demonstracjami na placu Tahrir3. Jednak propaganda al-Kaidy nawołująca do rewolucji i terroryzmu nie przemawiała do Egipcjan. Al-Kaida wzięła sobie też do serca przykład innych, fatalnych w skutkach kampanii dżihadzkich z lat 90., kiedy to egipskie rządowe siły bezpieczeństwa zmiotły je z powierzchni ziemi.
Tunezja jest dla al-Kaidy małym Egiptem. Rządził tam silny rząd centralny, wspierany przez oddane siły bezpieczeństwa. Chociaż w Tunezji miały miejsce zamachy terrorystyczne al-Kaida uznała, że jest to odpowiedni teren dla agitacji i propagandy, a nie własnych operacji. Nie był to też ich priorytetowy cel.
Po 11 września były nim Jemen, Arabia Saudyjska i Pakistan, tam właśnie kierownictwo al-Kaidy zorganizowało, sfinansowało i uzbroiło siatkę dżihadystów. Dziś dobrze działają już w Jemenie i Pakistanie. Pakistan, który nie jest krajem arabskim idzie własnym rytmem, jego problemy nie zmieniły się po arabskich powstaniach. Wywarły wpływ na Jemen, jednak wpływ al-Kaidy jest nieznaczny w porównaniu z oddziaływaniami plemiennymi i podziałami religijnymi. W Arabii Saudyjskiej miały miejsce szyickie demonstracje i istnieją poważne przesłanki, że problem może się nadal zaogniać, jednak al-Kaida nie angażuje się w sprawy szyitów.
Libia nigdy nie była dla al-Kaidy ważnym krajem. Rdzenna Libijska Islamska Grupa Walki (LIFG) w 2007 roku połączyła co prawda siły z al-Kaidą, jednak do 2009 rok Kadaffi niemal całkowicie zniszczył ten ruch (więcej na ten temat w: Terrorism Monitor, 5 maja 2005; 3 listopada 2005, 18 czerwca 2009). Dlatego też nie byli w stanie odegrać istotnej roli w niedawnych zamieszkach i nie stanowią siły w aktualnym obozie opozycyjnym, którego publiczna postawa jest niekompatybilna z doktryną al-Kaidy. Zachód wspiera tę opozycję i najwyraźniej stara się tak skalibrować swój udział, by nie zrobić ani za dużo ani za mało, ponieważ każda z tych skrajności byłaby wodą na młyn dla propagandy al-Kaidy. Trudno określić jak potoczy się sytuacja w Libii, jednak jak do tej pory sytuacja nie sprzyja tam al-Kaidzie.
Patrząc nawet na sytuację w Jordanii, Iraku i Algierii wygląda na to, że al-Kaida jest w tej samej sytuacji, w jakiej znajdowała się przed powstaniami – jej regionalny urok blednie, a ich siatki są wszędzie pod poważnym obstrzałem. Wniosek ten nie pomniejsza jednak wagi powstań w świecie arabskim. Ich doniosłości nie powinno się po prostu mierzyć za pomocą odniesień do al-Kaidy, każde z nich ma własną logikę i historię. Koniec końców, jeśli udadzą się jedynie rewolucje w Egipcie i Tunezji, ogromna część arabskiego świata znajdzie się pod sztandarem modernizacji i demokracji w kulturowo akceptowalnym wydaniu, co mogłoby stać się inspiracją dla wielu Arabów na Bliskim Wschodzie. Lokalne siły w buntujących się obszarach będą tymczasem głośniejsze niż ogólnoświatowa retoryka al-Kaidy. Na dłuższą metę jednak, jeśli powstania te nie polepszą losu ludzi, al-Kaida zacznie szukać nowych sposobów realizacji swego niszczycielskiego planu.
P.Ś.
Michael W. S. Ryan, Terrorism Monitor Volume: 9 Issue: 11 17 marca 2011
tłum GeKo