Od pięciu lat, kiedy to zamachowcy samobójcy zabili w Londynie 52 osoby, polityka rządu w kwestii islamskiego terroryzmu jest nieskuteczna, a problem odkłada się na później – stwierdza Douglas Murray, dyrektor brytyjskiego Centre for Social Cohesion.
Mija właśnie piąta rocznica od kiedy problem samobójczych zamachów pojawił się w Wielkiej Brytanii. 7 lipca 2005 trzech młodych muzułmanów brytyjskiego pochodzenia zdetonowało równocześnie trzy ładunki w londyńskim metrze. Czwarty mężczyzna zaatakował godzinę później w autobusie na Tavistock Square. Zginęły wówczas 52 osoby, wiele zostało rannych, zaś w kraju zaczęto zdawać sobie sprawę z poważnego problemu.
Choć jednak 7 lipca 2005 stał się datą, gdy dżihadyjski terroryzm zawitał na brytyjskie ulice, nie był to pierwszy atak islamistów brytyjskiego pochodzenia. Dwa lata wcześniej, dwóch młodych Brytyjczyków przeprowadziło samobójczy zamach w Tel Awiwie, w barze Mike’s Place. W 1996 mężczyzna nazywany pierwszym brytyjskim zamachowcem wysadził się w Afganistanie, walcząc u boku Talibów i chcąc zabić ich przeciwników. Do 2005 roku dżihadyści brytyjskiego pochodzenia walczyli na całym świecie, zachęcani w ojczyźnie przez radykalnych duchownych, wspierani przez układ z Wielką Brytanią, z pozwoleniem na działanie ze strony rządu, który uparcie wierzył w to, że jest to zewnętrzny problem. Aż 10 lat zajęła Wielkiej Brytanii ekstradycja do Francji Algierczyka oskarżonego o wysadzenie paryskiego metra w 1995. Brytania – podatna na wpływy – stała się magnesem dla zagranicznych dżihadystów i centrum wzrastającej radykalizacji.
W piątą rocznicę 7 lipca, Centre for Social Cohesion wydało publikację „Islamist Terrorism: the British Conections” (Islamski terroryzm: brytyjskie powiązania). Jest to praca wielkości ksiązki telefonicznej (500 stron), w której zebrano dane muzułmanów skazanych na przestrzeni ostatniej dekady za związane z islamem przestępstwa terrorystyczne. Zanalizowano tu także brytyjskie powiązania z islamizmem i terroryzmem na całym świecie od 1993 roku, wliczając w to wielu zagranicznych bojowników, przypadki ekstradycji oraz obywateli brytyjskich skazanych za granicą. Raport prezentuje też listę głównych powiązań i analizę danych, przedstawiając możliwie najbardziej prawdopodobny obraz tego, czym jest agresywny brytyjski islamizm.
Ekspert do spraw terroryzmu Marc Segeman powiedział o tej publikacji, że „w przyszłości stanie się niezbędnym odniesieniem dla wszelkich śledztw w Wielkiej Brytanii dotyczących neo-dżihadyjskiego terroryzmu”.
Wbrew temu, co twierdzi rząd, istnieją bardzo jasne wskazówki, pokazujące co motywuje działania skazanych za przestępstwa inspirowane islamem. Analiza 127 skazanych (i ataków) pokazała, że przeważająca większość (96 %) to mężczyźni, 69 % ma poniżej 30 lat, 32% skazanych ma związki z różnymi organizacjami, 14,5 % powiązania z Al-Kaidą, a 15 % związek z zakazaną obecnie Al-Muhajiroun, zaś 31 % brało udział w obozach szkoleniowych dla terrorystów organizowanych poza granicami Wielkiej Brytanii.
Nie można udowodnić natomiast tezy, iż przyczyną tych działań są: brak możliwości, ubóstwo, czy brak wykształcenia. Co najmniej 31% osób skazanych za przestępstwa związane z islamem uczęszczało na studia lub do szkoły oferującej wykształcenie wyższe. Jest wśród nich m.in. zamachowiec z „dnia Bożego Narodzenia” w University College London, który przypomniał nam, że są w tej grupie także ludzie uczęszczający do najlepszych szkół.
Błędna jest również myśl, że terroryzm nie może być określony rasowo. Rząd nie powinien ignorować niewygodnych faktów. Prawie połowa osób skazanych pochodzi z południowo-centralnej Azji (46%). Apologeci dżihadu starają się jednak przekonywać, że tego typu profilowanie jest szkodliwe. W rzeczywistości jednak może ono być przydatne jako narzędzie inwigilacji. The Intelligence and Security Committee, prowadząc śledztwo odnośnie ataków z 7 lipca, zakwestionował brak baz danych dotyczących tego tematu: „Komitet jest zarówno rozczarowany jak i zaniepokojony, że tak prosty, ale esencjonalny element bazy danych – skuteczne określenie terroryzmu – nie tylko nie został użyty, lecz także udostępniony”.
