Wiadomość

Za islamski ekstremizm nie odpowiada „całe społeczeństwo”

Brytyjskie nastolatki na lotnisku Gatwick., w drodze na dżihad do Syrii. Pierwsza z prawej Shamima Begum.
Brytyjskie nastolatki na lotnisku Gatwick., w drodze na dżihad do Syrii. Pierwsza z prawej Shamima Begum.

Wiele się mówi o przypadku Shamimy Begum, jednak w debacie publicznej brak najbardziej istotnej kwestii z nim związanej: kto mianowicie ponosi odpowiedzialność za to, kim się stała i gdzie się znalazła ta przerażająca młoda kobieta.

Sara Khan, komisarz rządu ds. ekstremizmu, kilkakrotnie interweniowała w sprawie Begum i w każdym przypadku nalegała, żeby Begum miała możliwość powrotu do Wielkiej Brytanii ponieważ w przeciwnym razie „ekstremiści znaleźliby się w korzystnej sytuacji”.

Niektórych z nas trochę już jednak nuży ilość ostrzeżeń przed działaniem „na korzyść ekstremistów”. Wniosek, który nasuwa się po dwudziestu latach wysłuchiwania podobnej retoryki, jest taki, że jedyna rzecz, która nie działałaby „na korzyść ekstremistów”, to pozwolenie, żeby ekstremizm zatriumfował.

W swoich interwencjach Khan podkreślała, że w sprawie Begum należy uwzględnić dwie kwestie. Pierwszą jest internet. W artykule zatytułowanym “Odrzucając Shamimę Begum odrzucamy nasze wartości”, opublikowanym przez The Sunday Times, Khan twierdzi, że Begum została „urobiona i wykorzystana przez ekstremistów w niekontrolowanym i zapewne nieodpowiedzialnym świecie mediów społecznościowych”. Wczoraj spotkało to Shamimę, więc jutro może przytrafić się to nam.

W swoim artykule Khan odmalowuje Begum jako biedną ofiarę sił większych niż ona sama. Gdybyśmy tylko w Wielkiej Brytanii wykształcili lepsze zrozumienie ekstremizmu – argumentuje cierpliwie rządowa komisarz ds. ekstremizmu – „być może Shamima nigdy nie odbyłaby tej zgubnej podróży”.

Kolejna sugestia Khan to „odpowiedź całego społeczeństwa” na ekstremizm, w tym „zamkniętych i opornych społeczności”. Radzenie sobie z tym problemem to „obowiązek, który spoczywa na nas wszystkich”. Jest to imponująco bzdurne twierdzenie, ponieważ w rzeczywistości większość Brytyjczyków nie ma absolutnie żadnych możliwości powstrzymania ekstremizmu. Biorąc pod uwagę oskarżenia, które poleciałyby w ich stronę, naiwnością byłoby w ogóle próbować.

Twierdzenie, że każda brytyjska ciocia, kuzyn w drugim pokoleniu i starsza sąsiadka muszą współdziałać, żeby powstrzymać milenarystycznych islamistów, ochotników do ucinania innym głów i niewolenia Jezydów, to moim zdaniem trochę za dużo. A to jest w dzisiejszej Brytanii wygodna odpowiedź na ekstremizm. Obwiniajmy potężne siły – internet, całe społeczeństwo – a proponowane rozwiązania staną się tak szerokie i miękkie, że właściwie nie będą miały znaczenia.

Problem z takim rozpraszaniem odpowiedzialności polega na tym, że zdejmuje ciężar z tych, którzy rzeczywiście są odpowiedzialni. Zamiast rozdzielać winę między wszystkie gospodarstwa domowe w kraju, może powinniśmy wszyscy (podążając za rządową komisarz ds. ekstremizmu) wskazać palcem na przyjaciół, rodziny i meczety tych okropnych dziewcząt? Co takiego byśmy wtedy zobaczyli?

