Europejska Komisja przeciwko Rasizmowi i Nietolerancji chwali Niemcy za coraz dalej idące restrykcje dotyczące wolności wypowiedzi, ale domaga się ich zwiększenia.
W marcowym raporcie na temat sytuacji Niemiec ECRI, ciało eksperckie powołane przez Radę Europy, wyraża zadowolenie ze zmian w niemieckim prawie prasowym i prawie dotyczącym internetu, które ich zdaniem zmierzają do ograniczenia mowy nienawiści. Jednym z problemów niemieckiej debaty publicznej, stymulującym mowę nienawiści, jest według ECRI sprzeciw wobec decyzji kanclerz Angeli Merkel o otworzeniu granic przed masową migracją.
„Ta 'kultura-powitania’ zmobilizowała setki tysięcy osób, które pomagały w przyjmowaniu i wspieraniu nowoprzybyłych, z których wielu było syryjskimi uchodźcami”, zauważają autorzy raportu. Z zaniepokojeniem stwierdzają, że „inne części populacji jednak wykazały zaniepokojenie falą imigracji. Wrogie i ksenofobiczne postawy rozpowszechniły się, a publiczna debata się pogorszyła”. Skutkiem tego ma być coraz większa popularność prawicowej Alternatywy dla Niemiec (AfD), a jako przyczynę ECRI wskazuje debatę o napaściach seksualnych podczas Sylwestra w Kolonii w 2015, czy po zamachu na jarmark bożonarodzeniowy w Berlinie.
Dla ECRI problemem nie jest tylko podżeganie do przemocy. Wskazuje na krytykę dyskursu migracyjnego, krytykuje wypowiedź ministra spraw wewnętrznych, że „islam nie należy do Niemiec”, która odnosiła się do kontekstu historycznego i kulturowego. Krytykowała też wyrażanie przez niego zadowolenia ze skutecznej deportacji Afgańczyków.
ECRI widzi też rozwiązanie co do zmiany takich nastrojów – jest nim ograniczenie dyskusji na te tematy. Jednym z działań jest tu przyjęta w 2017 roku zmiana kodeksu dziennikarskiego, która zakłada niepodawanie danych osób popełniających przestępstwa, wywodzących się z etnicznych, religijnych i innych mniejszości, chyba że uzasadnia to interes publiczny.
Także kontrowersyjne i szeroko dyskutowane prawo o internecie, NetzGesetz, jest zachwalane przez organizację. Zmusza ono media społecznościowe do usuwania w ciągu 24 godzin treści, co do których pojawiają się skargi na ich nielegalność, pod karą nawet do 50 milionów euro. Inne instytucje, jak Reporterzy bez Granic czy Specjalny Sprawozdawca ONZ ds. Wolności Wypowiedzi, uważają, że takie masowe działania w pośpiechu mogą zniszczyć wolność słowa i debaty publicznej.