Jan Wójcik
Jeżeli by patrzeć wyłącznie pod kątem problemów poruszanych przez nasz magazyn, to wybory do Parlamentu Europejskiego wygrali głównie kandydaci sceptycznie nastawieni do islamu oraz opowiadający się za kontrolowaniem imigracji do Europy. I chodzi tu nie tylko o zwycięstwo obozu PiS.
Jeżeli prześledzimy nasz przedwyborczy materiał o poglądach głównych kandydatów, to z list Koalicji Europejskiej dostał się do PE Marek Belka, w debacie wyborczej mówiący o „egzystencjalnym zagrożeniu z Afryki”, a także Leszek Miller, od lat nie kryjący się z krytycznymi poglądami wobec narzucania Europie islamistycznej cenzury. Mandat zdobył też Jerzy Buzek, który popierał przyjęcie uchodźców, jednak od początku był za uszczelnieniem granic i ograniczeniem milionowej imigracji. Podobnie wypowiadał się ostatnio Jarosław Kalinowski. Mandat zdobyła też Róża Thun, ale cóż: w tej beczce miodu musi się znaleźć i łyżka dziegciu.
Dużego sukcesu nie odniosła też Wiosna Roberta Biedronia, kojarzona z najbardziej proimigracyjną polityką.
W nadchodzącej kadencji, wśród tych, o których wiemy, że otrzymają mandat i mogą wspierać szkodliwe dla Unii Europejskiej działania proimigracyjne, są: Magdalena Adamowicz, Robert Biedroń, Włodzimierz Cimoszewicz, Adam Jarubas, Ewa Kopacz, Janina Ochojska, Róża Thun.
W całej Europie sytuacja powyborcza jest zróżnicowana. W krajach takich, jak Francja, Węgry czy Włochy partie antyimigranckie odniosły duży sukces. Mowa tu o partii Marie Le Pen, Fideszu i Lidze Północnej. W Niemczech i Szwecji AfD (10,8%) i Szwedzcy Demokraci (15,6%) ugruntowali swoją pozycję, ale ich pochód się zatrzymał.