Zanim Shamima i jej dwie koleżanki szkolne uciekły, żeby przyłączyć się do ISIS, to samo zrobiła inna uczennica o łudząco podobnym imieniu – Sharmeena Begum. Wygląda na to, że zachęcała Shamimę i jej koleżanki, żeby poszły jej śladem. To odpowiednie i konkretne miejsce, któremu można przypisać część winy.

Są też krewni. Cztery lata temu pisałem o rodzinie jednej z dziewcząt ze szkoły w Bethnal Green. Niektórzy czytelnicy być może pamiętają, że ojciec jednej z trzech nastolatek, pan Abase Hussen, wystąpił przed komisją parlamentarną Keitha Vaza i zarzucił policji, że nie powstrzymała jego córki przed dołączeniem do Państwa Islamskiego.

Komendanci zastraszonej brytyjskiej policji karnie stawili się przed tą samą komisją, żeby wyrazić skruchę z powodu swoich niedociągnięć. W ramach swojej zręcznej  kampanii Hussen pozwolił się sfotografować z pluszowym misiem w rękach i wielokrotnie tłumaczył naiwnym brytyjskim mediom i politykom, że nie ma pojęcia, skąd w głowie jego córki wzięły się grzeszne, islamistyczne myśli.

Jakiś czas później odnalezione zostało nagranie z 2012 r., na którym widać, jak pan Hussen bierze udział w demonstracji w Londynie. Nie był to wiec nawołujący do pokoju na świecie i miłości, ale protest zorganizowany przez Anjema Choudary’ego, na którym płonąć miały nie tylko amerykańskie flagi. „Wyznawcy Mahometa podbiją Amerykę” – głosił baner na czele pochodu. Na tym samym marszu obecny był Michael Adebowale, jeden z zabójców żołnierza Lee Rigby’ego.

Ciekawe, gdzie córka pana Hussena podłapała radykalne poglądy? We własnym domu, czy bardziej ogólnie, ze społeczeństwa brytyjskiego, z powodu jego niedoskonałości?

Jak pisałem cztery lata temu: „Pan Hussen przyjechał do tego kraju z Etiopii i część swego czasu od przyjazdu spędził na potępianiu go i na kampanii mającej go radykalnie zmienić. Gdy coś przytrafia się jego rodzinie, jego pierwszą reakcją jest atak na władze kraju, który udzielił mu schronienia. To jednak oczywiście nic zaskakującego. Szokuje jednak poziom osłabienia naszego kraju, o czym świadczy fakt, że zakładamy tu błąd instytucji społecznych, a nie szukamy go bliżej rodzin tych dziewcząt.”

Ludzie, na których rzeczywiście spoczywa odpowiedzialność [za ekstremizm], powinni zostać odseparowani, oskarżeni i deportowani albo osadzeni w więzieniu. Tak zrobiłoby społeczeństwo będące przy zdrowych zmysłach.

Przyjrzyjmy się pozostałym winnym. Można uznać, że dobrym wyznacznikiem poglądów krzewionych przez rodziny dżihadystek z Bethnal Green są wypowiedzi prawnika, którego zatrudniono do ich reprezentowania. Tym prawnikiem jest Tasnime Akunjee, który ostatnio ponownie pojawił się w mediach, przekonując Wielką Brytanię, żeby postrzegała Shamimę jako ofiarę „urabiania”. Nikczemny internet i takie tam.

Takie podejście niby przypadkiem robi z ciebie i mnie – drogi czytelniku i  czytelniczko – osobę równie odpowiedzialną za islamistyczny ekstremizm, jak pan Akunjee. I o to mu właśnie chodzi.

W 2015 r. Akunjee również jawnie i wielokrotnie strofował brytyjską policję za „niepowodzenia”. Wyszło wtedy na jaw, ze on sam jest ekstremistą, powiązanym m.in. z organizacją Cage. Prawnik pastwił się nad policjantami za nieumiejętne czytanie w myślach córek swoich klientów, chociaż wcześniej twierdził, iż brytyjscy muzułmanie nie powinni w ogóle współpracować z brytyjską policją.

