Grzegorz Lindenberg
Ostrożne oszacowania agencji wywiadowczych mówią o 3 000 mężczyzn z krajów zachodnich, którzy brali lub biorą udział w walkach islamistycznych grup w Syrii i Iraku (głównie w ISIS i Al Nusra).
Dodatkowo wyjechało tam z Zachodu kilkaset młodych kobiet, które wychodzą za mąż za terrorystów, a przy okazji uczestniczą w różnych islamistycznych działaniach typu policja obyczajowa, pilnująca odpowiedniego stroju i zachowania kobiet. Część z nich z dumą publikowała w sieciach społecznościowych zdjęcia, na których trzymała odcięte (przez mężów?) głowy wrogów.
Ilu z nich wróci? Ilu z nich będzie próbowało dokonać zamachów terrorystycznych na Zachodzie? Niektórzy już próbują.
W październiku 2013 policja londyńska zatrzymała koło Tower of London samochód, w którym jechało dwóch ludzi, zamierzających przeprowadzić atak terrorystyczny – byli to mieszkańcy Londynu, chociaż nie obywatele brytyjscy, którzy właśnie wrócili z Syrii.
W marcu 2014 policja francuska wykryła komórkę terrorystyczną, która planowała podkładanie bomb na Riwierze – terroryści wrócili z Syrii, mieli powiązania z grupą terrorystyczną, która przeprowadziła zamach na koszerny sklep w Paryżu we wrześniu 2012.
W maju 2014 francuski Algierczyk zabił cztery osoby przed muzeum żydowskim w Brukseli. Zamachowiec rok wcześniej brał udział w przetrzymywaniu grupy porwanych dziennikarzy w Syrii.
W lipcu 2014 policja norweska ogłosiła alarm z powodu planu przeprowadzenia zamachu bombowego przez ISIS – dodatkowo mieli porwać przypadkową rodzinę, nagrać na wideo odcinanie głów i opublikować nagrania na YouTube.
Podobny plan odkryto w Australii w październiku – tam odcinanie głów i nagrywanie tego planowano przeprowadzić na porwanych z ulicy przypadkowych przechodniach.
Szeroko znane, rzetelne szacunki norweskiego specjalisty od terroryzmu, Thomasa Hegghammera wskazywały, że nie więcej niż jeden na dziewięciu powracających na Zachód dżihadystów podejmuje działania terrorystyczne po powrocie. Jednak Hegghammer sam pisał, że jego analizy, oparte na danych sprzed konfliktu syryjskiego, mają tylko ograniczone zastosowanie w przewidywaniu przyszłych zachowań zachodnich dżihadystów.
Nową analizę i próbę przewidywania opublikowała właśnie w znakomitym piśmie „Foreign Affairs” profesorka amerykańskiego uniwersytetu Brandeis, Jytte Klausen, zdobyła rozgłos cztery lata temu, kiedy z jej akademickiej książki o karykaturach Mahometa publikowanych w Danii, wydawnictwo uniwersytetu Yale usunęło reprodukcje karykatur.
Profesor Klausen stworzyła dokładną bazę danych o zachodnich dżihadystach, sięgającą od roku 1993 do konfliktu w Syrii, a liczącą około 1500 osób. Na tej podstawie formułuje dwa przewidywania:
– po pierwsze około jedna trzecia zachodnich dżihadystów zostanie zabita w Syrii i Iraku, czyli z grupy 3000 osób pozostanie ok. 2000;
– po drugie, można spodziewać się, że aż jedna trzecia spośród powracających podejmie działania terrorystyczne. Historycznie, powracający dżihadyści angażowali się w przygotowanie najpoważniejszych zamachów (np. podłożenie bomby na Times Square w Nowym Jorku czy w nowojorskim metrze).
