Opinie prof. Barry’ego Rubina w kwestii polityki zagranicznej USA.
Warto uważnie przyjrzeć się tym kilku słowom, które wypowiedział niedoszły zamachowiec Faisal Shahzad na swoim procesie, wytoczonym za próbę wysadzenia w powietrze Times Square. Zapytany o to, dlaczego jego celem stali się nowojorscy cywile odpowiedział:„Cóż, to Amerykanie wybierają swój rząd. Dla nas oni wszyscy są tym samym”.
Z jednej strony jest to typowa linia obrony terrorystów działających od Indii po Izrael. Co ciekawe, argumentacji tej można użyć jedynie przeciwko krajom demokratycznym. Każdy obywatel staje się uzasadnionym celem, ponieważ żyje w wolnym kraju. Oczywiście terrorysta wyznaje ideologię totalitarną, którą chce narzucić wszystkim innym. Stąd „oni wszyscy” odnosi się do mieszkańców danego kraju.
Jednak nie to jest sednem sprawy.
Słowa „oni wszyscy” odnoszą się również do rządów, które wybierają. W tym wypadku, władzą wybraną przez Amerykanów jest Barack Hussain Obama – prezydent za wszelką cenę pragnący udowodnić muzułmanom, że jest ich przyjacielem.
Niektórych to przekonuje. Aczkolwiek według badań opinii publicznej w krajach muzułmańskich, pomimo jego starań, poglądy muzułmańskiej większości nie uległy większej zmianie. Dla wielu z nich każdy amerykański rząd będzie „taki sam”. Nie dotyczyło to wyłącznie Georga W. Busha. Decyzja przeprowadzenia ataku na WTC, całe planowanie i duża część realizacji zamachu miały miejsce jeszcze za kadencji prezydenckiej Williama Jeffersona Clintona.
Jeśli chodzi o rewolucyjnych islamistów – al Kaidę, Hamas, Hezbollach, Talibów czy Bractwo Muzułmańskie – albo muzułmańskie reżimy w Iranie, Syrii czy de facto w Islamskiej Republice Gazy – dla nich wszystkie amerykańskie rządy są dokładnie tym samym. Codziennie, otwarcie mówią o tym w mediach i swych deklaracjach programowych.
Dla nich wszyscy Amerykanie są „tacy sami”, jak i wszystkie amerykańskie rządy są „takie same”. Nie ma tu podziału na konserwatystów i liberałów. Oni nienawidzą Stanów Zjednoczonych z powodu naszych wartości i polityki.
W kwestii polityki nie chodzi jednak o takie detale jak obecność wojsk USA w Afganistanie czy Iraku, nie chodzi nawet o poparcie dla Izraela, ponieważ dotyczy to popierania każdej władzy w kraju muzułmańskim, której nie piastują radykałowie. Trudno wyobrazić sobie politykę USA, satysfakcjonującą rewolucjonistów, chyba że mówimy o pełnym porzuceniu misji na Bliskim Wschodzie i wycofaniu poparcia dla jakiegokolwiek rządu w tym regionie.
Istnieje lepsza polityka dla Stanów Zjednoczonych: zwalczanie rewolucyjnych islamistów i rozsądne wspieranie nieradykalnych reżimów, będących pod obstrzałem islamistów – czy to w Algierii, Tajlandii, na Filipinach, czy w Maroko, Izraelu, Indiach, Arabii Saudyjskiej lub Egipcie. Wliczyć w to możemy również opozycję w Turcji i Iranie, jak i siły demokratyczne w Libanie, które opierają się dominacji Iranu, Syrii i Hezbollachu.
W przeciwieństwie do islamistów, nie uważamy, że wszystkie muzułmańskie kraje są takie same, nie wybierają też sobie swoich rządów. Rozróżnienie jakiego powinniśmy dokonać to podział na wrogów – rewolucyjnych islamistów i antyzachodnich nacjonalistów – oraz pozostałych, którzy może nie będą naszymi serdecznymi sprzymierzeńcami, lecz ludźmi z którymi można współpracować, by nie dopuścić do rozlewu krwi i przemocy w danym kraju, regionie, a może nawet na całym świecie.
prof. Barry Rubin – dyrektor Global Research in International Affairs, autor książki The Truth About Syria
tłum GeKo
na podst.: Global Politician