Wiadomość

Po co PiSowi Turcja?

Wizyta prezydenta Andrzeja Dudy w Turcji (fot. Jakub Szymczyk/KPRP)
Wizyta prezydenta Andrzeja Dudy w Turcji (fot. Jakub Szymczyk/KPRP)

Polska wyprawa do Ankary po drony, wzmocnienie bezpieczeństwa i nawiązanie współpracy, odbiły się szerokim echem w dyskusjach dziennikarzy, polityków i analityków. Wielu z nich jeden aspekt jednak umknął.

Na wizytę prezydenta Andrzeja Dudy i towarzyszących mu ministrów w Turcji można patrzeć przez pryzmat interesów. Tak właściwie chciałoby środowisko, które bezkrytycznie popiera polsko-tureckie zbliżenie – żebyśmy zapomnieli, że Erdogan to dyktator, który wsadza polityczną opozycję do więzienia, przeprowadził ostre czystki, wspiera dżihadystów i rozgrywa wojny proxy niszczące życie bezbronnych ludzi… lista jest dłuższa. Żebyśmy w imię cynicznej realpolitik, opisanej dosadnie przez prezydenta USA Franklina D. Roosevelta frazą „to skurwysyn, ale nasz skurwysyn”, skupili się na korzyściach w kwestii bezpieczeństwa, jakie Turcja ma ich zdaniem zapewnić Polsce.

Ile realizmu w realpolitik?

Tureckie drony, które jak okazało się po długiej dyskusji, nie sprawdziły się tak naprawdę przeciwko regularnej armii rosyjskiej, a raczej w konfliktach z niedozbrojonym przeciwnikiem, zostały potraktowane jako gest polityczny, symbol współpracy i wabik. Najistotniejsze jest to, że Turcja ma sprzeczne interesy z naszym największym przeciwnikiem, Rosją, przekonywali rodzimi realiści. Z tego powodu na wschodniej flance NATO powinniśmy tworzyć sojusze zacieśniające współpracę. Pojawiły się trójkąty wspólnych interesów Polska-Rumunia-Turcja, czy Polska-Ukraina-Turcja. Wykazywano, że Turcja wiąże siły rosyjskie na Kaukazie, w Syrii i Libii. Chociaż tyle przez lata się udało osiągnąć, że nie padł tradycyjny argument z cytowaniem „czy przybył poseł z Lechistanu?”.

Ten suchy zdawałoby się, przemyślany bez emocji realizm, jednak cierpi na poważne zawężenie pola widzenia i wiele spraw zdaje się obserwatorom umykać lub być bagatelizowanych. Naczelną zasadą naszego bezpieczeństwa jest członkostwo w strukturach Zachodu, czyli NATO i UE. Turcja realizująca swoje interesy i popadająca przez to w coraz ostrzejsze konflikty z zachodnimi krajami, budowaniu stabilności i wiarygodności Paktu Transatlantyckiego nie służy. Ze sporami między Grecją a Turcją NATO nauczyło się radzić, nim jeszcze my pojawiliśmy się w Sojuszu.

Nie było jednak takiej rozbieżności z główną siłą, Stanami Zjednoczonymi, takiej, która doprowadziła do nałożenia sankcji na turecki przemysł militarny za zakup broni od Rosji. Narasta też konflikt z Francją dotyczący zarówno jej wewnętrznych spraw, jak i szerokich interesów w Afryce i wschodnim basenie Morza Śródziemnego. Nawet Niemcy, którzy związani są z Ankarą silnymi interesami gospodarczymi i dużą mniejszością turecką, wypowiadają się w sposób umiarkowany; widać też, że coraz częściej na celownik biorą islamistyczne organizacje sponsorowane przez turecki rząd i traktują je jako agentów wrogiego wpływu.

Odpowiedź na to pada z różnych stron, że właśnie z uwagi na coraz większe rozdźwięki pomiędzy państwami Zachodu, trzeba przyjąć w Polsce zimne kalkulacje i koniecznie szukać potencjalnych realnych partnerów bezpieczeństwa na wschodzie. I to widać w dość nerwowych ruchach po decyzji prezydenta USA Joe Bidena, który kwestię dokończenia gazociągu Nord Stream 2 zostawił w rękach niemieckich. Nasza dyplomacja wkrótce po tym pojawiła się z wizytą w Turcji i w Chinach.