Dlatego, nawet gdyby jego klienci rzeczywiście się martwili, że ich córki chcą się przyłączyć do ISIS, Akunjee zapewne doradziłby im, żeby pod żadnym pozorem nie mówili tego policji. I jeszcze jedno – Akunjee uważa, że służby bezpieczeństwa „stworzyły” Michaela Adebolajo, drugiego zabójcę Lee Rigby’ego.

A co z meczetem? Czy na niego też można wskazać palcem? Cztery lata temu, kiedy Shamima z przyjaciółkami wyjechały do ISIS, przywódcy muzułmańscy pierwsi obwinili internet o radykalizację nastolatek. Potworna rzecz, ten internet; jak strasznie potrafi namieszać ludziom w głowach. Powtarzam jeszcze raz, było to wygodne dla wszystkich zainteresowanych. Każdy miał rolę do odegrania.

A prawda była znacznie mniej wygodna. W 2015 r. wyszło na jaw, że ojciec Sharmeeny (pierwszej uciekinierki) powiedział, że córka wielokrotnie prosiła go „o zabranie jej do meczetu we wschodnim Londynie, by mogła się w nim modlić”.

Wygląda na to, że właśnie w tym meczecie (East London Mosque) Sharmeena początkowo uległa radykalizacji, prawdopodobnie za sprawą członkini kobiecego skrzydła Islamic Forum of Europe, znanego jako Sister’s Forum albo Muslimaat. Przyrodni wujek Sharmeeny (Baki Miah) powiedział wtedy w wywiadzie, że niektóre z kobiet w meczecie mówiły jego przyrodniej bratanicy, że “jeśli pojedzie do Syrii i w niej umrze, to pójdzie do raju”. „Jestem pewien na 500%, że została urobiona w East London Mosque. Spędzała większość czasu w tym meczecie” – dodał krewny.

Rozumiem bardzo dobrze, dlaczego przywódcy meczetu, rodziny uciekinierek, ich przyjaciele i prawnicy, chcieliby obarczyć winą internet i wszystkie brytyjskie rodziny. Zdumiewa mnie jednak to, dlaczego rządowa komisarz ds. ekstremizmu – osoba zobowiązana do mówienia prawdy – zaczyna grać w tę samą grę, swobodnie i emocjonalnie rozciągając winę na całe społeczeństwo podczas jednej ze swoich rzadkich interwencji w debacie publicznej.

Być może Sara Khan stara się zyskać podziw i wiarygodność w oczach radykałów, którzy i tak nadal będą jej nienawidzieć. Jest jeszcze powód społeczny stosowania takiej gry uników. Kiedy winę tak bardzo się rozwodni, nie da się z tym nic zrobić.

Wolałbym inne podejście. Ludzie, na których rzeczywiście spoczywa odpowiedzialność, powinni zostać odseparowani, oskarżeni i deportowani albo osadzeni w więzieniu. Tak zrobiłoby społeczeństwo będące przy zdrowych zmysłach. Do tego powinna zmierzać każda osoba zobowiązana przez swoją funkcję do mówienia prawdy.

Sarę Khan mianowano komisarz ds. ekstremizmu, ponieważ po atakach na Westminster Bridge, Manchester Arena oraz London Bridge i Borough Market powiedziała, że „dość tego”. Najwyraźniej nie było dość. Gdyby było, to nie bylibyśmy świadkami tego profesjonalnego unikania winy. Spojrzelibyśmy problemowi prosto w twarz, a następnie go rozwiązali.

Douglas Murray

Tłum. Małgorzata Borsuk na podst.: spectator.co.uk

Polecamy również: Adolf Eichmann i jego arabscy przyjaciele

 

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign
Avatar photo

Douglas Murray

Konserwatywny publicysta i pisarz, założyciel Center for Social Cohesion, redaktor prestiżowego magazynu "The Spectator". Autor książek "Przedziwna śmierć Europy", "Szaleństwo tłumów: Gender, rasa, tożsamość.

Inne artykuły autora:

Adolf Eichmann i jego „arabscy przyjaciele”

„Ten kraj jest niewybaczalnie naiwny wobec ekstremistów”

Kto zgarnie nastepną wygraną za udział w dżihadzie?