Jedna trzecia – to oznacza ponad 600 mężczyzn i nieznaną liczbę kobiet, którzy w najbliższych 2-3 latach będą próbowali podjąć jakiś rodzaj działań terrorystycznych na Zachodzie. Liczba ta może ulec zwiększeniu, jeśli do Syrii pojadą kolejni chętni do walki muzułmanie, a zmniejszeniu, jeśli duża liczba walczących zdecyduje się pozostać za granicą. Nie wiemy też, ilu z powracających zostanie izolowanych przez uwięzienie za uczestniczenie w walkach zagranicznej organizacji terrorystycznej albo poddanych procesowi deradykalizacji (o takich próbach radzenia sobie z powracającymi terrorystami napiszę osobno). W każdym razie mówimy o setkach terrorystów: zmotywowanych, wyszkolonych w zabijaniu i lubiących to zajęcie.
Jakiego rodzaju zamachów możemy się spodziewać? Analiza prof. Klausen wskazuje na próby przygotowania spektakularnych, wielkich zamachów. Wydaje się jednak, że przede wszystkim będziemy mieli do czynienia z nowym zjawiskiem, którego dziś najbardziej obawiają się zachodnie służby bezpieczeństwa: z bardzo wieloma samotnymi zamachowcami, dokonującymi krwawych zamachów przy pomocy prostych, powszechnie dostępnych środków. Zamachowcami będą zarówno mężczyźni jak i kobiety, bo one także za granicą oswoiły się ze śmiercią i okrucieństwem. Co gorsza, zamachy te mogą inspirować również tych, którzy na zagraniczną wojnę nie pojechali – setki radykalnych islamistów, którzy będą starali się wykazać swoją radykalnością albo zasłużyć na pewne miejsce w muzułmańskim raju. Mówimy więc już nie o kilkuset, ale na pewno o ponad tysiącu terrorystów, którzy w najbliższych latach będą próbować dokonać zamachów na przypadkowe ofiary.
Nie bez powodu wśród wymienionych na początku tekstu zamachów jedyny, który się powiódł, to zamach w Brukseli, dokonany przez samotnego terrorystę. Im lepiej pracują zachodnie agencje wywiadowcze, tym częściej potrafią unieszkodliwiać zamachy, przygotowywane przez grupy ludzi. Taka grupa musi się bowiem ze sobą komunikować, przynajmniej od czasu do czasu wykorzystując media elektroniczne, które zachodnie służby mogą kontrolować.
Natomiast działającego w pojedynkę (ewentualnie w dwie osoby) zamachowca, który nie zwierza się kolegom ze swoich zamiarów, nie można namierzyć. Szczególnie, jeśli nie planuje działań wymagających gromadzenia dużej ilości materiałów wybuchowych albo specjalnych przyrządów. Jeśli natomiast posługuje się pistoletem, który łatwo zdobyć w środowiskach przestępczych (tak jak terrorysta z Brukseli, który miał za sobą długoletnią karierę kryminalną) albo, jak zabójcy brytyjskiego żołnierza, nożem i tasakiem, to dodatkowo utrudnia to wykrycie go odpowiednio wcześnie.
Jaki cel przyświecałby tym zamachowcom, dokonującym dziesiątków krwawych ataków na pojedynczych, Bogu ducha winnych ludzi na Zachodzie? Wydaje się, że chodzić będzie nie o politykę zagraniczną państw zachodnich, ale o politykę wewnętrzną. Chodzić będzie o sterroryzowanie opinii publicznej i polityków zachodnich, żeby zgodzili się na de facto autonomię islamskich dzielnic w zachodnich miastach, o akceptację szariatu wśród społeczności muzułmańskich i o całkowity zakaz krytyki islamu w zachodnich mediach.
Czy zachodnie społeczeństwa się na to zgodzą? Wyobraźmy sobie, że co tydzień dokonywany jest kolejny krwawy zamach na przypadkowego obywatela, a makabryczne szczegóły jego śmierci są rozpowszechniane w Internecie. Społeczeństwo coraz bardziej przerażone jest atakami, którym służby bezpieczeństwa nie są w stanie zapobiec, a które dosięgnąć mogą każdego. Czy wówczas rząd – na przykład niemiecki – dla świętego spokoju nie uchwali ustaw „O poszanowaniu autonomii kulturowej społeczności muzułmańskich” albo „O zwalczaniu mowy nienawiści dotyczącej islamu”?
Tfu, tfu, tfu, na wilka urok.