Czy próbujemy uczyć się od Turcji polityki balansowania Zachodu i Wschodu? Niestety, skutki takiego działania w przypadku Turcji opisywaliśmy i chociaż w naszym kraju nie brakuje zachwyconych geniuszem Erdogana, w samej Turcji jest ich zdecydowanie coraz mniej. Przy okazji warto zauważyć, że bojkotując rurociąg omijający Polskę i Ukrainę, udajemy się jednak do kraju, który wspólnie z Rosją wybudował Turkstream, o podobnym geopolitycznym znaczeniu jak NS2.

Byłoby to paradne, gdyby rząd, który w 2015 roku doszedł do władzy sprzeciwiając się islamskim imigrantom czy ostrzegając przed szariatem w Szwecji, za wzór postawił sobie islamistyczną partię.

Nikt nie stara się wyjaśnić, jakie gwarancje Turcja daje, żeby zacieśniać te więzy w kontekście prowadzonych przez nią sporów. Wielu wystarczy przekonanie, że jest na kolizyjnym kursie z Rosją. Gdy jednak przyjrzymy się temu, to kolizje Turcji z Rosją wyglądają dość powtarzalnie. Najpierw jest eskalacja konfliktu toczonego nie swoimi rękami, przy niewielkich zniszczeniach, a następnie wypchnięcie z układanki interesów państw zachodnich i podział wpływów między Rosję i Turcję. Jest to relacja agresywno-symbiotyczna, z wskazaniem jednak na symbiozę, przynoszącą ostatecznie obustronne korzyści.

Z głosowań NATO wynika, że Turcja mocno walczy o swoje interesy i nie wahała się szkodzić naszym, tłumacząc to często tym, że musi prowadzić ostrożną politykę wobec „północno-wschodniego mocarstwa”.

Religijno-narodowy sojusz

Jeżeli tego realizmu w tym realpolitik nie ma tak wiele, to może trzeba zacząć zastanawiać się, czy nie jest to ideologiczne pokrewieństwo rządów, opierających swoją legitymację na religii i narodzie? Do tego podlane resentymentami, że Francuz nas zawsze zdradzi i ma cztery wsteczne biegi w czołgu, Niemcy wiadomo, a na USA coraz mniej można polegać.

Zbieżność zapatrywania na pewne sprawy jest widoczna. Środowiska rządzące w obu krajach opierają się „zgniłemu Zachodowi”, który według nich chyli się ku upadkowi. Zapobieżenia degradacji społecznej szukają w odwołaniach do tradycji religijnych i narodowych; obydwa prowadzą na swój właściwy sposób politykę historyczną. Turcja wypowiedziała, a PiS dąży do wypowiedzenia przez Polskę Konwencji Stambulskiej o zapobieganiu przemocy wobec kobiet. Podobnie niechętne jest podejście w obydwu krajach do środowisk LGBT. AKP skutecznie ograniczyła rolę wolnych mediów w Turcji poprzez zawłaszczenie ich przez skoligacone z nim konglomeraty – jest obawa, że podobny proces na dużo mniejszą skalę i wolniej, ale zachodzi też w Polsce.

Jedynie pozostaje mieć nadzieję, że w sprawach zarządzania bankiem centralnym PiS nie będzie naśladował Turcji, z lirą pikującą coraz bardziej w dół, a zapowiedzi współpracy polsko-tureckiej w sferze banków centralnych padły przecież przed wizytą polskiego prezydenta w Ankarze.

Czy przez ten pryzmat patrzą na Turcję dzisiejsi polscy decydenci? Trudno powiedzieć. Za dużo zbieżności, by ten trop zostawić, jednak takie jasne deklaracje nie padły. W środowisku Zjednoczonej Prawicy oczywiście przez przypadki odmienia się religię, odnowę moralną, konserwatywną rewolucję. Te same hasła, które towarzyszyły władzy tureckich islamistów. Byłoby to paradne, gdyby rząd, który w 2015 roku doszedł do władzy sprzeciwiając się islamskim imigrantom czy ostrzegając przed szariatem w Szwecji, za wzór postawił sobie islamistyczną partię.

Nieważne jednak, czy o polityce rządu PiS wobec Turcji decyduje wspomniany realizm, czy też ideologia. Oba podejścia są błędne, bo ich źródłem jest zawężenie perspektywy.

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign
Avatar photo

Jan Wójcik

Założyciel portalu euroislam.pl, członek zarządu Fundacji Instytut Spraw Europejskich, koordynator międzynarodowej inicjatywy przeciwko członkostwu Turcji w UE. Autor artykułów i publikacji naukowych na temat islamizmu, terroryzmu i stosunków międzynarodowych, komentator wydarzeń w mediach.

Inne artykuły autora:

Jak Donald Tusk debatę o imigracji zakończył

Kolejny meczet w Warszawie. Kto go buduje?

Torysi boją się oskarżeń o islamofobię