Terroryści działają z zaskoczenia. Hebrajskie media piszą o porażce służb i armii, które nie przewidziały zagrożenia. Przyjęto błędną strategię. Nie doceniono czynnika ideologicznego – islamscy fanatycy to przeciwnicy gotowi „na wszystko”.
Zmasowany atak na Izrael wywołał falę szoku. Informacje o tym, że dziesiątki terrorystów wydostały się ze Strefy Gazy i bezpośrednio atakują obywateli Izraela, zelektryzowała opinię publiczną i wywołała falę krytyki. Atak Hamasu pokazał braki w rozpoznaniu zagrożenia terrorystycznego. Izraelskie służby specjalne cieszące się uznaniem na całym świecie nadszarpnęły swój autorytet.
Izraelska armia potwierdziła, że dziesiątki terrorystów przedostało się do Izraela. Bojówkarze wykorzystali wszystkie możliwe drogi – lądową, powietrzną, a nawet morską. Specjalna bariera graniczna w kilku miejscach została naruszona. W strefach przygranicznych doszło do strać, dlatego też władze nakazały mieszkańcom bezpośrednio zagrożonych miejscowości pozostanie w domach i zabezpieczenie wejścia.
W miejscowościach na południu Izraela widziano grupki terrorystów atakujących cywilów. Obraz, jakim obecnie dysponujemy, zapewne jest niekompletny. Rząd Izraela stara się stonować nastroje i stosuje cenzurę wojenną.
Pomimo ograniczeń w przepływie informacji pojawiają się doniesienia o porwaniach żołnierzy i cywilów, którzy mają być przetrzymywani w charakterze zakładników. Zmasowany atak rakietowy oraz wtargnięcie sił Hamasu i Islamskiego Dżihadu na teren Izraela utrudniły koordynację działań obronnych.
W mediach pojawiły się bezpośrednie relacje, wskazujące na to, że terrorystom udało się przeniknąć do przygranicznych miast i miasteczek. Reporterzy wojskowi potwierdzili, że napastnicy Hamasu są prawdopodobnie w stanie przemieszczać się między Gazą a południowym Izraelem, przeprowadzać ataki i porywać Izraelczyków.