Wyliczyć można wiele przyczyn tego przeoczenia. Rząd stara się rozwiązać problem, z którym nie radzono sobie przez lata, niekiedy nawet go podsycając. Może to być spowodowane także tym, że od czasu ataku terrorystycznego z 7 lipca do polityki wkradła się ugrzeczniona fikcja, nieumiejętność radzenia sobie z faktami i niewygodną prawdą. Od 11 września 2001 siły brytyjskiego Security Service były niezwykle skuteczne, niemal co roku udaremniano jakiś spisek. Politycznie jednak brytyjska polityka radzenia sobie z radykalnym islamem została zaniechana, co może w przyszłości spowodować poważne problemy.
Taki stan rzeczy zapoczątkował Tony Blair, który po bombach w Londynie stwierdził, że zamierza zmienić „reguły gry”. Jednak nie zmienił ich nigdy, a powinien był wykorzystać tamtą okazję do wydalenia zagranicznych islamskich duchownych, ścigania i zamknięcia tych, którzy ćwiczyli się w obozach treningowych dla terrorystów oraz do podjęcia tematu, w jaki sposób można zrozumieć islam, i jak islam powinien pojmować Wielką Brytanię.
Zamiast wywalczenia poglądu na temat naszych wartości i niepodważalności naszego sposobu życia, Blair i jego towarzysze potraktowali radykalizację młodych muzułmanów jako zagadnienie teologiczne. Przez strategię „zapobiegania” miliony funtów zostały zainwestowane w programy zmierzające do tego, by odwieść różne odłamy islamu od radykalnych ideologii. Jednakże pieniądze te wydawano także na imprezy, podczas których przemawiali radykalni mówcy. Wspierano organizacje należące do grup takich jak Bractwo Muzułmańskie, uprawiające prozelityzm, dawah.
W wielu przypadkach, w kraju i za granicą rząd współpracował z politycznymi oponentami agresywnych grup, jednak przeciwnymi przemocy tylko w pewnych kontekstach.
Komitet doradczy Blaira składał się z ludzi, którzy wypowiadali się pochlebnie o Osamie bin Ladenie i wierzyli w to, że brytyjska polityka zagraniczna jest dyktowana przez Żydów i masonów. W najlepszym razie jest to równoznaczne z usprawiedliwieniem samobójczych zamachów w pewnym kontekście. Rząd dał się wciągnąć w tego typu myślenie, po czym kontynuowano tę politykę. Cały departament zgodził się na kłamstwo, że nie istnieje problem z islamskim ekstremizmem, a jedynie z „agresywnym ekstremizmem” i „antyislamską aktywnością” – a nie dżihadyzmem, jak zażyczyła to sobie nazywać Minister Spraw Wewnętrznych Jacqui Smith.
To wszystko to po to, by uspokoić muzułmańskich demagogów oraz zwyczajnych muzułmanów, mogących czuć się pod presją. Starano się przekonać, że każdy może stać się zamachowcem – samobójcą. Istnieje wiele zagrożeń dla bezpieczeństwa kraju. Na przykład irlandzcy republikanie nie akceptują „Porozumienia z Wielkiego Piątku”; działają tzw. „samotne wilki” – biali rasiści tacy jak David Copeland, zmachowiec z Brixton, Soho i Brick Lane. Jednakże największym wyzwaniem dla bezpieczeństwa jest Al-Kaida i inspirowany Al-Kaidą terroryzm. Dotychczas rząd desperacko unikał uznania tego faktu.
Oszacowano, że ponad 2000 osób stanowi w Wielkiej Brytanii zagrożenie terrorystyczne. W marcu 2005 około dwustu działaczy Al-Kaidy przebywało w kraju. W styczniu tego roku poziom zagrożenia terroryzmem wzrósł ze „znaczącego” do „wysokiego”, co oznacza, że atak jest wysoce prawdopodobny.
Policja i Security Service wykonują ciężką i skuteczną pracę, zapobiegając kolejnym atakom. Przez ostatnie pięć lat główne partie polityczne partie zawodzą w kwestii obrony brytyjskich wartości. Posłowie, którzy wypowiadali się szczerze, byli uciszani lub upominani przez swoje partie. Zewnętrzni krytycy radykalnego islamu również byli uciszani lub ignorowani.
Urzędnicy związani z zapobieganiem terroryzmowi pokazali jasno, że nie jest to pytanie „czy”, ale „kiedy” nastąpi kolejny” 7 lipca. Współpracując z ekstremistami i marginalizując nie tylko postępowych muzułmanów, lecz także pogląd większości społeczeństwa, rząd odkłada problemy na przyszłość. Czy na dłuższą metę lepiej będzie Wielkiej Brytanii się zislamizować, czy islamowi stać się bardziej brytyjskim? Rządowi Wielkiej Brytanii powinno zależeć na tym, żeby odpowiedzieć na te pytania w jasny sposób.
Tłum. JA
źródło: telegraph.co.uk