Nadrenistan

Piotr Ślusarczyk

Klasyczna poetyka zna pojęcie „pars pro toto”, co znaczy dosłownie „część zamiast całości”. Sięga się po ten chwyt językowy po to, by za pomocą pojedynczego przykładu pokazać szerszy kontekst. Dla mnie miniaturą współczesnej Europy jest Nadrenia.

W tym miejscu jak w soczewce skupia się bowiem większość problemów z wojującym i politycznym islamem. Wydarzenia w tym regionie Niemiec stały się ostatnio przedmiotem zainteresowania także zagranicznych mediów.

Milicja obywatelska

W cywilizowanym, europejskim państwie monopol na użycie przemocy ma jedynie państwo, które działa za pośrednictwem rozmaitych służb, przede wszystkim wojska i policji. Jeśli gdzieś łamane jest prawo, powiadamia się o tym policję i właściwe organa sprawiedliwości. Policja rzecz jasna powinna zapewnić ludziom elementarne poczucie bezpieczeństwa.

Kiedy jednak państwo nie funkcjonuje jak powinno, obywatele zaczynają brać sprawy w swoje ręce. Szczególnie groźne zjawisko możemy zaobserwować między innymi w Düsseldorfie. Po doświadczeniach nocy sylwestrowej wielu mieszkańców Niemiec straciło zaufanie do najważniejszych instytucji własnego państwa – policji, mediów i rządów federalnego. Jaskrawym tego przykładem jest tworzenie tzw. patroli obywatelskich. Na początku stycznia na fecebooku zawiązała się grupa „Düsseldorf passt auf!” (Düsseldorf patrzy). W ciągu zaledwie paru dni zgromadziła ponad trzynaście tysięcy członków. Jej członkowie mówili wprost o tym, że chcą wyręczać policję, zapewniając bezpieczeństwo kobietom. Inicjatywa ta spotkała się o ostrym protestem władz.

Sytuacja ta pokazuje z jednej strony głęboki kryzys państwa, z drugiej zaś tworzy, zresztą nie pierwszy raz, niebezpieczny precedens. Obywatele, czując zagrożenie, odwracają się do cywilizowanych i demokratycznych struktur. Stąd już jeden krok do otwartego, siłowego konfliktu wewnątrz społeczeństwa. Wbrew zapewnieniom rozmaitych „autorytetów medialnych” sytuacja przypomina beczkę prochu. Po jednej stronie mamy sfrustrowanych i agresywnych imigrantów muzułmańskich, po drugiej zaś tzw. „prawicowych ekstremistów”. Wśród tych ostatnich znajdują się zarówno zwolennicy skrajnej prawicy oraz tzw. „zwykli obywatele”, którzy obserwując bezradność władz i nachalną propagandę mediów, gotowi są  osobiście wymierzać sprawiedliwość.

Kamieniem w transseksualistów

W innym nadreńskim mieście, Dortmundzie, grupa młodych muzułmanów niedaleko dworca kolejowego rzucała kamieniami w dwie transseksualne osoby. Ta próba ukamienowania zaskoczyła działaczy na rzecz równouprawnienia mniejszości seksualnych i zasiała sporo niepewności w kręgach lewicowych. Do tej pory bowiem działacze równościowi stawiali w jednym rzędzie gejów i lesbijki oraz muzułmańskich uchodźców. W tych obu grupach dostrzegali ofiary represyjnej kultury (post)chrześcijańskiej.

Kto mówi głośno o antywolnościowym charakterze islamu, bez pardonu nazywany jest antyislamskim rasistą.

Tymczasem niewielu wyznawców multikulturowej ideologii zadało sobie w ogóle pytanie o to, jak tradycyjny islam traktuje gejów, lesbijki, osoby bi- czy transseksualne. Te wydarzenia z kolei pokazują, że wcale nie fanatyczny katolik stanowi zagrożenie dla mniejszości seksualnych, lecz grupa młodych i gorliwych wyznawców Allaha. Prawo koraniczne jednoznacznie zabrania kontaktów homoseksualnych, interpretatorzy Koranu spierają się o wymiar kary. Jedni chcą karać gejów więzieniem, a inni śmiercią. Te religijne nakazy znajdują swoje odbicie w stanie prawnym niektórych państw muzułmańskich. Oczywiście zdarzają się inicjatywy pojedynczych imamów, którzy gotowi są tolerować mniejszości seksualne, jednak znakomita większość muzułmanów, także tych żyjących w Europie, ma zdecydowanie negatywny stosunek do, powiedzmy, „nienormatywnych zachowań seksualnych”.

„Antyislamski rasizm”

Nie tylko lewicowi islamofile, ale także muzułmańscy ekstremiści chętnie posługują się argumentem dyskryminacji i rasizmu, kiedy w przestrzeni publicznej proces islamizacji napotyka opór. Władze Uniwersytetu Technicznego w Dortmundzie podjęły decyzję o likwidacji „pokojów ciszy” na wydziale fizyki, po tym jak muzułmańscy studenci przekształcili te pomieszczenia w salę modlitw. Położyli dywany. Przynieśli ze sobą egzemplarze Koranu. Zastosowali także segregację płciową. Studentkom, które chciały skorzystać z „pokoju ciszy”, muzułmańscy mężczyźni to uniemożliwiali, każąc im wcześniej założyć chustę i zrezygnować z perfum. Kiedy dziewczyny ignorowały prośby, wywiązywały się kłótnie. Dyrekcja uczelni odmówiła także oddania tych pomieszczeń na wyłączność wyznawcom Allaha, za co została oskarżona o dyskryminację i „antyislamski rasizm”.

Podane wyżej przykłady pokazują wyraźnie zarówno realny (patrole obywatelskie), jak i symboliczny konflikt między liberalnymi wartościami (równouprawnienie płci, świeckość uniwersytetu, wolność seksualna) a licznymi przybyszami „ubogacającymi” europejską kulturę.

Kto mówi głośno o antywolnościowym charakterze islamu, bez pardonu nazywany jest „antyislamskim rasistą”.

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign