Niechęć Turcji do wypuszczenia zagranicznych obywateli aresztowanych w trakcie czystek po nieudanym puczu budzi podejrzenia, że są oni przetrzymywani w charakterze zakładników, by państwa zachodnie zgodziły się na ekstradycję Turków uznanych za wrogów reżimu – pisze „Politico”.
To jednak nie tylko domysły, bo obawy potwierdza sam prezydent Turcji Erdogan. W przemówieniu z końca września domagał się wymiany Fetullaha Gülena na dwóch amerykańskich misjonarzy przetrzymywanych w Turcji. „‚Oddajcie nam pastora’ mówią. Wy także macie jednego pastora. Oddajcie go nam” – dokładnie powiedział Erdogan, czyniąc aluzje do Andrewa Brunsona, pastora protestanckiego kościółka w Izmirze, który został uwięziony pod zarzutem „zagrożenia dla bezpieczeństwa narodowego”. Jak większość aresztowanych, miał mieć związki z ruchem gulenistów, oskarżanych o pucz.
W dzisiejszej Turcji jedna rozmowa z niewłaściwą osobą wystarczy do postawienia zarzutów o związki z organizacją uznaną za terrorystyczną, nawet jeżeli jest się chrześcijańskim duchownym.
W podobnej sytuacji jest dziennikarz „Die Welt”, obywatel Niemiec tureckiego pochodzenia Deniz Yücel, który zdaniem odchodzącego ministra spraw zagranicznych Sigmara Gabriela (SPD) jest „zakładnikiem”. Co więcej w czerwcu „Bild” informował, że ze strony Erdogana padła oferta wymiany dziennikarza na dwóch tureckich generałów, którzy poprosili w Niemczech o azyl. Niemieckie władze temu zaprzeczają, ale w związku z puczem w tureckim więzieniu siedzi 12 niemieckich obywateli – dziennikarzy i działaczy społecznych.
Na wyrok do 15 lat więzienia czeka, uwięziony wraz z dziewięcioma innymi działaczami Amnesty International Peter Steudtner. Oskarżeni są o wspieranie organizacji terrorystycznej. Liczący się niemieccy politycy, tacy jak Martin Schultz czy Cem Ozdemir, nazywają to już wprost braniem zakładników. (j)
Źródło: Politico