Melanie Phillips
Tuvia Tenenbom*, najostrzejszy i najbardziej prowokacyjny obserwator tego, co jątrzy się pod powierzchnią układnego społeczeństwa, zwrócił swoją uwagę na „uchodźców” w Niemczech.
Ku swojemu zaskoczeniu i niemałej konsternacji to, co odkrył, nie dotyczy imigrantów, a raczej samego kraju landów i nie jest to nic przyjemnego.
W swojej nowej książce „Hello, Refugees!” Tenenbom wykorzystuje swoją znaną już, choć nie mniej miażdżącą taktykę ukrywania za swoimi blond włosami, jowialną sylwetką i nieokreślonym akcentem tego, że urodził się i został wychowany w ortodoksyjnej rodzinie w Izraelu. Wiele osób, do których kieruje swoje prostolinijne, ale porażająco bezpośrednie pytania, uznaje go za antysemitę – takiego jak oni sami. Otwierają się przed nim z wyjątkową szczerością, dzięki temu Tuvia może się później podzielić wnikliwymi wglądmi.
W „Hello, Refugees!” „Toby Niemiec” – jego poprzednie wcielenie – stał się „Tobym Jordańczykiem”. Tenenbom podawał się za syna jordańsko-europejskich rodziców i wykorzystywał płynną znajomość arabskiego, żeby zdobyć dostęp do obozów dla uchodźców w Niemczech. Mediom notorycznie odmawia się do nich wstępu.
To, co tam odkrywa, wywołuje w nim głęboki szok. Imigranci są „przechowywani” w całkowicie nieodpowiednich warunkach – mieszkają po dwanaście osób w pokojach, które nazywane są „kontenerami” i tak samo wyglądają. Egzystują na okropnym jedzeniu, bez pracy i perspektyw na opuszczenie tych zagród. Zostali praktycznie porzuceni tutaj przez państwo niemieckie.