„Umiarkowani” islamiści, islamska „demokracja”

Przy okazji zamieszek w Tunezji czy w Egipcie media wiele uwagi poświęcają „umiarkowanym islamistom”, którzy mają potencjał przejęcia rządów w tych krajach.

Do tej pory obowiązywał podział na umiarkowanych muzułmanów, islamistów oraz terrorystów islamskich. Teraz w tej środkowej grupie wydziela się umiarkowanych islamistów. Komentatorzy polityczni zaliczają do nich Bractwo Muzułmańskie czy turecką partię AKP.

Pytanie, czy jest jakaś rzeczywista, istotna cecha, odróżniająca ich od innych islamistów, czy jest to raczej sposób rządów zachodnich na kontynuowanie dialogu z Turcją oraz na ewentualne wejście we współpracę z nowymi rządami arabskimi, bez narażania się na zarzut, że dogadują się z wrogami?

Bo co oznacza to „umiarkowanie”, jeżeli specjalista od spraw Turcji Soner Cagaptay z The Washington Institute for Near East Policy twierdzi, że pod rządami demokratycznie wybranej AKP Turcja zmierza w stronę społeczeństwa opartego na konserwatywnych, religijnych (a nie demokratycznych) zasadach?

Demokracja czy hipokryzja?

Demokracja czy hipokryzja?

Ideologowie Bractwa Muzułmańskiego, tacy jak Jusuf Al-Karadawi, mówią o zaistnieniu wolności  jako warunku koniecznym do wprowadzenia szariatu. Z kolei dr Nabil Shabib na stronie Bractwa, onislam.net (polecanej przez Ligę Muzułmańską w Polsce) postuluje „uwolnienie demokracji dla ludzi”. Od czego? Od sekularyzmu i liberalizmu. Na koniec zresztą i tak określa swój pomysł mianem rozwiązania islamskiego.

Przed kilkunastu laty była żywa dyskusja o tym, czy demokracja w państwach muzułmańskich jest możliwa. Wtedy zastanawiano się, czy można wprowadzić demokrację podobną do zachodniej, a za przykład krajów wiodących podawano Turcję i Malezję.

Dzisiaj dyskusja już nie dotyczy demokracji liberalnej; „umiarkowani” islamiści chcą demokracji islamskiej. Czym ona ma być? W skrócie – to wolne wybory, trójpodział władzy, przy jednocześnie silnej kontroli religijnych uczonych nad władzą ustawodawczą, ponieważ ustawy według islamistów powinny być zgodne z szariatem, Koranem itd. I nie są to mrzonki intelektualistów. Sondaż Gallupa z 2006 roku pokazuje, że w dziesięciu najliczniej zamieszkałych krajach muzułmańskich większość chce, żeby szariat był źródłem prawodawstwa, przy jednoczesnym poparciu dla demokracji. W Egipcie, który dzisiaj stoi w obliczu gwałtownych zmian, 2/3 populacji oczekuje, że szariat będzie wyłącznym źródłem prawodawstwa.

W efekcie umiarkowany islamizm wydaje się być tylko rodzajem gry, przyjęciem zasad demokracji w celu jej zniesienia. Postawieniem Zachodu w sytuacji, w której albo wytyka mu się hipokryzję i popieranie niedemokratycznych bliskowschodnich reżimów, albo Zachód zaczyna działać przeciwko rzeczywistej demokratyzacji i własnym interesom, wspierając islamistów. Cel islamistów pozostaje niezmienny.

Dlatego miło jest widzieć, że wśród politycznie poprawnych opinii wygłaszanych na Zachodzie nasi politycy zachowują daleko idącą powściągliwość. Minister Radosław Sikorski, komentując wydarzenia w Egipcie,  powiedział w niedzielę dla TVN24, że bywa tak, iż „najlepiej zorganizowaną siłą w takich sytuacjach są radykałowie islamscy, a to – chyba nie mamy złudzeń – mogłoby być lekarstwem, które jest gorsze od choroby.”

Parafrazując więc żart z czasów PRL-u o „demokracji socjalistycznej”: Czym różni się demokracja od demokracji islamskiej? Tym, czym krzesło od krzesła elektrycznego.

Jan Wójcik

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign
Avatar photo

Piotr S. Ślusarczyk

Doktorant UKSW, badacz islamu politycznego, doktor polonistyki UW; współprowadzący portal Euroislam.pl; dziennikarz telewizyjny i radiowy.

Inne artykuły autora:

Widmo terroryzmu wisi nad olimpiadą

Francja: „islamizacja” czy „islamofobia” ?

Niemcy: narasta zagrożenie islamskim terroryzmem