W Europie rosną nastroje antyimigracyjne. Tematem debaty politycznej i wyborów w różnych krajach staje się powstrzymywanie nielegalnej imigracji, a dyskurs w tej kwestii przechyla się na prawo.
Zwycięstwo w holenderskich wyborach Partii Wolności (PVV) Geerta Wildersa (niestety prorosyjskiego), to tylko kolejny kamyczek do ciągu zwycięstw europejskich partii, które w centrum swojej narracji postawiły postulat ograniczenia imigracji do ich kraju.
W Szwecji w ubiegłym roku, co prawda niewielką przewagą, zwyciężyła centroprawicowa koalicja, która w parlamencie otrzymuje wsparcie Szwedzkich Demokratów. Od ponad roku we Włoszech rządzi Giorgia Meloni, liderka Braci Włochów, i jeżeli za coś jest krytykowana to głównie za brak wprowadzenia skutecznej polityki powstrzymywania imigracji. Również ubiegłoroczne wybory prezydenckie we Francji zdominowane były przez problemy integracji i imigracji. I gdyby zsumować głosy w wyborach, to znakomita większość została oddana na kandydatów proponujących mniejsze lub większe zaostrzenie polityki imigracyjnej.
Z niepokojem śledzone są sondaże popularności partii w Niemczech, gdzie coraz popularniejsza jest antyimigracyjna (ale też prorosyjska) Alternatywa dla Niemiec, AfD. Co prawda do wyborów federalnych jeszcze zostały prawie całe dwa lata, ale w czerwcu będą wybory do parlamentów siedmiu z szesnastu krajów związkowych.
W przyszłym roku będą wybory w Portugalii, gdzie lewica raczej nie jest zagrożona, ale antyislamistyczna i antyimigrancka, prawicowa partia Chega! (Dosyć) w ciągu dwóch lat podwoiła popularność, do 14%. Z kolei w Belgii przed wyborami dwie partie reprezentujące antyimigracyjne postawy, Nowy Sojusz Flamandzki i Interes Flamandzki, mają łącznie 43% poparcia według ostatnich sondaży. Prawie rok trzeba poczekać do wyborów w Austrii, gdzie najpopularniejsza jest obecnie skrajnie prawicowa Wolnościowa Partia Austrii (FPÖ) z prawie 30% poparcia, a na trzecim miejscu za socjaldemokratami jest rządząca konserwatywna Austriacka Partia Ludowa (ÖVP), także zwolenniczka ograniczania imigracji.
Tak więc z tego, że w Polsce akurat mieliśmy do czynienia z taką sytuacją, iż PiS przedstawiał się od 2015 roku jako partia deklarująca zatrzymanie imigracji, więc jego przeciwnicy przyjmowali postawy krytyczne wobec polityki na granicy, nie wynika, że teraz koalicja byłych opozycyjnych partii będzie realizować proimigracyjną politykę. Zwłaszcza, że w końcówce kampanii Donald Tusk przyjął strategię atakowania Zjednoczonej Prawicy za niewywiązywanie się z obietnic w kwestii imigracji, ujawniania nieszczelności granicy, podgrzewania afery wizowej i straszenia ogromnymi liczbami legalnych imigrantów z krajów muzułmańskich, jakie rząd miał ściągnąć do kraju.